20.07.2010 | Czytano: 1841

Jest dobrze, musi być lepiej

9-12 miejsce w Polsce to spory sukces. Tym bardziej, że w półfinale przegraliśmy z późniejszym mistrzem Polski MUKS Poznań i zdobywcą czwartego miejsca Kutnem. Przy odrobinie szczęścia w sezonie zasadniczym mogliśmy nawet awansować do finałów – rozpoczyna podsumowanie minionego sezonu Mirosław Ćwikiel, trener koszykarskich młodziczek nowotarskich Gorców.


Jego podopieczne były bardzo blisko, by pokonać krakowską Wisłę w sezonie zasadniczym. W decydującym meczu pod Wawelem przez cały czas prowadziły. W ostatnich sekundach dały sobie wydrzeć zwycięstwo. Przegrały mecz jednym punktem i pierwsze miejsce, dające lepsze rozstawienie w kolejnych mistrzowskich bojach. Pierwszym spotkaniu uległy „Białej Gwieździe” dwoma „oczkami”.
- Zakładałem, że przy odrobinie szczęścia wygramy ligę i będzie nam łatwiej w kolejnej fazie rozgrywek na szczeblu centralnym – mówi trener. - Byłoby nam łatwiej dostać się do półfinałowych bojów. Była realna szansa, bo w sezonie zasadniczym większość spotkań odbywało się pod nasze dyktando. Te same dziewczęta w grupie strasznej wygrały oba spotkania z Wisłą.

Młodziczki w każdym meczu grały pressingiem, nie pozwalały przeciwniczkom na rozegranie akcji, przechwytywały piłkę i szybko wyprowadzały kontratak. Dlatego wiele spotkań rozstrzygały już w pierwszej połowie. Nieraz nawet w pierwszych ćwiartkach.
- Broniliśmy bardzo agresywnie na całym boisku przyzwyczajając dziewczęta do biegania – potwierdza Mirosław Ćwikiel. - Czasem wyglądało to tak, jakby nam lepiej szło w obronie, niż pod własnym koszem. Dziewczęta z każdym meczem czytały grę. Potrafiły przewidzieć zachowanie przeciwnika i odpowiednio na nie zareagować. Gra w ataku miała się opierać na indywidualnym wyszkoleniu zawodniczek oraz tzw. grze wg. zasad. Oznaczało to dostosowanie się wszystkich zawodniczek do tego co wykonuje koleżanka posiadająca piłkę. Dopiero w następnych fazach wprowadziliśmy zagrywki mające nam pomóc przebrnąć do kolejnych etapów.
Jak to w sporcie, były mecze dobre i te gorsze. Często trener impulsywnie reagował na to co działo się na parkiecie. Wyjaśniał zawodniczkom swój sposób na grę, zawiłości w ustawieniu, taktyce. Jeśli to nie pomogło, gorące głowy stygły na ławce.
- Brakowało mi u dziewcząt powtarzalności meczów. Pokazania, że dobry występ nie był przypadkiem – przekonuje szkoleniowiec. - Cały ciężar gry spoczywał na trzech zawodniczkach i one znalazły się w dziesiątce najlepszych strzelczyń sezonu. Pierwsze miejsce zajęła Kinga Piędel ze średnią 20,2 pkt na mecz, drugie Justyna Rokiciak (18,9), a dziesiąte Joanna Jachymiak (12,7). Myślę, że na stałe zadomowiły się w kadrze wojewódzkiej swojego rocznika.
- Pozostałe zawodniczki - Asia Szopińska, Ola Jachna, Martyna Przybyło, Dominika Cyrwus, Sylwia Cyrwus, Zuzanna Długopolska, Ania Pudzisz, Magda Kubowicz i Kasia Wolska - muszą mocno i dużo pracować, by móc toczyć walkę jak równy z równym z przeciwniczkami bijącymi nas na głowę warunkami fizycznymi. W moim odczuciu zbyt łatwo staramy się przerzucać odpowiedzialność za wynik na te trzy koszykarki. Praktycznie każda może zdobywać w większości spotkań po 6-10 pkt. i tak bronić, by nie czekać na pomoc koleżanek. Mimo bardzo aktywnej gry w obronie i w ataku uniknęliśmy poważnych kontuzji.
Ten sezon miał dać odpowiedź trenerowi w jakim miejscu znajduje się zespół, co trzeba poprawić, by piął się w górę.
- Zbyt dużo czynników wpływa na końcowy sukces. Nie da się wszystkiego przenieść na nasze podwórko. Nie będziemy mieli sześciu pełnowymiarowych sal do koszykówki jak jest w Kutnie (50 tys. mieszkańców - 4 miejsce w Polsce w kategorii młodziczek). Nie przebijemy też poziomu organizacyjnego Wołomina (nabory do klas sportowych prowadzone w szkołach podstawowych doprowadzają 38 tys. miasto do kolejnego medalu mistrzostw Polski). Należy więc pominąć te, na które nie mamy wpływu. Ale są też takie, które przy sporym wysiłku możemy poprawić.

Nowotarżanki nie odstawały zbytnio wyszkoleniem technicznym od przeciwniczek. Niestety „fizyką” i motoryką - tak. Przeciwniczki były wyższe, mocniej zbudowane, szybsze i mocniejsze.
- Tylko Justyna Rokiciak (po poprawieniu kozłowania) miałaby szansę grać w zespole z finałowej dwójki MUKS Poznań i Huragan Wołomin – twierdzi Mirosław Ćwikiel. - Poprawa sprawności i motoryki to główne zadanie na następny sezon. Myślę, że nawet kosztem braku awansu do rozgrywek szczebla centralnego, bo przecież i tak będziemy grać młodszym rocznikiem. Przy obecnych parametrach fizycznych i sprawnościowych poprawienie tylko techniki niewiele nam pomoże. Oczywiście rozwój zespołu, to również rozwój trenera. Biorę udział w większości kursokonferencji trenerskich, by podnosić swoje umiejętności.
Co zrobić, by koszykówka, która zyskała rzesze sympatyków na Podhalu jeszcze bardziej się rozwijała?
- Na pewno należałoby zacieśnić współpracę z Miastem, szkołami i rodzicami. Dwa lata temu z Wojtkiem Polakiem zaproponowaliśmy włodarzom miasta program rozwoju koszykówki dziewcząt i został odrzucony. Nie wiemy dlaczego? Gdyby jakaś informacja do nas dotarła, być może udałoby się skorygować pewne aspekty tego programu. Niestety nie bardzo jest z kim rozmawiać. Komisja Sportu zajmuje się podziałem pieniędzy (może do tego została powołana ?) a według mnie powinna się zająć stworzeniem planu rozwoju. Chyba, że się mylę. Jeśli zgłosi się do nas dziewczynka, to albo w ogóle nie podejmie treningów, albo odchodzi po kilku treningach, bo odstrasza je różnica pomiędzy nią a zawodniczkami już trenującymi. Oczywiście te uzdolnione ruchowo mogą w przeciągu dwóch, trzech sezonów dogonić najlepsze, ale nikt nie daje sobie szans. Chciałbym podziękować sponsorom - Ryszard Steskal, Zespół Elektrowni Wodnych Niedzica, Juta Wiesław Kubicz - za finansową pomoc. Witoldowi Chamuczyńskiemu i Markowi Piędelowi za nieocenioną pomoc w prowadzeniu zespołu oraz za to, że jak jest potrzeba to można na nich liczyć - kończy Mirosław Ćwikiel.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama