20.02.2023 | Czytano: 9546

PHL. W wielkim jaju małe żółtko

Sezon hokejowy dla „Szarotek”, drugi raz z rzędu, kończy się wtedy, gdy inni przystępują do decydującej walki.

Trudno zasiąść do klawiatury po tak tragicznym sezonie, gdy od blisko 60 lat jest się sympatykiem „Szarotek”. Bo serce krwawi. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczałem, że może dojść do takiej sytuacji. Kuźnia talentów, wzór pracy z młodymi adeptami, fabryka dostarczająca graczy niemal wszystkim klubom w Polsce - nagle to wszystko zawaliło się jak przysłowiowy domek z kart. Nie chce się wierzyć, że ten zasłużony klub dla polskiego hokeja znalazł się w takich tarapatach. Nie da się ukryć, że winę ponoszą zarządzający nim.
 
„Przeciwnicy jadący do nas na mecz już w Klikuszowej mieli pełne gacie” – śmieją się starsi hokeiści. Ich opinię, po latach, potwierdzają rywale. „Gęsiej skórki dostawaliśmy, gdy mieliśmy grać z Podhalem. Nie tylko my, bo inne drużyny również” – przyznawał się reprezentacyjny golkiper, Walery Kosyl podczas mistrzostw Polski oldbojów, a przytakiwał temu kolejny reprezentant – Krzysztof Birula Białynicki.
 
Podhale – tamto i dzisiejsze. Jaka jest różnica? „Podhale przez zatrudnianie dużej liczby obcokrajowców zatraciło tożsamość. Nie ma w tym zespole góralskiego charakteru, zadziorności, upartości, walki o każdy krążek i do ostatniej sekundy. Klub za to był ceniony. Obcokrajowiec tak bić się nie będzie. Stąd kłopoty”.
 
Tamto Podhale biło rekordy nie tylko klubowe, ale także ligowe, które w kilku przypadkach do dzisiaj są niepobite. Aktualne Podhale również w zakończonym sezonie ustanawiało rekordy, tyle, że niechlubne i kto wie czy znajdzie się kiedyś jakiś zespół, który będzie gorszy. Z przedsezonowych zapowiedzi wynikało, że drużyna miała być czarnym koniem czempionatu. Awans do czwórki, według włodarzy, był celem. Miało być na pewno lepiej niż sezon wcześniej, mimo iż zespół dość późno zaczęto budować. Okazało się, że choć jajo było olbrzymie, to żółtko w nim malusieńkie jak w poprzednich sezonach.  
 
Potencjał zatrudnionych aktorów nie wiadomo czemu był mocno zawyżony. Aktorów zmieniano, ale spektakl w ich wykonaniu nadal był mizerny, bo nie potrafili grać głównych ról. Nigdy nie odgrywali czołowych ról na scenach poprzednich teatrów. Nie moli też na nowotarskiej scenie.  Zmieniono dwukrotnie reżyserów, ale z marnych aktorów nie wykreowali gwiazd, które porwałyby widownię. Drużyna Podhala przypominała talię kart, która przed każdym rozdaniem była tasowana. Tasującemu co rusz karta z podobizną zawodnika i trenera, wypada z rąk. Pożegano więc  trenera Juraja Faitha, a Marcel Skokan tylko w jednym meczu samodzielnie prowadził „Szarotki” (16 listopada z JKH 5:8). To rekord w  długości prowadzenia zespołu! Wcześniej należał do ukraińskiego trenera Władimira Andriejewa, który po zakończeniu Uniwersjady w Nowym Targu (dowodził studencką reprezentacją swojego kraju) w 2001 roku zastąpił Andrzeja Słowakiewicza. Drużynę prowadził w zaledwie dwóch spotkaniach i w obu przegrał. Ciekawostką jest, iż Ukrainiec treningi nadzorował zza bandy, gdyż nie miał…łyżew! Skokana po jednym meczu zmienił Aleksandrs Belavskis. Łotysz (jego poprzednicy również) miał chyba trwałe migotanie przedsionków serca, widząc popisy swoich graczy. Ta choroba objawia się m.in. zawrotami głowy czy dzwonieniem w uszach, a te „przyjemności” szkoleniowiec nowotarżan miał w nadmiarze i darmowo. Łotysz potrzebował 18 spotkań, by odnieść pierwsze i ostatnie  zwycięstwo. Tylu bramek Podhale dawno nie straciło – 190  i nie zdobyło tak mało – 69. Jego zespół słabo się bronił i miał nikłą skuteczność, słabo sobie radził w przewagach i osłabieniach. A już na pewno szczęka trenerowi opadała, gdy jego podopieczni tracili gole w przewadze. Brakowało w jego zespole lidera, przywódcy, który umiałby konsolidować zespół, ciągnąć grupę do przodu. „Naprawdę dobry zawodnik to taki, dzięki któremu inni grają lepiej” – to słowa legendarnego amerykańskiego koszykarza Juliusa Ervinga
 
434 dni fani „Szarotek” czekali  na zwycięstwo na swoim lodowisku. Ostatni raz u siebie wygrały 23 listopada 2021 roku, a na wyjeździe 25 września 2022 roku, pokonując Zagłębie 3:0. Potem poniosły 29 porażek z rzędu. Jednego spotkania im zabrakło, by wyrównać rekord Winnipeg Jets. Odrzutowce w 1980 roku mogły się pochwalić niechlubnym rekordem 30 spotkań z rzędu bez zwycięstwa. Prezesi zapominają, że najważniejszy w tej zabawie jest kibic, a on oczekuje zwycięstw, trofeów i dominacji swojej drużyny. Wyniki zespołu odbiły się na słabej frekwencji. Kibic nie lubi, gdy jego zespół jest upokarzany.
 
Nastał czas, by władze Podhala zrozumiały, że nowotarski hokej wymaga nowego otwarcia, przyjrzenia się wszystkim jego obszarom aż do spodu i ułożenia struktur w spójny, dobrze funkcjonujący mechanizm. Nowotarskie środowisko hokejowe nie jest idyllicznym forum wymiany myśli, gdzie najważniejsze idee biorą górę. Zwłaszcza w ostatnich latach było sporo awantur, wzajemnych podejrzeń, gier między grupami interesów. Ot, takie nowotarskie piekiełko. Nie ważne czy jest to szkodliwe dla klubu, byle moje było na wierzchu. Najmniej w tym wszystkim było merytorycznych dyskusji. Czego chcemy, jak ma wyglądać nasz hokej we wszystkich wymiarach? Nikt jeszcze nie zdobył się na takie wyznanie, można śmiało założyć, że nikomu nie przyszło do głowy, by się nad tym pochylić. A prawda jest bolesna i nie patrzmy tylko na pierwszą drużynę. Juniorzy Podhala ostatni raz mistrzostwo Polski zdobyli w 2009 roku, rok później seniorzy sięgnęli po złoto. Cofając się wstecz – zawsze, gdy byli mocni juniorzy, to ta grupa w seniorach odnosiła sukcesy. To świadczy jak duża i pilna jest potrzeba zmian. Do odważnych świat należy, trzeba tylko zaryzykować. W sporcie często powtarza się zdanie: „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”. W Podhalu od pewnego czasu nikt nie chce zaryzykować, stąd minęło już sporo lat jak ostatni raz wystrzeliły korki z butelek tego musującego napoju. Trzeba jak najszybciej podejmować odważne decyzje, a nie zasłaniać się brakiem pieniędzy. Ta wymówka już się tak utrwaliła, że powtarzana nie robi na nikim wrażenie. Zwłaszcza wtedy, gdy zatrudnia się furę obcokrajowców, a przecież nie za darmo. I jeszcze jedno - warto wsłuchać się w głos tych, nie obrażając się na nich, którzy patrzą na Podhale z dystansu.
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama