29.07.2009 | Czytano: 1972

Jaka jesteś podhalańska piłko?

Podhalański Podokręg Piłki Nożnej ma pod sobą blisko 60 klubów. To ogromna armia piłkarzy, ponad 4 tysiące! Wiele okręgów zazdrości Podhalu ilości zespołów i rozbudowanego systemu rozgrywek, gdzie nie tylko latem kopie się piłkę.

Blisko 2-miesiące trwają mistrzostwa Podhala w piłce halowej począwszy - od turniejów trampkarzy młodszych, a skończywszy na oldbojach. Latem podokręg prowadzi rozgrywki dla ponad 120 drużyn w klasie A, dwóch B i jednej C oraz juniorów i juniorów młodszych ( trzy ligi) oraz trampkarzy młodszych. W ostatnich latach spory prestiż zyskał Puchar Podhala, który wyłania mistrza tego regionu.

Ilość nie przekłada się w jakość
Niestety ostatni sezon potwierdził, iż piłka w góralskim wydaniu obniżyła poziom. Podkreślają to sami zawodnicy. - Poziom z roku na rok się obniża – ocenił król strzelców klasy A, Mirosław Sulka, który nadal czeka, że ktoś z PPPN choćby malutkim pucharkiem doceni jego snajperskie wyczyny.

Wtórują mu trenerzy. – Poziom wyrównał się, lecz...w dół – mówią ironicznie i dodają. - Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy było utworzenie ligi okręgowej, gdzie swoje miejsca znalazły najlepsze jedenastki Podhala.

Mocna, pięciozespołowa armia musiała osłabić „Serie A”, a przecież jeszcze jest Lubań Maniowy w czwartej i Watra była w piątej lidze. Druga przyczyna to duży odpływ sporej liczby graczy. Nie oszukujmy się, piłka na Podhalu to czyste amatorstwo. Dlatego piłkarze szukają innych form zarobku, a często znajdują je poza granicami kraju. Rotacje w składach są ogromne. Trenerzy tylko modlą się, by jakiś gracz nie wybrał się za Ocean czy na Wyspy Brytyjskie w poszukiwaniu chleba. Ci co pozostali nie mają czasu na systematyczne treningi, bo „robota” nie pozwala.

– Mówienie o tym, że jest systematyczne trenowanie nawet w klasie A, po prostu mija się z prawdą. W wielu klubach wszystko robi się na dziko. Pracuje się nieraz dwa razy w tygodniu z…pięcioma, a nawet dwoma piłkarzami. Często juniorami – mówi Jan Kunka.

Przed każdą kolejką trenerzy mają trudny orzech do zgryzienia. Nieraz trudno skompletować im gołą jedenastkę. Cieszą się, gdy przed pierwszym gwizdkiem sędziego na odprawę przyjdzie jedenastu sprawnych piłkarzy. Nieraz dopiero w trakcie meczu uzupełniają skład. Jeszcze na swoim boisku jest jako, tako, ale podczas wyjazdowej „sesji” problem narasta. Dodajmy do tego, że jedną z przyczyn absencji są ciężkie sobotnie noce piłkarzy, po rodzinnych czy wiejskich uroczystościach. W klasach B i C nieraz zespoły występują w 9 – lub 10 –osobowych składach.

/uploads/galleries/l/2c9dfe6519fd3aad44c235ecb3248f90.jpg

W juniorach jest jeszcze gorzej. Wiele spotkań kończyło się przed czasem, bo jedna z drużyn była zdekompletowana. Nawet gospodarzom to się zdarzało. Sporo było walkowerów, bo drużyna nie stawiła się na zawody. Nie było z kim jechać. Niepokojące były też wyniki, często dwucyfrowe. Niektóre drużyny, by uniknąć kompromitacji, nie wychodzili już na drugie połowy.

- Przyjeżdża drużyna do nas w siedmioosobowym składzie i po pary minutach jeden z graczy leży na murawie. Sędzia musi zakończyć spotkanie. Teraz słyszę, że żadna z drużyn nie spada z II ligi juniorów, a trzy z niższej się dokooptuje. To dopiero będą cyrki. Duch sportowej rywalizacji zostanie całkowicie zabity. Po co na siłę rozbudowywać ligę. Nikogo to nie uszczęśliwi – mówi Jan Kunka.

- Kiedyś w okolicach byliśmy jedną wioską, w której kopano piłkę. Garnęli się do nas chłopcy w okolicznych wiosek. Gdy w tych miejscowościach powstały kluby piłkarskie wszyscy narzekamy na brak piłkarzy – mówi Eugeniusz Gogola.

Rodzynki w zakalcu
W tym zakalcu można znaleźć kilka rodzynków. Możemy poszczycić się zaledwie jedną drużyną w czwartej lidze. Od kilku lat gra w niej maniowski Lubań. Podopieczni Bartłomieja Walczaka uplasowali się w środku tabeli, a więc z nawiązką zrealizowali plan, który zakładał utrzymanie się w lidze. Trener jednak jest bardzo wymagający i twierdzi, że…

- To był nieudany sezon. Z takim personalnym składem powinniśmy zająć znacznie wyższe miejsce. Z analizy poszczególnych spotkań wynika, że powinniśmy być bogatsi o co najmniej 12 „oczek”.

Maniowianom przytrafił się wypadek przy pracy, czyli odpadnięcie w Pucharze Podhala. Gdy wyeliminowali z rozgrywek obrońcę trofeum Watrę Białka Tatrzańska, wydawało się, że trofeum jest na wyciagnięcie ręki, że wyczyszczona została droga do jego zdobycia. Tymczasem nowotarska Szarotka, która spadła z klasy A ( ćwierćfinał) wylała na głowy faworyta kubeł zimnej wody.

- Przegrana była bolesna, bo finał pucharu rozgrywany był w Maniowach. Nie dziwi, zatem rozgoryczenie działaczy i kibiców, którzy mieli absolutnie podstawy sądzić, że będziemy finalistą tych rozgrywek - dodaje Bartłomiej Walczak.

Jednym z jaśniejszych wydarzeń tegorocznego sezonu było zdobycie przez Sylwestra Kurnytę tytułu króla strzelców czwartej ligi.

/uploads/galleries/l/9f508332b43d9e61f3784e8f0b034ea0.jpg

W piątej lidze mięliśmy Watrę. Gdyby nie słaba jesień, to kto wie, czy podopieczni Stanisława Stramy nadal nie graliby w tej klasie rozgrywkowej. Finisz mieli imponujący. Spadek z V ligi powetowali sobie w Pucharze Polski. Watra sięgnęła po Puchar OZPN i powtórzyła wyczyn Porońca Poronin z 1994 roku. W tej drużynie grał trener Watry i Lubania. Białczanie odpadli z Pucharu Polski dopiero w półfinale na szczeblu Małopolski.

- Zespół miał dwa oblicza, inne jesienią, inne wiosną – przyznaje trener Watry, Stanisław Strama. – Na wiosnę udało nam się stworzyć młody, wspaniały zespół z charakterem, co pokazaliśmy w Pucharze Polski. Dojście do półfinału MZPN, to duży sukces i jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi.

Podhale miało w szóstej lidze pięć zespołów. Najlepiej zaprezentowali się zakopiańczycy. Mieli szansę awansu do wyższej ligi. Walczyli do ostatniej kolejki, ale… ciut zabrakło. - Pozostał pewien niedosyt. Wprawdzie celem było piąte miejsce i to zostało zrealizowane, ale sytuacja w tabeli, jaka wykrystalizowała się w trakcie rozgrywek, dawała nadzieję na awans. Stąd uczucie niespełnienia – powiedział Piotr Apollo, wiceprezes KS Zakopane.

Pozostałe ekipy walczyły cały czas o utrzymanie się. Poroniec i Wierchy dopiero w barażach zachowały ligowy byt. Orkan nawet do baraży się nie dobił i opuścił szóstoligowe towarzystwo. Tylko Orawa miała spokojną głowę i czas na regeneracje sił przed finałem Pucharu Podhala. To trofeum dostało się w ich ręce. - Do trzech razy sztuka. Dwa razy byłem w finale, dwa razy przegrałem z Wierchami Rabka minimalnie i niezasłużenie. Teraz po 13 latach pracy z tym zespołem sięgnęliśmy po puchar i mistrzostwo Podhala – mówił trener Orawy, Bogdan Jazowski.

Potencjał na trzecia ligę?
Od lat kibicom i działaczom marzy się na Podhalu trzecia liga. Ktoś po tym co wyżej przeczytał popukałby się po głowie. Co oni wygadują? Są jednak tacy, którzy twierdzą, iż z tak ogromnej armii piłkarzy, która jest na Podhalu, powinno się stworzyć jeden mocny zespół, który występowałby co najmniej na trzecioligowych boiskach. Zawsze jednak rozmowy na ten temat kończą się na…działaczach i ich uporze, a więc widzeniu tylko końca własnego nosa. Każda wioska ma ogromne ambicje i chce mieć swoją drużynę. Chce być lepsza od sąsiada za miedzy. Jeśli już jakaś „gwiazdeczka” pojawi się w ich zespole, to za żadne skarby nie chce jej udostępnić konkurencji. Nawet jeśli to jest kosztem zawodnika, który mógłby rozwinąć swój talent w lepszej drużynie, czy lidze. Od razu pada pytanie: „Dlaczego oni, a nie my?”

/uploads/galleries/l/29d623e1c4007293d214efcbd4efc380.jpg

- Myślę, że czwarta liga to góra, co może być na Podhalu. Żadnego zespołu na Podhalu nie stać na grę wyżej. Lubań Maniowy ma możliwości, bazę, a mimo wszystko sami stwierdzili, iż czwarta liga jest na razie optimum. Gdyby pojawił się jakiś klub, z możnym sponsorem i zaoferowałby 17 – i 18 –latkom dobre warunki do uprawiania tego sportu, to może wtedy… Choć to też nie gwarantuje awansu, sukcesów. Gwiazdy same nie będą grały, musi ktoś na nie pracować. Dotychczas lepszy gracz albo wyjeżdża za chlebom, albo przestaje trenować zadawalając się grą w niższych ligach. Musiałaby się zmienić mentalność młodych piłkarzy i działaczy. Musiałoby dojść do zjednoczenia klubów, a na to się nie zanosi – mówi były trener Jordana, Daniel Siwor.

Mała „kasa”
Niektórzy twierdzą, iż mentalność młodych można zmienić tylko kasą. Tej jednak na Podhalu nie widać. Na palcach jednej ręki można policzyć kluby, które mają drobnych sponsorów. Są to zazwyczaj fanatycy. Reszta klubów utrzymuje się z dotacji gminnych. Z takiej „kasy” nie da się zrobić dużego futbolu. Można zaledwie kupić kilka piłek do treningu, koszulki, getry i korki oraz opłacić wpisowe i sędziów. Od czasu gry Podhala w trzeciej lidze nic się nie zmieniło. A może jest gorzej. Dzisiaj zawodnicy często zadni są na siebie. Jak choćby w nowotarskiej Szarotce. Praktycznie wszystko sobie opłacali. Pozostawieni zostali na łaskę losu. Robili co mogli, bo futbol jest dla nich wszystkim, ale bez pomocy z zewnątrz niewiele zdziałali. W przyszłym sezonie stolica Podhala będzie miała swojego przedstawiciela w klasie B! Smutne, ale prawdziwe.

Gdzie te „perełki”?
Podhalański futbol poszczycić się może sporą liczbą piłkarzy, którzy kształcili się, bądź kształcą w SMS. Najświeższy przykład to Lubań Tylmanowa. Niemal połowa zespołu pobiera (ła) naukę w tej placówce. Na razie żadni z tych, którzy pobierali nauki w prywatnej SMS nie przebili się, a czesne wcale nie jest niskie.

Papierkiem lakmusowym klasy piłkarzy jest zainteresowanie nimi możniejszych i lepszych. Co się okazuje? Z podhalańskiego klubu na salony dotychczas wskoczył tylko Jakub Hładowczak, wychowanek zakopiańskiej Jutrzenki. W Podbeskidziu występuje Marcin Folwarski, wychowanek Wierchów Lasek. Teraz Marcin Król (Watra) ma szansę zaistnienia w ogólnopolskich rozgrywkach. Do kadry Małopolski rocznika 1996 dostał się Jakub Dziubas z Białki Tatrzańskiej. To stanowczo za mało.

/uploads/galleries/l/b88054a8328a934a891c626c3600aa65.jpg

- Tylko twardziele mogą się dzisiaj przebić wyżej. To co wtedy wystarczało, by grać w trzeciej lidze (Podhale Nowy Targ występowało w tej klasie rozgrywkowej w sezonie 1977/78), dzisiaj jest zdecydowanie za mało. Inne są metody treningowe. Sporo w naszych ligach jest nawyków wyniesionych z gry w juniorach, które blokują rozwój, a który nie da się wyplenić w dorosłej piłce, tym bardziej, gdy trenuje się sporadycznie. Poziom jest więc zdecydowanie niższy – twierdzi Kazimierz Dzielski, jeden z piłkarzy Podhale z tych lat.

Trener za grosze
Pozostaje jeszcze kwestia zarobków trenerów pracujących z młodzieżą. Będzie to reelekcja ponadregionalna, ale bardzo istotna. Wszyscy zgadzają się, że z najmłodszymi powinni pracować najlepsi trenerzy. Serce, swoje umiejętności mogą poświęcić tylko młodym adeptom, gdy ich głowa nie będzie zaprzątnięta innymi sprawami. Aby tak się stało szkoleniowcy od młodzieży powinni być, tak jak na zachodzie, a nawet za naszą południową granicą, sowicie opłacani. Muszą zajmować się tylko szkoleniem, a nie dodatkowymi jeszcze zajęciami, jak załatwianiem transportu, zakupem sprzętu, pracą w szkole, itp. Na razie pracują z nastolatkami eks-piłkarze, prawdziwi miłośnicy tej dyscypliny i robią to nie bacząc na ewentualne zyski. Generalnie jednak kto przyjdzie pracować za 400 czy 500 złotych? – pytają.

Brak wzorów
Jeszcze kilka lat wstecz młodzi adepci piłkarskiej sztuki z naszego regionu mieli kogo podglądać i uczyć się. Biegali po naszych boiskach piłkarze z najwyższej półki, by wspomnieć choćby Jerzego Kowalika czy też Zdzisława Strojka, Grzegorza Bamburowicza i Andrzeja Lizaka. Nie sposób wszystkich wymienić. Ostatnio taką „perełką” był Tomasz Rogala z Poronina, na pozycji bramkarskiej i Janusz Nawrocki z LKS Szaflary. Swojscy piłkarze byli równie wysoko cenieni, ale… teraz kopią futbolówkę w amatorskich ligach.

/uploads/galleries/l/1b8284a1d0c20781a41cb8abc447fde7.jpg

Pomoc „swoim”
Kibice to nierozłączny element każdego widowiska sportowego. Na podhalański futbol przychodzą zwykle całymi rodzinami, traktując mecz jak piknik. Ze wszystkich sił starają się wspomóc „swoich”, czyli mężów, synów, kolegów, sąsiadów. Podobnie jak kibice na największych stadionach świata wymagają od nich jednego – zwycięstwa. Jaki jest więc portret statystycznego kibica piłkarskiego na Podhalu?

Pierwszym wrogiem miejscowych fanów piłki jest sędzia. Każdy gwizdek sygnalizujący przewinienie piłkarza miejscowej drużyny jest odbierany jako akt wielkiej niesprawiedliwości. Przymknięcie oka na faul rywala jest podstawą do spekulacji, czy aby stronniczość nie jest bezinteresowna. Jeśli dodać do tego niezbyt wysoki poziom znajomości przepisów, zdarza się paskudne wyzywanie pana z gwizdkiem.

- Stan posiadania sędziów nie jest w naszym podokręgu imponujący – mówi referent obsady, Marek CiężobkaKolegium Sędziowskie liczy 70 arbitrów. Podokręg dochował się jednego arbitra trzecioligowego (Grzegorz Noworolnik) i czwartoligowego (Paweł Folwarski), dwóch sędziów mogących prowadzić zawody piątoligowe (Łukasz Królczyk, Jan Chlipała), czterech klasy okręgowej ( Marek Ciężobka, Bogusław Górnik, Stanisław Tworek, Tomasz Jabłoński) i piętnastu klasy A.

/uploads/galleries/l/0ec501139d437609d999504284272f34.jpg

Biją „sprawiedliwych”
– Nie uniknęliśmy prób pobicia arbitrów – informuje przewodniczący Komisji Dyscypliny PPPN, Franciszek Siuta. – W Łopusznej Jarosław Klamerus zaatakował arbitra i mecz został przerwany, a agresor teraz 18 miesięcy odpoczywa od futbolu. Sytuacja powtórzyła się w Chabówce, tam również doszło do ekscesów, za które miejscowy piłkarz Kacper Filas „wisi” pół roku. Niepokojące jest to, że wulgarne zachowania dotyczą juniorów i trampkarzy. Najsurowsza kara dotknęła juniora nowotarskiej Szarotki, Arkadiusza Czubernata, który ma 18 miesięcy, by przemyśleć swoje postępowanie. Zdarzały się wypadki, że na boisko wtargnął kibic. W takich przypadkach klub ponosi kary grzywny. Karzemy też za brak służb porządkowych na obiekcie. Na tym polu jest jeszcze wiele do zrobienia. Nie będziemy pobłażać. Będziemy karać łącznie z zamykaniem boisk. Zawodnicy i sędziowie muszą czuć się bezpieczni.

Perswazja
Osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo na stadionach, zwani „porządkowymi”, szczególnie na wiejskich stadionach są w bardzo trudnej sytuacji. Nie łatwo bowiem utrzymać w ryzach kolegę lub sąsiada, szczególnie gdy pojawia się na meczu w stanie lekko „zmęczonym”. Nie za bardzo można stosować metody „siłowego” rozwiązania problemów, powszechnie stosowane w wielkich miastach. Najbardziej skuteczna zwykle jest perswazja.

Stefan Leśniowski

Komentarze







Tabela - Klasa B gr. 1

Lp Drużyna Mecze Punkty
1. Skałka Rogoźnik/Stare Bystre 6 10
2. Unia Naprawa 5 13
3. KS Luboń Skomielna Biała 6 12
4. Szarotka Rokiciny Podhalańskie 5 10
5. Skawianin Skawa 6 8
6. KS Lawina Spytkowice 6 8
7. Delta Pieniążkowice 6 7
8. Janosik Sieniawa 5 4
9. Podgórki Krauszów 6 3
10. Krokus Pyzówka 5 0
zobacz wszystkie tabele

Terminarz

zobacz więcej
reklama