03.07.2009 | Czytano: 1933

Człowiek o „gołębim sercu”

Piłkarze z Lipnicy Wielkiej są fenomenem w podhalańskim piłkarstwie. Po pięciu latach istnienia sekcji, piłkarze i działacze w minioną niedzielę świętowali awans do klasy A. Wielka w tym zasługa prezesa Stanisława Wojtusiaka. Nic więc dziwnego, że z historycznego sukcesu cieszył się jak dziecko.

- Człowiek o „gołębim sercu” i pracowity jak mrówka – mówią o nim kibice. – To człowiek orkiestra. Tak naprawdę pełni tyle funkcji, że nie sposób ich wymienić – dodają inni. - Ogromnie mecze przeżywa. Teraz biega wzdłuż linii i poucza piłkarzy, wcześniej jeszcze obgryzał paznokcie – mówi szef Klubu Kibica.

Już awans do finału Pucharu Polski w 2007 roku był ogromną sensacją. – Dajcie mi jeszcze dwa lata, a będziemy w klasie A – zapewniał wtedy prezes i…słowa dotrzymał.

Klub nie miał bazy i trzeba było ją stworzyć. W ciągu ostatnich dwóch lat powstało boisko piłkarskie z zapleczem. To wszystko dzieło Stanisława Wojtusiaka, który tylko on wie ile kosztowało go to negocjacji, przekonywania ludzi do tej idei. Ile wydeptał ścieżek w gabinetach samorządowców i sponsorów. W 2008 roku – całkiem zasłużenia – został uznany najlepszym piłkarskim działaczem roku w plebiscycie PPPN. - Nie spodziewałem się, że ktoś doceni to co robimy w Lipnicy Wielkiej – mówił łamliwym głosem, gdy odbierał statuetkę dla najlepszego działacza roku.

Czym jest dla niego piłka? Pasją, hobby, miłością? Właściwie wszystkim razem. Życiem. Poświęcił jej całe niemal swoje życie. Od kiedy wszedł w te tryby, nie mógł się już z nich wyzwolić. Nie całkiem to może precyzyjne – bowiem wcale wyzwalać się nie chciał. Gotów był poświecić bardzo wiele. Nawet życie rodzinne, gdy tylko wymagała tego sprawa klubu. I tak bez przerwy przez większą część życia. Z sezonu na sezon, z meczu na mecz, ze zgrupowania na zgrupowanie.

Śmiało można powiedzieć, że sekcja piłkarska w Babiej Górze to jego dziecko. Klub co prawda jest wiekowy, ale piłki w niej nie było dopóki nie pojawił się pan Stanisław.

Jako młody chłopak kopał piłkę i jak mawiają ci, którzy go znają, że miał płuca z żelaza. Nie miał sobie równych na prawej obronie w LZS Lipnica Wielka. Nie tylko nie pozwolił rywalowi przedostać się pod bramkę swojej drużyny, ale także bardzo często inicjował akcje zaczepne. Był takim ofensywnym kryjącym. Mógł sobie na to pozwolić, bo biegał wspaniale. Szybko więc dopadał przeciwnika, który myślał, że Stasia ma już z głowy i teraz tylko bramkarz postaje do pokonania. Tymczasem wyrastał jak spod ziemi i zawodnik przeciwnej drużyny był w ogromnym szoku. Tak wielkim, iż często bez atakowania oddawał piłkę.

- To były lata 80-te – wspomina. – Tutaj też po raz pierwszy zakosztowałem co to jest prezesowski chleb. Potem wyjechałem na Węgry do pracy. Pracowałem w Elektrowni Atomowej POKS, 100 kilometrów od Budapesztu. Przebywałem tam półtora roku. W tym czasie nie zerwałem z czynnym uprawianiem sportu. Występowałem w drużynie Budostal II na prawej pomocy. Zostałem nawet królem strzelców w rozgrywkach międzyzakładowych. Nie tylko kopałem piłkę, ale także startowałem w zawodach lekkoatletycznych. Byłem mistrzem na 3 tysiące metrów i brązowym medalistą na 400 metrów. Po powrocie nie było w Lipnicy Wielkiej klubu. Nie było ludzi chętnych do współpracy. Zaczęto reaktywować piłkę. Od 2003 roku jestem prezesem Babiej Góry.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki klub zaczął rosnąć w siłę. Szybki awans z klasy C do B. W 2007 roku Babia Góra była największą rewelacją na Podhalu. Awansowała – jako B-klasowa drużyna – do finału Pucharu Podhala. W pokonanym polu zostawiła ekipy z ligi okręgowej, a także wielu A-klasowców. Wszyscy w Lipnicy Wielkiej złapali piłkarskiego bakcyla. Na finał do Nowego Targu przybyło wtedy ponad 300 kibiców, z klubowymi szalikami, bębnami, trąbkami. Stworzyli niepowtarzalną atmosferę. W niedzielę wszyscy oklaskiwali kolejny historyczny triumf.

- Chciałbym podziękować wszystkim ludziom dobrej woli, którzy wsparli nas finansowo i moralnie przy budowie stadionu i aktualnej działalności klubu. Bez nich nie byłoby drużyny, nie byłoby tak ogromnego, historycznego sukcesu. W wyższej klasie rozgrywkowej tanio skóry nie sprzedamy – zapewnia Stanisław Wojtusiak.

Tekst + foto Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama