11.01.2012 | Czytano: 981

Do czego to doszło, Podhalu brakuje zawodników

- Z nowym rokiem były nowe nadzieje. Zapowiadano, że będzie lepiej. Tymczasem wyniki są takie jak przed miesięczną przerwą, czyli ich brak - – zaczyna komentarz o występach Podhala, nasz ekspert, Jacek Kubowicz.

To, że w Sosnowcu zdołaliśmy wyciągnąć z 0:3 na 3:3, to było w tym dużo szczęścia. Niestety nieszczęściem było, że daliśmy rywalowi odskoczyć na trzy gole. To był sygnał ostrzegawczy, że, do czego od początku sezonu przyzwyczaili nas górale, nic się nie zmieniło. Potwierdzenie tego mieliśmy w grodzie Kopernika. Znowu daliśmy się zaskoczyć, znowu wsadziliśmy przeciwnika na konia. Prowadził 3:1 i zmusił nas do pogoni. Tym razem tylko złapaliśmy z nim kontakt. Na więcej nie pozwolił, albo nasza dyspozycja strzelecka mu pomogła w odniesieniu ważnej wygranej. Dała torunianom przewagę siedmiu punktów nad nami.

Co do meczu z Sanokiem, to jestem tego samego zdania, co jeden z dziennikarzy, który odniósł wrażenie, że sanoczanie z nami grali na 50%. Uważam, że nie włożyli dużego wysiłku, bo też nie musieli. Wygrali najmniejszym nakładem sił, zwłaszcza, że czekał ich trudny mecz z Jastrzębiem. Przebieg meczu to potwierdził, potwierdziło się również, że jastrzębianie są bardzo mocni na swojej tafli.

Ktoś będzie argumentował, iż z Zagłębiem i Nestą porażki nie były miażdżące, tylko jedną bramką. Nie ma się, czym podniecać. Od początku sezonu tych jednogolowych przegranych jest sporo. Za to punktów nie dopisuje się do tabeli i to widać, gdy się na nią spojrzy. Nieważne ile się przegrywa, ważne, że punkty zostają u przeciwników.

Martwi mnie sytuacja kadrowa Podhala. Korzystanie z 16 zawodników w ekstraklasie, przy tak pędzącej lidze, to samobójstwo. Szkoda, że w okienku transferowym nie udało się zakontraktować, chociaż jednego dobrego obcokrajowca. Łatwiej byłoby o punkty w meczach na styku, jak z Sosnowcem czy Toruniem. Okazuje się, że nawet jeden zawodnik może zmienić oblicze drużyny, zdecydować o wyniku. Przykład Baranyka z Torunia, który strzelił nam bardzo ważną bramkę.

My natomiast się osłabiliśmy, bo Dutka, Jastrzębski, Cecuła i K. Bryniczka nie są zdolni do gry. Uważam, że zbyt pochopnie zrezygnowano z niektórych zawodników. W czerwcu, stwierdzono, że są słabi, że się nie sprzedadzą, a tymczasem można było ich mieć za parę złotych, na czarna godzinę. A taka teraz wybiła. Niekiedy podejmuje się ryzykowne decyzje, ale nie zawsze są trafne. Tym razem okazały się niewypałem. Jeżeli zawodnicy zostali zwolnieni przez klub, a nie sami zrezygnowali, to zarząd ponosi za to odpowiedzialność. Ponosi też odpowiedzialność za wyniki. Nikt nie wziął pod uwagę, że hokej to sport urazowy? Nieraz kontuzje są ciężkie i wymagają długiego leczenia.

Zarząd narzeka, że nie ma pieniędzy, na zatrudnienie graczy. Nie tylko w Nowym Targu ich brakuje. Kryzys wszystkich dopadł, niemniej inni jakoś sobie radzą. Potrafią sklecić dobre cztery formacje atakujące i trzy obronne. Bo tak zaczynają mecze. U nas trzecia formacja składa się z juniorów i tak naprawdę powinna być czwartą, wpuszczaną na lód tylko po to, by pozostałym dać odsapnąć. Tymczasem musi być podstawową, bo nie ma, kim grać. Takiej sytuacji w Podhalu nigdy nie było. Nigdy w tym klubie nie brakowało zawodników. Jeśli skład był okrojony o kontuzjowanych czy chorych, to sięgało się po juniorów. Teraz juniorzy grają w PLH, a zespół juniorski posiłkuje się juniorami młodszymi, a ten z kolei młodzikami. Do czego to doszło.

 Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama