27.07.2012 | Czytano: 3436

Mateusz Polaczyk: Droga do Londynu (wideo)

- Mierzyć wysoko i nie bać się o tym mówić – to życiowe motto naszego reprezentanta Londyn 2012, Mateusza Polaczyka. 29 lipca rozpoczyna rywalizację o olimpijski medal. Po zdobyciu w ubiegłym roku wicemistrzostwa świata (pod tekstem filmiki z jego walki w nurtem rzek), wyrósł na faworyta w kajakowej jedynce.

Tylko się pociąć
Tymczasem trzy dni przed starem przydarzył mu się pech na olimpijskim torze w Lee Valley. Podczas treningowego przejazdu złamał wiosło. – Jestem piekielnie zły, bo nie mam zapasowego. Mam wprawdzie ten sam model, ale nie ten egzemplarz. Trzygwiazdkowe wiosło wymaga czasu, by uzyskało odpowiednią sprężystość. Nie mam szans, by próbować ściągać takie samo. Będę ratował uszkodzone. Jeżeli to się nie uda, to chyba się potnę. Wiosło to ważniejsza część sprzętu. To tak jakby sprinter na 100 metrów startował w butach o dziesięć rozmiarów mniejszych. W tym roku przerabiałem już ten scenariusz. W Australii złamałem wiosło na 15 minut przed startem – mówił zdenerwowany Mateusz Polaczyk.

Podhalańczyk nie ukrywał przed wyjazdem do Londynu, że marzy, by dołączyć do grona kajakarzy, którzy mają złoty medal każdej imprezy, od mistrzostw Europy po igrzyska. W swojej kolekcji ma już złoty medal mistrzostw Europy (2010) i srebrny medal mistrzostw świata (2011), który dał kwalifikację olimpijską, pora spełnić marzenia i dołączyć olimpijski krążek do kolekcji.

Nie jadę, by dorobić na zmywaku
W Londynie wystartuje na nowym kajaku. Oczywiście produkcji taty. Na takie zawody jak w Londynie łódka musi być specjalna. – Model „londyński” będzie drugim, bo pierwszy nie przeszedł pomyślnie testów – informuje Mateusz. - Sprzęt z firmy mojego taty po testach kilku firm pasował mi najbardziej. Kajaki w naszej dyscyplinie ważą 9 kg mają 3,5 metra długości i 60 szerokości. Nowy kosztuje około 8500 zł. Na sprzęcie produkowanym przez mojego ojca pływają także Francuzi czy Słowacy. Walka z żywiołem powoduje, że każdy przejazd nawet na tym samym torze, to wielkie wyzwanie. Sam przejazd trwa od 85 do 110 sekund. Do pokonania są bramki. Moim zadaniem jest się nauczyć nie ustawienia trasy, tylko „czytania wody”. Staram się utrwalić w pamięci, na którym odcinku trasy woda jest spiętrzona, na którym zawraca lub cofa się odbita od kamieni, czy przeszkód, a gdzie zwalnia. Zwycięża kajakarz, który najszybciej pokona trasę i będzie miał najmniej punktów karnych. Za jakikolwiek kontakt z bramką - kajakiem, wiosłem, czy ciałem sędziowie doliczają 2 punkty karne, czyli 2 sekundy. Ominięcie bramki bądź nieprawidłowe jej pokonanie to kara 50 sekund. Tor w Londynie to zero miejsc na odpoczynek. Trzeba wyrywać łódkę, piekielnie trudno trafić z pociągnięciami. Cofka 30 centymetrów w górę i w dół. Co kawałek wiry. To najtrudniejszy tor na świecie. To dla mnie świetna wiadomość, bo lubię pływać siłowo. Celuję w podium. Jak sobie coś postanowię, jestem nieustępliwy i wiem jak osiągnąć swoje cele, zwłaszcza te sportowe. Czy wytrzymam presję, bo wymaga się ode mnie medalu? Taka sytuacja dodatkowo mnie nakręca. Ja nie jadę do Londynu, by dorabiać na zmywaku, tylko po to, by walczyć o medale – mówi pewnym głosem.

Rodzinna profesja
Wychowanek Pienin Szczawnica w ostatnich dniach 2011 roku zmienił barwy klubowe. Z krakowskiego AZS przeszedł do Zawisza Bydgoszcz. – Chciałem być z braćmi Grzegorzem i Rafałem. W trójkę będzie nam raźniej i możemy stworzyć ciekawe troi – mówi.

- Mateusz pochodzi z wyjątkowej rodziny. Próżno szukać w kraju, a może i na świecie, w której byłoby tylu sportowców najwyższej klasy. Trudno zliczyć ile medali i trofeów zdobyła na różnych zawodach rangi krajowej i międzynarodowej – mówi Maria Ćwiertniewicz.

W rodzinie Polaczyków jest obecnie siedmiu, którzy uprawiają kajakarstwo górskie - Joanna, Grzegorz, Mateusz, Henryk, Łukasz, Iwona i Rafał. Wszystko jednak zaczęło się od głowy rodu Krzysztofa (rocznik 1959). To wielokrotny medalista mistrzostw Polski na przełomie lat 70 i 80 – tych. To on zaszczepił córkom i synom bakcyla sportowego. Przygoda ze sportem zaczęła się od zabawy na wodzie z racji tego, że Dunajec płynął kilka metrów od ich rodzinnego domu. Własnoręcznie zbudował prowizoryczny tor slalomowy przy Kotońce.

- Zaraził nas tą ekscytującą dyscypliną – mówi Mateusz. – Był reprezentantem Polski. Początki kajakowania to turystyka rodzinna, spływy kajakowe Dunajcem, rzeką w mojej miejscowości, wyprawy na Mazury. Swoje pierwsze zawody pamiętam bardzo dobrze. Zawody Uczniowskich Klubów Sportowych w 1997 roku w Barcicach. Wywalczyłem w nich srebrny medal. „Złoto” zdobył mój starszy brat Henryk. Najcenniejsze kruszce zostały więc w rodzinie. 2002 rok był dla mnie przełomowy. Kibicowałem drużynie narodowej podczas mistrzostw świata juniorów w Nowym Sączu, w których najstarszy brat zdobył złoty medal. Wtedy postanowiłem, że ja również pójdę w jego ślady. Atmosfera w naszym domu była bardzo sprzyjająca treningom. Wspólnie się uczyliśmy, mogliśmy konfrontować ze sobą swoje umiejętności, trenowało nas aż czterech. Myślę, że to rzadko spotykana sytuacja w polskim sporcie na najwyższym poziomie.

Po 38 latach
Wicemistrzostwo świata Mateusza jest pierwszym w historii polskiego kajakarstwa w tej konkurencji. Datę 11 września 2011 roku trzeba dobrze zapamiętać. Czekaliśmy na ten medal bardzo długo, bo od 1973 roku, kiedy to Wojciech Gawroński wypływał brązowy medal. Przez kolejne lata zdobywaliśmy medale w zespole, ale nigdy indywidualnie. I pomyśleć, że wychowanek Pienin Szczawnica o mały włos, a podzieliłby los brata Grzegorza i nie pojechał na mistrzostwa świata.

– Niechciany zrobił trenerowi i działaczom związkowym ogromnego psikusa. Nie wiem jak się teraz czują, ale przy medalu wszyscy się grzali – komentowała zaraz po zawodach, Maria Ćwiertniewicz.

To nie jedyny sukces Mateusza w ubiegłym roku. 12 czerwca wywalczył drużynowe mistrzostwo Europy w La Seu, razem z bratem Grzegorzem, a miesiąc później został młodzieżowym mistrzem Europy w Banja Luce.

Najlepszy sezon
- To był najlepszy mój sezon w życiu – mówi Mateusz Polaczyk. - Międzynarodowe starty rozpocząłem od wygrania zawodów Nadziei Olimpijskich na Słowacji w 2004 roku. Rok później święciłem triumf w Pre World i drugi byłem w zespole w mistrzostwach Europy juniorów. Rok 2006 zakończyłem złotym medalem mistrzostw świata juniorów i brązowym w zespole seniorów i mistrzostw Europy juniorów indywidualnie. Mam w swojej kolekcji wszystkie kolory medali z młodzieżowych mistrzostw Europy w drużynie. Po ten z najszlachetniejszego kruszcu sięgnąłem w 2007 roku, rok później stanąłem na najniższym stopniu podium, a w 2010 roku zostałem wicemistrzem. W seniorach ciągle brakowało mi znaczącego sukcesu. W 2009 roku miałem świetny pierwszy przejazd, ale w drugim minąłem bramkę i dostałem 50 punktów karnych. Dopiero w Bratysławie dopiąłem swego. Tego dnia świetnie czułem się fizycznie i psychicznie. Podszedłem do zawodów bez stresu, z dobrym nastawieniem. Pogoda nie była zbyt dobra. Z powodu wiatru zawody przekładano. Trzy dni nie miałem kontaktu z torem. W decydującej rozgrywce popełniłem kilka błędów w górnym odcinku trasy i na 15 bramce. Dobry miałem skok i finisz. Po przeanalizowaniu przejazdu stwierdziłem, że mogłem lepiej popłynąć, szybciej, co najmniej o 2 sekundy. Bardzo wierzyłem w to, że mogę wywalczyć medal. Kilka dni przed imprezą udzieliłem wywiadu Richardowi Foxowi, ikonie światowego kajakarstwa, który przygotowywał materiał o naszej rodzinie. Powiedziałem wówczas, że gdyby ktoś przed mistrzostwami zaproponował mi medal i nie byłby to złoty krążek, to bym go nie wziął.

Co najbardziej fascynuje go w kajakarstwie górskim? - To, że ta dyscyplina jest nieprzewidywalna. Kontakt z naturą i walka z nią. Dużym plusem jest również brak monotonii treningów, bo każdy tor, każda fala są inne i uczymy się ich od początku – mówi nasz olimpijczyk.

Godziny przed startem
W czerwcu, w ostatnim sprawdzianie przed Londynem, zajął szóstą lokatę w trzeciej edycji zawodów o Puchar Świata w kajakarstwie górskim odbywających się w hiszpańskim La Seu d’Urgell.

- Jest postęp w porównaniu do startu w Pau, bo tam byłem dwunasty. Przejazdy oceniam nieźle, chociaż mam jeszcze sporo do poprawy. Tor w Hiszpanii nie był tak trudny jak ten, który czeka na nas w Londynie – mówił przed miesiącem.

A po ślubowaniu powiedział: - Do Londynu jadę pełen zapału i pozytywnej energii. Ubiegłoroczny srebrny medal mistrzostw świata pozwolił mi jeszcze bardziej uwierzyć we własne możliwości. Miejsce na podium igrzysk to moje wielkie marzenie. Miałem zapewnione dobre warunki przygotowań. Trenowałem m.in. w okresie przygotowawczym w Niemczech, Portugalii, Krakowie, Australii, dwukrotnie na torze olimpijskim w Londynie i Lipsku. Niemniej nasze starty to loteria. Można być pierwszym, a można ukończyć przejazd na 20 miejscu. Każdy start w spienionym nurcie wody odbywa się na granicy ryzyka. Albo staje się na podium, albo zajmuje odległe miejsce. Proszę również pamiętać, że na Pucharach Świata w klasyfikacji było na przykład czterech Niemców, a na igrzyskach z każdej narodowości będzie tylko jeden przedstawiciel. W sumie w mojej konkurencji wystartuje 26 zawodników.

MATEUSZ POLACZYK – ur. 22.1.1988 Limanowa. Kajakarz górski. Wychowanek Pienin Szczawnica, od stycznia tego roku Zawisza Bydgoszcz. W drużynie narodowej od 2007 roku. Osiągnięcia: wicemistrz Europy juniorów (2005), mistrz świata juniorów i drugi wicemistrz świata w drużynie (2006), mistrz Europy juniorów w drużynie i drugi wicemistrz Europy juniorów (2006), młodzieżowy mistrz Europy i mistrz Polski seniorów indywidualnie i w zespole (2007). Akademicki mistrz świata i Europy w zespole i drugi wicemistrz młodzieżowych mistrzostw Europy w drużynie (2008), mistrz Europy seniorów w zespole (2010), młodzieżowy mistrz Europy, wicemistrz świata seniorów indywidualnie i wicemistrz Europy seniorów w zespole (2011). Wzór sportowca: Ole Einar Björndalen, Hermman Maier, Adam Małysz, Maja Włoszczowska. W trakcie wyścigu: Nie myśleć o niczym i realizować wszystkie założenia. U innych ludzi ceni szczerość, bezinteresowność i poczucie humoru. Najwięcej zawdzięcza rodzinie i swojej dziewczynie Hani. Po zakończeniu kariery chce zostać dziennikarzem sportowym lub trenerem. Mało kto wie, że mógł zostać narciarzem. Jako nastolatek został mistrzem Szczawnicy w narciarstwie zjazdowym!

Stefan Leśniowski

Starty kajakarzy górskich w igrzyskach olimpijskich

Miasto Rok Liczba zawodników Liczba zawodników z Podhala Medale (punktowane miejsca) Polaków
Monachium 1972 10
( Jan Frączek, Wojciech Gawroński, Kunegunda Godawska, Jerzy Jeż, Wojciech Kudlik, Zbigniew Leśniak, Maciej Rychta, Ryszard Seruga, Jerzy Stanuch)
1
(Maria Ćwiertniewicz)
4 –Ćwiertniewicz (K-1)
5 –  Frączek i Seruga (C-2), Godlewska (K-1)
Barcelona 1992 6
(Krzysztof Bieryt, Ryszard Kołomańki, Zbigniew Miązek, Michał Staniszewski,
2
(Bogusław Knapczyk, Grzegorz Sarata)
-
Atlanta 1996 8
(Ryszard Kołomański, Ryszard Mordawski, Sławomir Mordawski, Jerzy Sandera, Michał Staniszewski, Mariusz Wieczorek, Andrzej Wójs)
1
(Bogusława Knapczyk)
7 – Kołomański, Staniszewski (C-2)
8 – R. Mordawski (C-1)
Sydney 2000 6
(Krzysztof Bieryt, Beata Grzesik, Ryszard Kołomański, Sławomir Mordawski, Andrzej Wójs)
- srebro – Kołomański, Staniszewski (C-2)
6 – S. Mordawski, Wójs (C-2)
Ateny 2004 6
( Marcin Pochwała, Paweł Sarna, Agnieszka Stanuch, Krzysztof Supowicz, Mariusz Wieczorek)
1
(Grzegorz Polaczyk)
7 – Polaczyk (K-1)
Pekin 2008 5
(Krzysztof Bieryt, Marcin Pochwała, Daniel Popiela, Paweł Sarna, Agnieszka Stanuch)
- 5- Stanuch (K-1)
8 – Bieryt (C-1), Pochwala, Srana (C-2), Popiela (K-1),

Ilość występów
3 występy: Ryszard Kołomański i Michał Staniszewski (92, 96, 00);
2 występy: Krzysztof Bieryt (92, 00, 08), Bogusława Knapczyk (92, 96), Sławomir Mordawski i Andrzej Wójs (96, 00), Marcin Pochwała i Paweł Srana (04, 08), Agnieszka Stanuch (04, 08), Mariusz Wieczorek (96, 04);
1 występ: Maria Ćwiertniewicz (72), Jan Frączek i Ryszard Seruga (72), Wojciech Gawroński (72), Kunegunda Godawska (72), Beata Grzesik (00), Jerzy Jeż Wojciech Kudlik (72), Zbigniew Leśniak i Maciej Rychta (72), Zbigniew Miązek (92), Ryszard Mordawski (96), Grzegorz Polaczyk (04), Daniel Popiela (08), Jerzy Sandera (96), Grzegorz Sarata (92), Jerzy Stanuch (72), Krzysztof Supowicz (04).

* pogrubioną czcionką podhalańczycy.

Opracował Stefan Leśniowski

Komentarze









reklama