23.08.2012 | Czytano: 1728

Upadające imperium

Bieda jakaś idzie, bo kluby nie mają kasy. Nawet grzyby tego lata tak nie obrodziły jak wysyp klubów czy sekcji, które upadają. Wysyp nie ominął Nowego Targu. Wygląda na to, że spełniają się oczekiwania tych, którzy uważają kapitalizm i wolny rynek za rzeczy, które się nie sprawdziły. O powrocie do starej rzeczywistości tęskni wielu działaczy. Transformacja zaszkodziła?

- Pięć drużyn w ekstraklasie, jedna walcząca o nią. Dwie w pierwszej lidze. Jak na taką mieścinę, na liczbę jej mieszkańców, to jesteście sportowym imperium - zachwycał się krakowski kolega po fachu. Pół roku po tej rozmowie, imperium upadło.

W marcu zawalił się najpotężniejszy bastion, który wydawał się być nie do skuszenia. Hokejowy. W 2010 roku wydawało się, że Podhale na lata zdominuje ligę. Młoda, perspektywiczna drużyna. Tymczasem nie tylko działacze wszystko zaprzepaścili. Dzisiaj nikt za to nie czuje się odpowiedzialny. Brakuje odważnych, by uderzyli się w piersi.

To był początek zła jakie zaatakowało nowotarski sport w 2012 roku. Tenisistki stołowe Gorców okazały się najlepsze w pierwszej lidze, przegrały baraż o powrót do ekstraklasy, a dzisiaj próżno je szukać w pierwszo – czy drugoligowych zestawieniach. Zespół przepadł, zostały po nim tylko wspomnienia. – Bo nie ma pieniędzy. Nikt za darmo nie chce grać – rozkłada ręce prezes Józef Guzik.

Trudno się dziwić zawodniczkom, że chcą coś wyciągnąć od sportu. Kilka lat wyrzeczeń kosztuje, a wkroczyły w dorosły wiek i muszą zadbać o siebie. Wiecznie na garnuszku rodziców nie da się żyć. Jeśli chce się dobrze wykonywać zawód, to trzeba bezgranicznie mu się poświęcić, nie rozmieniać na drobne. Cześć więc wybrała inną formę zarobkowania, kończąc sportową karierę.

To nie pierwszy taki przypadek w Gorcach. Pod koniec lat 90 –tych również była drużyna, której fachowcy wróżyli duże sukcesy. Gil, Kuczaj, Łojas i Antołek miały po raz pierwszy wprowadzić nowotarski ping-pong na krajowe salony. Nie wprowadziły, bo zespół się rozpadł, również z powodu pustej kasy. Na kolejne tłuste lata długo czekaliśmy, teraz też sporo wody w Dunajcu upłynie, by żeński tenis wrócił na zajmowane miejsca, bo w klubie trenują dopiero 8- 10-latki.

Z tego samego powodu nowotarski basket nie będzie miał przedstawiciela w pierwszej lidze. Zespół kadetek, który występami na tym szczeblu wykuwał formę do mistrzostw Polski w swojej kategorii wiekowej, a który zajął w Polsce najwyższe w historii klubu miejsce ( dziewiąte), również już nie istnieje. Utalentowana Piędel, która się ostała, dostała propozycję podnoszenia swoich umiejętności w SMS-ie w Łomiankach.

Wygląda na to, że spełniają się oczekiwania tych, którzy uważają kapitalizm i wolny rynek za rzeczy, które się nie sprawdziły. O powrocie do starej rzeczywistości tęskni wielu działaczy, bo za komuny – według ich przekonania – nie było kłopotów finansowych klubów. Sportowcy byli na etatach zakładów pracy, które miały „prikaz” z góry, by inwestować w sport, bo to była wizytówka kraju, regionu, miasta. Kluby były rozdzielane między najważniejsze działy gospodarki i rywalizowały o tytuły i inne splendory. Zawodnicy byli na państwowych etatach, np. górniczych, ale nigdy pod ziemią nie byli. Za sukcesy były talony na samochody, lodówki, mieszkania… To był tzw. środek motywacyjny. Nie przypominam sobie, żeby jakiś klub miał wtedy długi. Ktoś z młodego pokolenia powie: „Chłopie wyjdź z krainy bajek”. To nie bajka, tak było i wielu żałuje, że to już nie wróci.

Dzisiaj działacze muszą być operatywni i szukać „dobrego wujka”, a ci jakoś wyginęli. Na Podhalu szczególnie, skoro wpędzili w agonię zasłużonego 80 –latka. A może to skąpstwo? A może prawdziwych górali już nie ma? Jeden z sąsiadów twierdzi, że teraz więcej w Nowym Targu „przypływowych” i do tradycji nie są przywiązani. Sąsiad przekonuje, że góral to honorowy gość i nigdy do takiej sytuacji nie dopuściłby. Nigdy biednemu i swojemu nie odmówiłby pomocy. Może i jest coś w tym racji. Dzisiaj większość dba jedynie o własną kieszeń, a z bogactwem obnosi się na zewnątrz, by inni widzieli. Gdy trzeba wysupłać 10 złotych na bilet, to wykorzystują swoje układy i wchodzą bocznymi wejściami.

- Dlatego są bogaci – uświadamia mnie sąsiad. - Majątek ich rośnie dlatego, że każdą złotówkę obracają pięć razy w dłoni, zanim na coś ją wydadzą, abstrahując od tego, że gotówką to raczej nie obracają. Na klubie chcą zrobić interes, czego nie ukrywa np. Solorz, udziałowiec Śląska Wrocław.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama