Wiele lat spędził w tym klubie jako piłkarz, a minionej wiosny wystąpił w roli grającego trenera i wyciągnął Czarnych z samego dna. Na jego miejsce w Czarnych szykowany jest Marcin Pająk.
- Czekam na telefon od prezesa Wiatru. Na razie na sto procent nie mogę powiedzieć, że objąłem Wiatr – mówił w południe www.sportowepodhale.pl Dariusz Cholewa, by o 19 poprowadzić trening z nowym zespołem. – Zaproponowano mi prace w tym klubie. W Czarnych prezes mnie nie zatrudniał, prowadziłem drużynę na życzenie Janka Głowacza. Chłopcy solidnie przepracowali zimę i były wyniki, ale przestali uczęszczać na treningi. To mnie denerwowało. Uważam, że tylko solidna praca przynosi efekty. Nie ma sensu pracować z 5-6 piłkarzami.
Po rundzie jesiennej wydawało się, że Darek Cholewa przyjął zespół rozbity niepowodzeniami. Zimą dał chłopakom niezły wycisk, a to procentowało z każdą kolejką. Gdy innym brakowało pary, to Czarni sprawiali wrażenie jakby liga się dla nich dopiero zaczęła. Gromili rywala za rywalem.
O Dariuszu Cholewie środowisko piłkarskie na Podhalu mówi człowiek „nie do zdarcia”. Inni dodają „ o żelaznych płucach”. Ma 48 lat, a dużo młodsi przy nim wysiadają. Nie ma chyba kibica, który by go nie znał. Na pewno pamięta go także Zdzisław Janik z turnieju halowego. Krakowianin co roku w cuglach zdobywał koronę strzelców, aż pewnego razu „ do muru” przycinał go Cholewa.
- W piłkę gram ponad 35 lat – wspomina. - Przygoda z futbolówką zaczęła się w Gwardii Koszalin, bo stamtąd pochodzę. Tam się urodziłem, we wspomnianym klubie grałem od trampkarza do juniora. Potem ożeniłem się w górach i zakotwiczyłem w drużynie Czarni Czarny Dunajec. Ubierałem też koszulki w barwach Porońca Poronin, Huraganu Waksmund, Lubania Maniowy i pięć zespołów w Stanach Zjednoczonych. Piłka jest dla mnie jak narkotyk Dokąd będę miał zdrowie, to będę ganiał za futbolówką. Jeśli nogi mi wytrzymają, to czemu nie. Kondycję mam żelazną. Skąd mam takie płuca? Dużo biegam, ćwiczę i mimo, iż latka lecą, u mnie na razie wszystko jest „ok”. Nie daję się młodym.
Wiatr bliski był utraty kapitana, Arkadiusza Rajczaka. Zawodnika, który robił grę, „rzucał” piłki najlepszemu strzelcowi Wojciechowi Siucie. Kapitan w zwyczaju jako ostatni opuszcza tonący statek, ale temu, pod banderą „Wiatru”, zatonięcie nie grozi Czyżby przestraszył się gry w wyższej lidze? - pytali sympatycy ludźmierskiego klubu. Popularnego „Minesa” widziano ostatnio na…treningu nowotarskiej Szarotki, a więc zespołu, który wrzucił w otchłań klasy B. Stąd przypuszczenia o zmianie barw klubowych. Wszyscy z niecierpliwieniem czekali, czy o 19 pojawi się na boisku w Ludźmierzu. Pojawił się! Zostaje!
Stefan Leśniowski