07.07.2014 | Czytano: 2962

Kapelusze z głów

Tradycyjnie już nowotarscy trialowcy dominowali w kolejnych dwóch rundach mistrzostw Polski, które rozegrane zostały w Krzeszowicach. Klub AMK Gorce nie miał sobie równych w klasyfikacji drużynowej. Tak na prawdę po czterech eliminacjach niemal pewne jest, że kolejny raz zostanie drużynowym mistrzem Polski. Konkurencja słabo przędzie.

 Indywidualnie również pojechali świetnie. Co prawda aktualny wicemistrz Polski Gabriel Marcinów w pierwszym dniu musiał ustąpić pierwszeństwa Litwinowi Andriesowi Grindfeldsowi (był gorszy o pięć „nóg”), ale nazajutrz wygrał z nim „zerami”, bo obaj mieli identyczną ilość punktów karnych – 21. Gabryś jednak nie reprezentuje już nowotarskiego klubu. Najlepszy z AMK Gorce okazał się aktualny mistrz Polski młodzików, Oskar Kaczmarczyk. W obu startach był trzeci. W pierwszym dniu do zwycięscy stracił 10 punktów, w drugim dziewięć.


- Odcinki nie należały do trudnych – twierdzi – ale jechaliśmy systemem non stop, bez zatrzymywania się na nich. To sprawiło, iż wielu jeźdźców, wydawałoby się na prostych sekcjach, łapało piątki. Było upalnie, ale myśmy jeździli po lesie, to też skwar nie był tak odczuwalny. Teren momentami śliski, na niektórych odcinkach było błoto. Jak 110 zawodników przejechało sekcje, to była masakra. Parę razy zerwałam taśmę, na prostych odcinkach. Zajechałem za szeroko. To była porażająca sytuacja. Z tego powodu jestem średnio zadowolony z występu. Mogłem pojechać lepiej.


Zaskoczeniem był wynik Litwina. W Nowym Targu niezbyt dobrze radził sobie z sekcjami, a tu nagle wyskoczył jak Filip z konopi. – Odcinki wybitnie były pod niego – twierdzi Oskar Kaczmarczyk. - Dobrze czuł się w terenie. Super mu poszło. Wszyscy byli zaskoczeni.
Zadowolony z występu swoich podopiecznych był trener AMK Gorce, Rafał Luberda. – Pojechali świetnie – przekonuje. – Podobać się mogła jazda Oskara i braci Michała i Jakuba Łukaszczyków. O kolejności decydowały niuanse, jedna czy dwie podpórki. Rośnie nowe pokolenie trialowców i z nich jestem ogromnie zadowolony. W klasie młodzika cztery pierwsze miejsca przypadły moim zawodnikom. Wygrał, po raz pierwszy, Maciej Steakal, który wyprzedził Daniela Nykazę oraz Bartosz Korczaka i Jana Gąsienicę Daniela. Ten ostatni pochodzi z Zakopanego i udowodnił, że ma charakter do tego sportu. Doznał kontuzji kostki, ale się uparł, że dojedzie do mety. Ze łzami w oczkach ukończył rajd i do tego na wysokim czwartym miejscu. Kapelusze z głów. Zaś w Pucharze Polski Krzysztof Guroś obronił pierwszą pozycję. Klub ma więc powody do radości.


Wiele kontrowersji wywołała jazda non stop, bez zatrzymywania się na odcinkach. Wielu jeźdźców twierdzi, że taki system zabija trial.
- To niszczenie triala – mówi Oskar Kaczmarczyk. – Wszyscy jeźdźcy byli oburzeni. To była jakaś masakra, jazda bez sensu. Jeśli potwierdzą się zapowiedzi organizatorów, że w przyszłym roku będziemy tak jeździć, to wielu zawodników zbojkotuje krajowe imprezy. Będą jeździć np. na Czechach, gdzie ten system nie obowiązuje. Co prawda na mistrzostwach świata tak się jeździ, ale i tam odchodzi się od tego bezsensownego systemu, który wypacza rywalizację fair play. Sędziowie jednym gwizdną stójkę, a innym nie. Wszystko zależy od ich widzimisię. Ponadto odcinki były źle ustawione, były ciasne, a przez fakt jazdy non stop zwiększały trudność. Organizatorzy nazajutrz trudne jeszcze utrudnili, a łatwe nie zmodyfikowali, a je powinni poprawić. Nie popisali się.
- To była impreza sędziowskich porażek. Mieli najwięcej do gadania. Szastali piątkami, tam, gdzie ich nie powinni dawać. Ci, którzy to obserwowali, aż śmiali się z ich decyzji. Nawet w Hiszpanii non stop się nie jeździ – dodaje Rafał Luberda. – W większości krajów się nie jeździ, bo trial traci na widowiskowości. Jeśli organizatorzy w Polsce się z tego projektu nie wycofają, to mało kto w przyszłym roku będzie uczestniczył w krajowym czempionacie.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama