03.04.2010 | Czytano: 1196

Smutne święta

W nienajlepszych humorach wracali piłkarze Lubania Maniowy z Balina. Przegrali, tracąc bramkę w drugiej minucie doliczonego czasu gry.

- Jesteśmy rozgoryczeni – mówi trener Lubania, Marek Żołądź. - Wszystko wskazywało na to, że w lepszych nastrojach będziemy wracali i w radosnych nastrojach spędzimy święta. Przez długi czas gra układała się pod nasze dyktando. Graliśmy piłką i stwarzaliśmy sobie sytuacje. Po jednej z nich futbolówka zatrzepotała w siatce. Kurnyta rzucił ją za plecy obrońców, ale Pietrzak zorientował się, że jest na spalonym i pozwolił przejąć futbolówkę wychodzącemu z drugiej linii Waksmundzkiemu, który ulokował ją w bramce. Sędzia wskazał na środek, ale po chwili skonsultował się z arbitrem liniowym i zmienił decyzję. Ale co się dowlecze... W 42 minucie Komorek przeprowadził indywidualny rajd prawą stroną. Minął obrońcę i uderzył nie do obrony po długim rogu.
Po zmianie stron gospodarze rzucili się do odrabiania strat, ale robili to chaotycznie i nasza defensywa była czujna. Niemniej w 53 minucie pogubiła się. Piłkę rzuconą za plecy naszych obrońców, przejął skrzydłowy i dośrodkował wzdłuż bramki. Interweniował Krzystyniak i tylko instynktownej interwencji Hładowczaka zawdzięczamy, iż nie padł samobójczy gol. Niemniej piłka znalazła się pod nogami Kalinowskiego i ten wpakował ją do „pustaka”. Od tego momentu trwała wymiana ciosów. Nieźle spisywały się defensywy. Gdy wydawało się, iż spotkanie zakończy się wynikiem nierozstrzygniętym, gospodarze - w drugiej minucie doliczonego czasu - wykonywali rzut rożny. Zagrali go krótko. Piłka dwukrotnie trafiała w naszych obrońców, niestety w końcu znalazła drogę do siatki.

Orzeł Balin – Lubań Maniowy 2:1 (0:1)
Bramki: Kalinowski 53, Adamus 90+2 – Komorek 42.
Lubań: Hładowczak – Kowalczyk, Gąsiorek, Krzystyniak, Górecki, Komorek (80 Mikoś), Hałgas, Waksmundzki, Sral (26 Gogola), Pietrzak, Kurnyta (85 Hajnos).

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama