22.05.2024 | Czytano: 4127

Kac w Ostrawie

Nie spełniły się marzenia polskich hokeistów i kibiców. Elita okazała się dla biało –czerwonych za mocna.


 
22 lata czekaliśmy na powrót na światowe salony,   wierzyliśmy, że zadomowimy się na dłużej wśród najlepszych, ale rywale okazali się dla nas  za mocni.  Marzyć każdy może, ale wiara w sukces musi mieć mocny fundament, bo samą wiarą nic  się nie zdziała. Cud może się zdarzyć od czasu do czasu, jak w Katowicach z ZSRR czy w Moskwie z Czechosłowacją. Przegraliśmy, bo rywale byli lepsi, mieli większe umiejętności. Byli lepsi, bo w elicie grają co roku, a my zagraliśmy po dwóch dekadach, a wcześniej graliśmy nawet dwa szczeble niżej.  Na własnej skórze przekonaliśmy się, że elita  to inna bajka. Nasi hokeiści liznęli wielkiego hokeja, teraz pora na analizę, wnioski i konsekwentną pracę, by wyeliminować niedoskonałości. .
 
W ocenie postawy biało –czerwonych  znalazłem się w pułapce, który uwiera mnie jak kamień w bucie. Z jednej strony Polacy nam kibicom, a także obserwatorom z innych krajów,  zaimponowali niesamowitą determinacją, zaangażowaniem, walką o każdy krążek na całym lodowisku. Z takiej postawy byliśmy dumni. Dumni byli nasi wspaniali kibice, którzy  wypełniali hale po brzegi i zdzierali gardło dopingując naszych hokeistów, którzy braki nadrabiali walecznością. Za taką postawę  nasi hokeiści zebrali wiele pochwał, ale one nie dały nam utrzymania. Do pełni szczęścia zabrakło pozostania w elicie.  Niewiele do tego zabrakło, o być albo nie być zdecydował ostatni mecz  Kazachstanem, choć wcale nie musiał.   Świetne występy zanotowaliśmy z możnymi z grupy, z tymi, z którymi mogliśmy przegrać. Z drugiej strony graliśmy  gorzej z tymi, z którymi mieliśmy wygrać – z Kazachstanem i Francją. To były dwa najsłabsze występy.  Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie można dopuścić do meczu o wszystko w ostatnim występie. Były okazje, by się tak nie stało.  Mental? O nim często wspominał Tomek Valtonen oceniając grę biało -czerwonych.
 
 
To jedna strona medalu. A druga…Może moja ocena będzie niesprawiedliwa – przepraszam – ale piszę  tak jak było. Może usłyszę zarzut, że krytykuję, że jestem malkontentem,  ale ja nie będę zmyślał i zaklinał rzeczywistości. Z drugiej strony nie chcę dołączyć do grona klakierów, których nie przekonuje spadek i siedem porażek, i z chęcią zaśpiewaliby „Polacy nic się nie stało”. Na pewno nic wielkiego się nie stało, bo w końcu rywalizowaliśmy po tylu latach z najlepszymi świecie i nie daliśmy ciała.  Szacun za urwanie punktu brązowemu medaliście poprzedniego czempionatu. Wstydzić się nie mamy czego, ale szkoda, bo straciliśmy  wyjątkową, a może niepowtarzalną szansę pozostania w doborowym towarzystwie na dłużej.    W sporcie tak jak  w życiu, niepowodzenie należy zanalizować, wyciągnąć wnioski, by nie  powielać błędów.   By  nie czekać kolejnych długich  22 lat, aby znowu skrzyżować kije z najlepszymi. Jeden z ekspertów powiedział, że ma kaca po występie  naszej drużyny narodowej. Nie tylko on.  Trunkowi wiedzą, że kaca leczy się trudno, ale można  go uniknąć.  Można było go uniknąć w Ostrawie.
 
Za walkę należą się brawa, ale zabrakło jakości i umiejętności naszym orłom. Przegraliśmy, bo oddawaliśmy mało strzałów, a tym samym mało krążków  dostało szansę zatrzepotania w siatce. Inna rzecz, że strzały były sygnalizowane  i łatwe do zablokowania.  Bramkarze  też mieli ułatwione zadanie. Nie umiemy strzelać,  tak jak robią to  najlepsi, z pierwszego, z każdej pozycji.  Codziennie oglądam mecze NH na  Viaplay  oraz skróty i warto popatrzeć jak robią to najlepsi, i od nich się uczyć.  Strzał z pierwszego  i pod ladę, wykorzystując  styl bronienia. Bramkarze nisko schodzą, otwierają górną część bramki i tam wpada najwięcej krążków.  Takiego gola w stylu NHL, chociaż nieuznanego z USA, zdobył Wronka. Niezbyt często takie gole ogląda się w naszej lidze.  Z kolei gole Łyszczarczyka i Komorskiego padły ze strzałów zza bramki.   Takich goli w NHL jest mnóstwo.  Zawodnicy z premedytacją uderzają w plecy bramkarza, kask czy parkany.  „Jak uderzasz na bramkę, to zawsze coś wpadanie, bo trzeba dać szansę pomylenia się bramkarzowi” – często powtarzał były trener Podhala, Ewald Grabowski.  Polacy tego nie robili, wymieniali tysiące podań, męczyli się, a tracąc krążek nadziewali się na groźne kontry. Nie mieli wtedy sił bronić się. 
 
Nie można wygrać jeśli nie wykorzystuje się liczebnych przewag. W tym elemencie byliśmy najgorsi w turnieju. Wykorzystaliśmy tylko jeden okres, dopiero w 19 przewadze!. Trudno mieć pretensje do zawodników, bo w klubach nie dostają szans gry w przewadze.  Te są przypisane obcokrajowcom. Trenerzy dbając o pracę nie postawią na Polaków, bo narażą się prezesowi w razie porażki.  A ten mu powie: „ nie po to kupiłem ci stranieri, żeby grzali lawę”. Ile razy to słyszałem. W przewadze nie było zawodnika, który odważnie wystrzeliłby, tylko znowu było tysiąc podań. Nie  umiemy zaskoczyć golkipera strzałem z pierwszego na przemieszczenie.  Błędy, a nawet „wielbłądy” w obronie, takie jak np. z Kazachstanem,  nie pomagały w osiągnieciu sukcesu, bo rywale byli szybsi, sprawniejsi i do tego cwani.
 
-    Teraz jest jeden wielki bałagan po imprezie, która mogła się super skończyć. Mogliśmy jeszcze imprezować przez kilka dni, mieć fajne wesele. Niestety to się gorzko dla nas skończyło. Zawsze nasze  strzały były pół sekundy za późno. Odczuwam niedosyt. Trochę zaprosiliśmy przeciwników do tego, by nas pokonali – powiedział Mariusz Czerkawski.
 
Nasz zespół dał z siebie maksimum, ale w najszybszej dyscyplinie zespołowej, trzeba mieć więcej jakości. Oby występy w gronie najlepszych były kapitałem, na którym będzie można budować przyszłość polskiego hokeja. Trener Robert Kalaber zapowiada odmłodzenia kadry, a prezes PZHL Mirosław Minkina poinformował, że czyni starania o organizację turnieju MŚ Dywizji 1 A. Decyzja ma zapaść w piątek.
 
Na koniec jeszcze jeden pozytyw. O promocje hokeja  w kraju zadbali nie tylko hokeiści z orzełkiem na koszulce, ale także  Polsat Sport, który transmituje wszystkie 64 spotkania czempionatu. Przed spotkaniem Polaków było 90 - minutowe studio z ciekawymi ludźmi hokeja, a także po  meczu z analizami.  Telewizja publiczna mając prawa do czempionatu w ostatnich latach z lekka je olewała. Tak jak zresztą rozgrywki ligowe. Kibice hokeja mogą tylko żałować, że ekstraklasę nie transmituje Polsat.  Telewizja publiczna jeszcze rok ma umowę z PZHL na rozgrywki ligowe. Może po roku  centrala, która musiała zauważyć różnicę w traktowaniu hokeja, zmieni nadawcę.
 
Stefan  Leśniowski
 

Komentarze







reklama