10.09.2024 | Czytano: 7322

W oczekiwaniu na normalność

Fani hokeja powinni kochać ten moment, gdy nadchodzi czas nowego rozdania. Czas, który zweryfikuje dokonania działaczy i sportowców.



 
Każda drużyna przystępuje do rozgrywek z nadzieją, że to będzie jej sezon. Że tym razem to my będziemy rządzić ligą. Że jesteśmy tak mocni jak nigdy.  Nie inaczej jest  w przypadku 19 – krotnego mistrza Polski. Marzenia o 20 –tym tytule są ogromne i trwają od 2010 roku. Od tego czasu sporo wody upłynęło już w Dunajcu.  Niestety czas weryfikował chciejstwo.  Ba, w dwóch sezonach było już tak źle, że zabrakło górali w play off. Po raz pierwszy w historii!  Teraźniejszość nie zapowiada nic dobrego.
 
Podobnie jak w  poprzednich latach o Podhalu najgłośniej jest przed sezonem. Media poświęcały sporo miejsca nowotarżanom, szkoda tylko, że nie pisano pozytywnie, lecz o  zawirowaniach zarówno w KH jak w MMKS, który jest udziałowcem tego pierwszego.  Na wizerunku rekordzisty w zdobywaniu trofeów od kilku sezonów pojawiła się spora rysa.  Teraz już się nie mówi, że Podhale to marka.   Działacze zapracowali na to, że  w mediach leciała głównie   szydera. Często padały słowa – amatorszczyzna,  partyzantka, choć były też bardziej dosadne.  Działaniami, obietnicami bez pokrycia narazili klub na śmieszność.
 
Podhale już trzeci sezon miało problemy z przyznaniem licencji, a to dlatego, że zawodnicy i trenerzy byli niewypłaceni. Że o kasę upominał się Urząd Skarbowy, ZUS i Bóg raczy wiedzieć kto jeszcze. W końcu po wielkich trudach udało się otrzymać dokument potwierdzający udział w rozgrywkach THL. Była euforia wśród kibiców, ale… nie trwa długo i… Kto wie co się jeszcze wydarzy.   
 
Wyszły na jaw ciemne sprawy w MMKS, o których poinformowali nowi działacze młodzieżowego klubu (Zdzisława Zarębę i jego ludzi podmienił Leszek Tokarz). Podali dokładną kwotę na jaką zapracowali poprzednicy zostawiając im bałagan. Rozważali nawet likwidację klubu. Na działanie KH zareagowało miasto, wstrzymując stypendia. Tylko  dlaczego tak późno, jak mleko się już rozlało? Miasto czekało na plan naprawczy KH, ale długo musiało czekać. Pojawił się 6 września, ale nie pełny.  Władze miasta deklarują chęć wsparcia, jednak oczekują od klubu konkretnych i realnych planów naprawczych.
 
Co roku w KH są  nowe władze i… narzekają na poprzedników, że zostawili długi i potworny bałagan. Żaden nowy zarząd nie pokusił się o audyt, a obiecywał, jak ten aktualnie działający. Gdyby to zrobił, to mam nadzieję, że zwołałby konferencję prasową, chwaląc się jaki dobytek w spadku otrzymał.   Ale tego nie zrobił, więc chce, by wierzyć mu na słowo.  A jakie to słowo? Ocenił je szkoleniowiec z Kanady.
 
Problem rządzenia
 
Jeden prezes  jeszcze  dobrze nie zagrzał stołka, a już zasiada na nim kolejny, kolejny. Zmiany są tak szybkie, aż niektórym z zewnątrz trudno się połapać.  W poprzednim sezonie ogłoszono konkurs na prezesa, ale krakowski kandydat nie wszystkim się spodobał, więc na „tronie” zasiedla kobieta Natalia Charyasz, która wcześniej pełniła obowiązki p.o prezesa, po tym jak poprzednicy podali się do dymisji. Długo nie rządziła. Dzban pełen cierpliwości  hokeistów Podhala stracił ucho w Katowicach.  Zawodnicy mający dość kręcenia, mydlenia oczu, oszukiwania, zabawy z nimi w ciuciubabkę, wreszcie niekompetencji działaczy postanowili zaprotestować. Nie wyszli na rozgrzewkę, a potem spóźnili się na rozpoczęcie meczu. Wkurzenie i irytacja hokeistów miała swoje podłoże w fakcie, że klub zalegał im z wypłatami. Oni na lodowisku robili swoje, walczyli na 100% możliwości, a tymczasem działaczy nie można było nazwać profesjonalistami. Jeszcze w dodatku chcieli się wybielić nieprawdziwym oświadczeniem. Po tym strzale w stopę prezeski, rządy w klubie przejął Mateusz Gacek.  Na sportowym poletku trudno było o poprawę, bo okienko transferowe szybko się zamknęło  po objęciu przez niego władzy. Wydawało się, że ogarnie klub organizacyjnie, ale nie ogarnął.   On też długo nie wytrzymał i zluzował prezesowski fotel na rzecz  człowieka z Tarnobrzegu.  
 
Dziwne ruchy
 
Gacek, nim zrezygnował,  zdążył podpisać kontrakty z zawodnikami, które jego następca musiał potem  rozwiązywać. Kto zatrudnia graczy nie mając pokrycia w budżecie? Chyba on i spółka wierzyła w jakiś cud. On nie nastąpił i PZU nie odnowiło umowy. Tego można było się spodziewać po zmianie władzy w kraju.  Gacek zatrudnił też trenera z ojczyzny hokeja. Po sparingach okazało się, że nie spełnia wymogów działaczy i po mieście krążyły plotki, że Podhale chce się go pozbyć. – Trener Allison rozpocznie z zespołem ligę, a dopiero po kilku meczach będziemy wyciągać wspólne wnioski – wyjawił wiceprezes klubu Krzysztof Wajsak.  
 
Dyplomacją działacze Podhala nie grzeszą. Te słowa wkurzyły szkoleniowca, który wyjawił:  „Po przeczytaniu oświadczenia zarządu na temat mojej przyszłości i wiedząc, że złamali oni każdą obietnicę nam daną oraz to, że nie poinformowali jaki jest rzeczywisty budżet klubu, postanowiłem wrócić do domu”.  W sobotę Dave Allison powiedział pas, a przy okazji wyjawił prawdę o Podhalu. Tą najgorszą, która nie pozwala rozwijać się drużynie, a która wielu się nie spodobała. „Zawodnicy podpisali kontrakty pod obietnicą, że zostanie im zapewniony odpowiedni sprzęt, kije, kaski, rękawice, aby mogli skupić się wyłącznie na swojej grze, a tak się nie stało. A jeszcze bardziej rozczarowujące było zakwaterowanie zapewnione zawodnikom. Niektórzy zostali umieszczeni w domu bez bieżącej wody, łóżek, gazu, internetu, miejsca do gotowania i musieli chodzić do McDonald’s, żeby skorzystać z toalety. Dopiero po tym, jak ich agent zaczął walczyć z zarządem odnośnie warunków, zostali przeniesieni do hotelu - jeden pokój dla 4-5 osób, bez żadnej prywatności” – wyjawił szkoleniowiec w wywiadzie dla hokej.net.  
 
Kanadyjczyk przyjechał do stolicy Podhala mając już gotową drużynę. Kto poza plecami trenera buduje zespół?  Podhale od kilku sezonów tak robi, bo przecież w Nowym Targu  wszyscy znają się na hokeju. ”Nigdy nie widziałem tylu ekspertów czy jak kto woli doradców wokół drużyny, ilu widziałem w Nowym Targu i tak to zostawię!”   Allison był miesiąc i okazał się świetnym obserwatorem. Zauważył to co niektórzy nie chcieli zauważyć, woleli mieć klapki na oczach. Tymczasem już od kilku lat wokół drużyny kręcą się ludzie, którzy  robią więcej szkody niż dobrego. To oni mącą w głowach zawodników, kibiców i naiwnych działaczy.  Na tym portalu już wielokrotnie poruszałem ten temat, że to nic dobrego nie wróży, ale to nie dociera do „znawców” hokeja.  Nie zdają sobie sprawy ile zła wyrządzili i ile jeszcze wyrządzą, jeśli się nie odczepią.
 
 Ci „eksperci” budują zespół o graczy, których znają z ligi, a którzy już w innych zespołach się wypalili. Na więcej ich nie stać.   Nie chciał swoich rodaków Rudolf Rohaczek w Cracovii, z chęcią przyjęło  ich Podhale. Nie chcieli inni – znowu znaleźli schronienie w Podhalu. A wynik? Brak drużyny w dwóch sezonach  w play off. Z tych ruchów nie wyciągnięto żadnych wniosków i znowu to samo.   Unia, Tychy i JKH nie dogadali się z zawodnikami, to obrali kierunek Nowy Targ. Dwóch z Jastrzębia na tym się już sparzyło. Ilu jeszcze się sparzy? Najwięksi spece mówią, że budowa drużyny zaczyna się od tyłu, ale takie rady też  nie docierają do doradców „Szarotek”.
 
Dożyję normalności?
 
Zastanawiam się czy jeszcze dożyję czasów, gdy w Podhalu będzie normalnie. Od 1958 roku, gdy po raz pierwszy ojciec zaprowadził mnie na odkryte lodowisko, mam w sercu „Szarotki”. Od kilku lat  moje serce jest obolałe, krwawi. Szarotka to kwiat pod ochroną, ale w wydaniu hokejowym już nie. Najgorsze, że niszczą go swoi.
 
Nie było łatwo w ostatnich latach  być kibicem Podhala. I wcale nie chodzi też o to, że zespół nie odnosił sukcesów, ale przede wszystkim zawodził wizerunkowo.  Zdajemy sobie sprawę, że mamy sporo dobrych hokeistów, niestety część świadczy swoją pracę dla innych. Chociaż możemy stwierdzić, że obecne pokolenie juniorów – w szerszym kontekście – nie osiągnęło wyniku na miarę swojego potencjału. Część wychowanków wróciła – Patryk Wajda,  Marcin Kolusz, a wcześniej Patryk Wronka.  Ale… Tych „ale” jest tak dużo, że aż strach pisać co się może jeszcze wydarzyć.
 
W Podhalu nigdy się nie przelewało
 
Działacze jak mantrę powtarzają, że nie mają kasy. W Podhalu nigdy się nie przelewało.  Nawet wtedy, gdy kombinat obuwniczy sprawował nad klubem pieczę. Wtedy nowotarżanie nie dorównywali klubom, które wspierane były przez kopalnie czy huty, a nawet największego sponsora Zagłębia, I sekretarza PZPR – Edwarda Gierka.  W latach 60-tych i prezes Fuchs z kapeluszem pod kościołem zbierał kasę na wyjazd drużyny, a Karol Grzesiak wydeptywał ścieżki w ministerialnych korytarzach.   Jan Gawliński sprzedał samochód i nigdy tego nie wypominał. Wspominani działacze zostawili po sobie dziedzictwo, nie tylko zbudowali sportowy fundament, ale doprowadzili do sztucznego mrożenia lodowiska, a potem jego zadaszenia. W stolicy krzywo na to patrzyli. W takim grajdołku hokej przez duże „H” – niedowierzali.  Czym mogą się pochwalić działacze z ostatnich lat?  
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama