07.01.2023 | Czytano: 8466

Wciskanie kitu

Sport bez transferów nie istnieje. Przejścia z klubów do klubów wzbudzają duże emocje, to niekończący się temat plotek i insynuacji.  


Piszę o transferach Podhala nie pierwszy raz, ale ten temat wraca jak bumerang. No bo kolejni obcokrajowcy z Podhala odpłynęli. Kolejni okazali się niewypałem. Krótko mówiąc, podziękowano im za dość marne reprezentowanie drużyny. Szkoda, że tak późno niektórzy przejrzeli na oczy.  Jeden z byłych hokeistów, którzy chce pozostać anonimowy stwierdził: „ Porażki jedną, dwoma bramkami z możnymi ligi skłaniały sterników, by jeszcze ich zatrzymać. Że jest niewiele, by pokonać rywali i wejść do play off. Tylko, że ci „możni” jak im się gotowała du…a, to włączali drugi bieg i w parę minut rozstrzygali mecz na swoją korzyść”.  Szkoda, że nie dogadano się z wychowankami, grającymi obecnie w innych klubach. Jeden z nich mówił mi, że rozmawiali z nim przed sezonem i nawet zgodzili się, by sam wyznaczył sobie wynagrodzenie, ale… „Jaką miałem pewność, że pieniądze będą, nie tylko na papierze? Jaką miałem pewność, że drużyna będzie na tyle dobra, by walczyć o czołowe miejsce w kraju?”  
 
W kwestii swoich młodych wychowanków, którzy są w klubie, to kolejny rok został zmarnowany, na to, by ich przyuczyć do ekstraklasowych występów.  Ktoś zapyta: A gdzie oni są?  Większość została stracona (czytaj tutaj: https://sportowepodhale.pl/artykul/18977/Straceni-dla-hokeja), ale są młodsi, którzy z chęcią zastąpią zagraniczny szrot.  Czy byłyby lepsze wyniki? Zapewne nie, ale byłaby to inwestycja w przyszłość, która mogłaby zaowocować w niedalekiej przyszłości. Być może pozwoliłaby Podhalu odzyskać utraconą markę. Robert Kalaber siedem lat szkolił swoją młodzież, by dojść do mistrzostwa kraju. Ten proces wymaga cierpliwości i ciągłości pracy. Tego od kilku lat brakuje w byłej stolicy polskiego hokeja.
 
Co powoduje, że transfer jest udany?  Zapewne wielu  powie, że pieniądze. Bingo! Są tacy, którzy twierdzą, że szczęścia nie dają, ale przecież bez nich nie da się żyć. Im więcej pieniędzy, tym więcej można kupić towaru i lepszej jakości. Tak jest w życiu, tak jest w sporcie.  Pieniądze są więc warunkiem koniecznym, by doszło do transakcji, ale nie wystarczającym. Można to zauważyć w polskich klubach, gdzie duża kasa nie zawsze przekłada się na udane transfery i  osiągnięcia o jakich marzy kupujący.  Były okresy, że w Podhalu, które nigdy nie należało do finansowych potentatów, transfery robiono z głową i wcale nie chodziło – jak obecnie  o ilość lecz o jakość. Dwóch, trzech, góra czterech stranieri pozwoliło pomóc swoim wychowankom w osiąganiu sukcesów na miarę nawet mistrzostwa kraju.
 
Nic nie robić, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić… to pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy przy zatrudnianiu obcokrajowca. Kasa, kasą, ale ważne jest rozeznanie rynku. W klubie nie ma człowieka, który profesjonalnie zajmowałby się tym tematem. Wierzy się lipnym menadżerom, którzy za wszelką cenę chcą zatrudnić swojego klienta i przy tym zarobić. Wciskają kit, zakładają makaron na uszy kupującemu, popierając się statystykami z internetu, nieraz może i filmikiem z jego najlepszych akcji. Nawet te statystki powinny zastanowić kupującego, bo skoro „Jaś” jest wędrowniczkiem i ma na koncie mnóstwo klubów, i nigdzie dłużej nie zagrzał miejsca, to powinna się zapalić czerwona lampka. W naszej lidze też są gracze, którzy mają ileś tam meczów zaliczonych, a tymczasem na lodzie pojawiają się bardzo rzadko. Często też w zatrudnieniu zawodnika włodarze posiłkują się zatrudnionym zagranicznym trenerem, a tymczasem…  Potrzebna jest dokładna obserwacja zawodnika – jak prezentuje się na lodzie, czy pasuje do koncepcji trenera, jak zachowuje się podczas gier w przewadze i osłabieniu. W końcu najważniejsza rzecz – jest snajperem czy też skutecznym obrońcom.  
 
Żeby być lepszym na lodzie, w działaniu poza nim, trzeba otaczać się lepszymi od siebie. Żeby czerpać inspirację, potrzeba spokoju, czasu na analizę i zdystansowanie się. Bycie ubogim krewnym nie powinno wpędzać w nas kompleksy, bo jest to idealna platforma do odbicia się w kierunku świetlanej przyszłości.  Jeśli masz pomysł i na dodatek do swojego pomysłu potrafisz przekonać innych, zaangażujesz odpowiednich ludzi – to jest podstawa do spełnienia marzeń. Granica między tym, że jesteś na szczycie, a upadkiem jest bardzo cienka. Porażka boli, ale najgorsze jest to, gdy nie potrafisz z błędów wyciągnąć właściwych wniosków.  Tak jak sukces ma wielu ojców, tak niepowodzenie trzeba podpisać imieniem i nazwiskiem danego gracza, trenera, prezesa.
 
Oto gracze i trenerzy, którzy nie  są już w Podhalu:
 
Kevin Lundskoug ( bramkarz; jedyna jasna postać. Rozwiązał kontrakt 20.10.22. Przeszedł do Unii, bo Podhale było za słabe na jego aspiracje)
Tomas Jelinek (obrońca do 17.11.22; 15 spotkań i 2 gole)
Eetu Moksunen (obrońca do 6.1.23; 21 meczów i 2 asysty; za Valtonena już grał w Podhalu. Od tego czasu nie zrobił postępów zaliczając kolejne kluby)
Ondriej Vorlab (obrońca do 6.1.23; drugi sezon i oprócz warunków fizycznych niczym się niej wyróżnił’ 25 meczów; 2 golem i tyleż asyst)
Oleksander Woronin (obrońca do 6.1.23; 5 spotkań bez zdobyczy punktowych)
Patrik Frycz (napastnik do 6.1.23; 28 spotkań, 4 gole, 2 podania)
Lauri Huhdanpaa (napastnik do 21.9.22; 5 meczów, 3 podania)
Lukas Hvila (napastnik 9.10.22; 10 spotkań, gol i 2 asysty)
Sanmpo Paulaharju (napastnik 21.9.22; 5 meczów, bez zdobyczy punktowych)
Juraj Faith (trener do 8.11.22; w 18 spotkaniach odniósł z zespołem dwa zwycięstwa)
Milan Skokan (trener i asystent do 6.1.23; zapisał się w księdze rekordów Podhala, prowadząc samodzielnie jedno spotkanie  w PHL).
 
Czy jeszcze kogoś dopiszemy do tej listy?
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama