Do częstych rotacji trenerów na ławkach już dawno przyzwyczailiśmy się i średni czas pracy szkoleniowca w jednym zespole wynosi około roku. A jak jest z zawodnikami?
W piłce szatnia Podhala co pół roku przypomina terminal lotniczy. Jedni odlatują, drudzy przylatują. Nie zawsze wymiana bywa na lepszych. Niestety ostatnimi czasy na gorszych. W hokeju zmiany następują średnio co sezon. Ludzie spędzający całą karierę w jednym miejscu – dawniej standard, aktualnie ewenement. Nie ma czegoś takiego jak przywiązanie do barw klubowych. Dawniej w Podhalu grali wychowankowie i jeśli opuszczali klub to na krótko zmuszeni odbyć służbę wojskową w Legii czy też na udając się na studia. Inni, którzy zakotwiczyli sezon lub dwa w innym klubie też wracali do macierzystego klubu.
Najdłużej w klubie (hokej) w ekstraklasie
23 sezony – Jarosław Różański
22 –Rafał Sroka
17 - Sebastian Łabuz, Dariusz Łyszczarczyk
16 – Janusz Hajnos, Jacek Szopiński
15 – Jacek Zamojski, Krzysztof Zapała
14 – Franciszek Klocek, Piotr Podlipni, Tadeusz Puławski, Maciej Sulka, Kazimierz Zgierski, Walenty Ziętara
13 – Józef Bryniarski, Stefan Chowaniec, Mieczysław Jaskierski, Zbigniew Książkiewicz, Dariusz Sikora, Tadeusz Słowakiewicz, Mirosław Tomasik
12 – Józef Batkiewicz, Marek Batkiewicz, Stanisław Cyrwus, Andrzej Iskrzycki, Tadeusz Kilanowicz, Andrzej Słowakiewicz, Józef Słowakiewicz, Adam Wronka.
Jak widać z tego załącznika, tylko dawniej było przywiązanie do barw. Teraz to abstrakcja. Zawodnicy szukają lepszych warunków finansowych i trudno im się dziwić, bo ich kariery wiecznie nie będą trwać. Aktualny trend to w znacznym stopniu odwzorowanie współczesnego świata, w którym liczy się natychmiastowy efekt oraz maksymalny zysk. Niestety nie ma takiego przełożenia w przypadku nowotarskich drużyn. W innych klubach zmiany przynoszą efekt, w postaci wygranych, medali czy mistrzowskich tytułów. Podhale hokejowe w ostatnich latach zmieniało składy jak przepocone skarpetki. Przychodzili nowi z zagranicy, a efekt był mizerny, bo drużyna zamykała ligowe tabele. Brakowało rozeznania wśród zawodników, ale też pieniędzy, by postarać się o transfer, który zapamiętany byłby na lata, oczywiście jako ten pozytywny. Tymczasem o wielu zawodnikach szybko się zapomina. Trzeba dobrze pogłówkować, by przypomnieć sobie nazwisko „gwiazdora (ów)”. Składy sprzed czterech – trzech lat wyglądają dzisiaj jak kroniki historyczne. Okazuje się, że cztery lata w podhalańskim futbolu czy hokeju to wieczność. Mało który trener czy zawodnik jest w stanie uchować się tyle czasu w jednym zespole. Karuzela się kręci na całego, kluby wydają pieniądze na kontrakty, a sukcesów jak nie było, tak nie ma.
O tym, że działacze w polskich klubach są kąpani w gorącej wodzie, wiadomo. Trenerzy podkreślają, że nie mieli czasu, by wprowadzić swoją wizję i pomysł na drużynę, a już musieli pakować walizki i szukać nowego pracodawcy. W sezonie lepiej zmienić trenera, po sezonie zawodników. Chętnie się ich pozbywano, a zatrudniano kolejnych niesprawdzonych. Sorry, sprawdzonych na YouTube, gdzie są filmiki z ich najlepszych akcji. Tyle, że potem w rzeczywistości już takich zagrań i tak pięknie zdobytych goli nie potrafili powtórzyć.
Częsta rotacja odbija się na atmosferze i zgraniu zespołu. Ciągle ktoś przechodzi proces aklimatyzacji w nowym otoczeniu. A przecież chodzi o pracę z ludźmi, a nie botami jak w grach komputerowych, kiedy gracz oddaje się transferowemu szaleństwu. Często jedna zła decyzja ciągnie za sobą następną, w myśl powiedzenie „jak nie idzie, to nie idzie”. Budowanie klubu przypomina stawianie klocków domina. Do końca dojdziesz, tylko wtedy, gdy rozsądnie będziesz stawiał kolejny klocek.
Stefan Leśniowski