07.12.2010 | Czytano: 1025

Kanadyjczyk za jednego z duetu B-B?

Koniec roku to huśtawka nastrojów wśród sympatyków nowotarskiego hokeja. Cieszy zwycięstwo nad mocnym i wysoko mierzącym Sanokiem, ale też smuci porażka w Sosnowcu – rozpoczyna cotygodniowy komentarz do występów „Szarotek”, nasz ekspert Jacek Kubowicz.

Zagłębie, jak przewidywałem, obudziło się z letargu. Wygrało cztery ostatnie mecze z rzędu w zmienionym składzie, po odejściu dziesięciu zawodników. Widocznie u prezesa Adama Bernata finanse się poprawiły. Sosnowiczanie znaleźli motywację do gry i depczą nam po piętach. Dlatego ta przegrana straszliwie boli.

W obu weekendowych spotkaniach kluczem do sukcesu były kary. Spora ilość kar. Podhale jakoś nie może wyzbyć się tego okrutnego mankamentu. Już po raz któryś w tym sezonie nowotarżanie tracą punkty przez swoją głupotę, bo tak niektóre ich przewinienia należy ocenić. Prawie pół meczu graliśmy w osłabieniu, w dodatku tracąc zawodnika na kolejne spotkanie. W takim przypadku trudno było uniknąć porażki, chociaż nie wszystkie przewagi muszą być wykorzystywane. Tak się jednak ułożyło.

W Sosnowcu zapłaciliśmy wysoką cenę za wykluczenia z gry, a 48 godzin później sanoczanie odczuli to na własnej skórze. Tym razem Podhale miało dzień na wykorzystywanie przewag. Pięć, z siedmiu zdobytych goli, padło, gdy sanoczanie przebywali na ławce kar. W tym dwa gole strzelone zostały w podwójnej przewadze. Chociaż w tej potyczce mieliśmy dowód na to, że polskie sędziowanie dalekie jest od światowych standardów. Po prostu jest kiepskie, chociaż to tak zbyt łagodne określenie. Karze się Czuya czy Suura za czyste wejścia, a puszcza się o wiele bardziej niebezpieczne zagrania dla zdrowia graczy. Suur wszedł biodrem czyściutko i ładnie. Kompletnie arbiter nie czuł ducha gry. Niektóre wykluczenia były z „kapelusza”. Najgorsze było wyrównywanie ilości kar. Jeśli jedna drużyna przykładowo ma po dwóch tercjach 26 minut na koncie, to w trzeciej trzeba, by druga miała tyle samo, bądź w przybliżeniu. Wtedy arbiter wymyśla sobie kary z sufitu.

W tabeli zrobiło się ciasno w strefie, w której znalazło się Podhale. Zagłębie goni nas i Stoczniowca. W grze o prawo gry w play off pozostaje jeszcze Krynica. Uważam, że nie musimy się martwić o udział w play off. Nie można jednak spocząć na laurach. Trzeba grać, zdobywać punkty, by zająć jak najwyższe miejsce. Pierwsza czwórka wybiera sobie przeciwników, więc ta druga stoi teoretycznie na straconej pozycji. Do piątego miejsca tracimy 11 punktów. To duża strata jak na ilość spotkań, która została jeszcze do rozegrania. Wyprzedzenie Gdańska jest jednak w naszym zasięgu.

Teraz jest miesiąc przerwy. Nie oznacza to, że zawodnicy udadzą się na świąteczny odpoczynek. Trzeba solidnie pracować, eliminować mankamenty i załadować „akumulatory” na drugą cześć sezonu. Trzeba też dobrze wykorzystać ostatnie dni okienka transferowego. Kluby, które nie mają obcokrajowców zapewne ich posiądą. O wzmocnieniach myśli Zagłębie. My mamy określoną limitem liczbę stranieri, chociaż okres bezpłatnej gry Baranyka i Bakrlika już minął. Zostaną, nie zostaną? – to dylemat działaczy. „Szarotkom” brakuje obrońców. Wieść gminna niesie, że defensywę ma wzmocnić Kanadyjczyk. Jeszcze w tym tygodniu ma się pojawić w Nowym Targu. Wtedy automatycznie trzeba będzie zrezygnować z jednego napastnika, bo nie wierzę, że stać klub utrzymywać czterech obcokrajowców. Trzeba będzie poświęcić albo Milana, albo Franka. Ciężki orzech do zgryzienia dla tego kto będzie o tym decydował. Będzie to w kwestii trenera czy sponsora, który łoży pieniążki na wybranego zawodnika?

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama