05.11.2012 | Czytano: 2235

„Złoty chłopak”

Sympatycy hokeja w Nowym Targu mają nowego ulubieńca. Każde jego zagranie z Gdańskiem nagradzane było burzą braw. Wszyscy życzyli mu, by zdobył gola. – Ta bramka mu się należała – skomentowano, gdy trafił krążkiem do gdańskiej bramki. To było jego pierwsze trafienie w seniorskiej drużynie. O kim mowa? O 17-letnim Patryku Wronce.

 - O Wronce już tyle powiedziano i napisano, że aż trudno coś odkrywczego wymyślić. Kiedyś mówiłem, że niepowołanie go na mistrzostwa świata U18 w hokeju na lodzie, to była totalna porażka – mówił jego trener hokeja i unihokeja, Ryszard Kaczmarczyk, zaraz po zdobyciu mistrzostwa Polski w unihokeju. Trener miał też obawy, czy Patryk zostanie przy hokeju. - Ten gość mógłby wypromować dyscyplinę. To, co robi na boisku unihokejowym, robi wrażenie. Ogromną różnicę. Tylko dlatego, że dużo widzi. To samo jest w hokeju – dodaje Ryszard Kaczmarczyk.

- Chciałbym podziękować trenerowi Markowi Ziętarze, że dał mi szansę i staram się ją jak najlepiej wykorzystać – mówił skromnie „Goldi”, po zdobyciu pierwszego gola w seniorach. I dodawał: - Cieszę się z tego trafienia, ale najważniejsze jest zwycięstwo drużyny. Ta bramka to dla mnie delicja.

Dodajmy, że w rewanżowym meczu z Gdańskiem kolejny raz wpisał się na listę strzelców. Spora w tym zasługa Kamila Kapicy, który dostrzegł nadjeżdżającego na drugi słupek „Goldiego”. Trzeba też pochwalić Patryka, że nie trzymał kija za uchem, jak wielu to czyni, tylko na lodzie i mógł zdobyć efektowną bramkę.

Patryk Wronka, to taki drugi Wacław Kuchar, który uprawiał wiele dyscyplin sportowych na wysokim poziomie. Wydawałoby się, że w obecnym zaszufladkowanym świecie nie ma miejsca dla wszechstronnych sportowców. A jednak! Wronka z równym powodzeniem uprawia hokej, unihokej i piłkę nożną. Odnosi sukcesy w hokeju (wielokrotny mistrz kraju w grupach młodzieżowych) i unihokeju (dwukrotny mistrz Polski seniorów i juniorów oraz reprezentant kraju w seniorach) oraz świetnie sobie radzi z futbolówką. Był… na testach w galaktycznej Barcelonie! To on był głównym reżyserem finałowych spotkań play off Górali z Szarotką. Niektórzy okrzyknęli go ojcem mistrzostwa Polski Górali.

- Ten „gość” jest niesamowity. Piłeczka, nawet najtrudniejsza, nie odskoczy mu od kija. Porusza się po parkiecie niczym kot, z lekkością, szybko, zwinnie. Jest trudny do uchwycenia. Można go zatrzymać tylko faulem. To z jego mistrzowskich podań padły dwie pierwsze bramki. Jak tylko był w posiadaniu piłeczki, to rywal musiał mieć się na baczności. A ile jeszcze razy partnerzy nie wykorzystali jego świetnych dograń – oceniał Łukasz Worwa, sponsor przegranej w finale Szarotki. - Zrobiłem swoje – jak zawsze skromnie skwitował swój występ.

Na lodzie również zachowuje się jakby był starym wyjadaczem. Po nim można spodziewać się wszystkiego. On nie stara się strzelać, ale przede wszystkie dogrywać krążki kolegom. A robi to wspaniale, bo głowę ma zawsze w górze. Jeszcze krążek do niego nie dotrze, a on już wie gdzie go podać. Z pierwszego „frunie” dokładnie w to miejsce gdzie są partnerzy. Trudno przewidzieć jego podania. Jest po prostu nieprzewidywalny. Potrafi uwolnić się od przeciwnika, zablokować go, wygrywać pojedynek jeden na jeden. Nie przeszkadzają mu w tym nawet słabe warunki fizyczne. A wszystko dzięki wspanialej jeździe na łyżwach. On nie jeździ, on płynie.

– Jazda to podstawa. Gdy dobrze się jeździ na łyżwach, to można wszystko zrobić w krążkiem – potwierdza Ryszard Bajerski, a wie co mówi, bo w latach świetności Podhala przesiąknął zapachem szatni.

- Podziwiam tego chłopaka. Potrafi sobie zorganizować zajęcia, pogodzić je ze szkołą, by nie opuścić żadnego treningu – mówi Ryszard Kaczmarczyk. – To, co robi sprawia mu frajdę, po prostu kocha to. Nawet jak go coś boli, to angażuje się w trening, podczas, gdy inni trenują z obowiązku, a zajęcia są dla nich masakrą.

- Potrafię tak sobie zorganizować czas, by zregenerować siły, dobrze się wyspać, a przede wszystkim zdrowo się odżywiam – przekonuje Patryk.

Sport ma w genach. Jego ojciec Adam był świetnie wyszkolonym technicznie hokeistom, o wspaniałej jeździe na łyżwach. Dziadek, Tadeusz Kacik, to reprezentant kraju, tworzył z Józefem Słowakiewiczem i Walentym Ziętarą najlepszy atak w historii polskiego hokeja.

- Tatę pamiętam z lodowej tafli. Nie był wielkoludem, ale miał wspaniałą technikę. Z kolei o dziadku słyszałem, że był fenomenem. Pewnie tak, skoro wystąpił na mistrzostwach światach i uczestniczył w igrzyskach olimpijskich – opowiada „złoty chłopak”. .

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama