Czy określona wysokość i waga są niezbędne w tak męskiej dyscyplinie jak hokej? Nie da się ukryć, że trenerzy mają niechęć do niskich zawodników. Objawia się to już na wczesnym etapie kariery zawodniczej. Ile razy słyszeliśmy, że ten czy tamten gracz nie znajdzie miejsca w drużynie, ze względu na niski wzrost i masę mięśniową. W dzisiejszym siłowymi hokeju szkoleniowcy szukają graczy wysokich i atletycznych. Głównie na pozycji defensora, ale przecież napastnik też musi się „buldożerowi” postawić, a więc jego warunki fizyczne nie mogą być kiepskie. 173 cm to taka granica, poniżej której nie można zejść – taką opinię wygłoszono w niemieckim „Eishockey Magazin”.
W historii hokeja wielu było graczy niższych, którzy mogą się pochwalić sportami osiągnięciami. Miało i ma ich Podhale. Najniższym – 163 cm - był Jerzy Kubina (Ps. Mały), który w lidze grał 11 sezonów, najdłużej w GKS Katowice. Natura poskąpiła mu warunków fizycznych, ale nie ambicji i serca do walki. Sprytem oszukiwał rosłych defensorów.
„ Będziecie żyletkami skrobać „Modnisia” z bandy” – odgrażali się rywale, po tym jak wprowadzono przepis o grze ciałem na całym lodowisku (wcześniej tylko w tercji obronnej można atakować ciałem). „Modniś” to Leszek Kokoszka, reprezentant kraju, który miał 165 cm wzrostu i był bardzo szczupły. Rywale się pomylili, to nie on rozbijał się o bandę po ich atakach, a oni. Świetnie jeździł na łyżwach, miał kapitalny balans ciałem i to atakujący go wpadali z impetem, i z hukiem w bandę aż drzazgi leciały, bo wtedy bandy były drewniane. Trzeba było zobaczyć tych atletów, którzy z trudem podnosili się z tafli. Tymczasem Kokoszka wyprowadzał zabójczy atak. Sposób jazdy na łyżwach ( nie jeździł, a płynął), akrobatyczne wręcz balansowanie ciałem sprawiały, że nazywano go baletmistrzem. Trudno, żeby tak nie było skoro karierę sportową rozpoczynał od jazdy figurowej.
Stefan Chowaniec to kolejny reprezentant, olimpijczyk, który nie był wielkoludem. Lubił i umiał - mimo nienajlepszych warunków fizycznych (166 cm) - twardo walczyć o krążek. Jego szybkość pozwalała mu przeprowadzać akcje wzdłuż bandy. Jednak jego głównym atutem był spryt. Spojrzał w prawo, a krążek podał w lewo. Zamierzał się do podania, a strzelił na bramkę. Nigdy nie było wiadomo co zrobi. Był okres, że ci dwaj „mali” , czyli wspominany wyżej Kokoszka grali w jednym ataku.
170 cm miał Tadeusz Kacik, olimpijczyk, który motorycznie był jednym z najlepszych graczy w tym okresie. Tworzył niezapomniany atak w klubie i reprezentacji, z wcale nie wysokimi - wspólnie z Józefem Słowakiewiczem (172 cm) i Walentym Ziętarą (173 cm).
172 cm wzrostu miał Dariusz Łyszczarczyk. Wzrost nie przeszkodził mu w tym, by uczestniczyć w trzech mistrzostwach świata. Filigranowy, ale niezwykle bojowy, zadziorny, szybki i silny skrzydłowy. Imponował bojowością i nieustępliwością, z mocnym niesygnalizowanym strzałem. No i z ogromnym sercem do gry. W spontaniczny sposób cieszył się ze zdobytej bramki.
Jeśli ktoś powiedziałby, że to stare czasy, to niech spojrzy na Patryka Wronkę. Każdy się zgodzi, że do herosów nie należy. Ma 170 cm wzrostu, a jak gra. Atletycznej budowy też nie ma. Też – jak wyżej wymienieni – reprezentuje nasz kraj na mistrzostwach świata. Również jak jego starsi koledzy świetnie jeździ na łyżwach, do tego dochodzi świetna technika kija i rywale mają z nim problem. Często jest faulowany, bo prawidłowo bardzo trudno go zatrzymać.
Dla kolejnych uważających, że mali nie nadają się do hokeja, mamy informację, że również najlepszej lidze świata byli i są gracze „kieszonkowi”. Jednym z najniższych w NHL w ostatnich latach był Amerykanin Nathan Gerbe (163 cm). Theo Fleury miał tylko 160 cm wzrostu (późniejsze źródła dodały mu 8 cm) i ważył zaledwie 67 kg. Nazywany był kieszonkowym napastnikiem. I jak to w przypadku ludzi, którym natura poskąpiła warunków fizycznych – tzw. kompleks Napoleona – tamte niedostatki nadrabiał pracowitością, ambicją i zaplanowaną samorealizacją.
Warto także wspomnieć o hokeiście, który miał 176 cm, ale uznawany był za niskiego gracza jak na warunki NHL. Robert Clarke (rocznik 1949) był jednym z najlepszych środkowych. Nazywany Mister Fire (Ogień). Grał w hokeja mimo wrodzonej cukrzycy i poważnej wadzie wzroku (występował w szkłach kontaktowych). Każdy dzień zaczynał od zastrzyku insuliny. Zdaniem fachowców aż 90% czasu podczas gry poświęcał myśleniu. O trzy centymetry niższy był Paul Kariya.
Gdyby zagłębić się w aktualne składy drużyn NHL (źródło „Skarb Fana NHL w pl), to rzeczywiście opinia niemieckiego magazynu trzyma się kupy. Najniższym graczem jest mierzący 170 cm Cole Caufield (Montreal Canadiens) o centymetr wyżsi od niego są: Alex DeBrincat (Detroit Red Wings) i Matthew Phillips (Washington Capitalis). Ze wzrostem 173 cm pięciu graczy.
Wspólnym mianownikiem niskich, to doskonała jazda na łyżwach, która pozwalała im uniknąć niebezpiecznych strać. Co ważne, oni mimo słabych warunków fizycznych potrafili uniknąć kontuzji.
A jak sprawa ma się z bramkarzami? Tu też wybiera się dużych i szerokich, by jak największy obszar bramki zakryć. Jeśli dojdą do tego potężne parkany, to możemy sobie odpowiedzieć, dlaczego w hokeju wiele spotkań kończy się niskimi wynikami. Ale małych też było trudno pokonać. Darren Pang, który grając na bramce mierzył 165 cm wzrostu. W Polsce Andrzej Hahn i Błażej Kapica mieli 163 cm wzrostu. Tacy golkiperzy jak klęknęli, to górna cześć bramki była odsłonięta. W dodatku krótkie nogi otwierały dalszą cześć bramki przy pokryciu krótkiego słupka. Ratowali się niezwykłym sprytem i szybkim poruszaniem się między słupkami. Starzy zawodnicy Podhala mieli problemy z pokonaniem Hahna, który strzegł bramki Pomorzanina Toruń i ŁKS-u Łódź. 173 cm miał nieżyjący już (odszedł 11.3.2021) Andrzej Strug, golkiper Zagłębia Sosnowiec i Odry Opole, a także Henryk Buk, reprezentant kraju, bramkarz GKS-u Katowice.
Kto w Podhalu był najwyższy? Na bramce Przemysław Odrobny (193 cm) i Ondriej Raszka (192 cm), w obronie - Dimitij Załamaj (197 cm), Sebastian Łabuz (195 cm), Luko Zorko, Tomas Jelinek (po 194 cm) i Jacek Zamojski (193 cm); w ataku – Frantisek Bakrlik (195 cm).
W drugim odcinku „Taki duży, taki mały” weźmiemy na tapetę futbolistów.
Stefan Leśniowski