08.07.2022 | Czytano: 2557

Zgniecone 10 groszy. Japoński schabowy. Nieprzespana noc. Z kebabu do… (+zdjęcia)

Żarty, poważne pytania, spotkanie na luzie, ale z wieloma ciekawymi informacjami, o których często się nie mówi.



 
Piątek był dniem wolnym dla siatkarzy polskiej ekipy uczestniczącej w Lidze Narodów w Gdańsku. Ten czas wypełnili spotkaniami z kibicami. Odbyło się w lokalu  głównego sponsora Plus w Gdańsku Wrzeszczu, który od sezonu 2008/09 wspiera polską siatkówkę. Na spotkanie z kibicami przyszli: kapitan reprezentacji Bartosz Kurek, jego imiennik Kwolek, Mateusz Poręba oraz Grzegorz Łomacz, który na sam koniec dotarł na Grunwaldzką. Siedziba Plusa oblegana była przez fanów (pomieszczenie nie przyjęło wszystkich, część z ulicy przez szybę zaglądało co się w środku dzieje), którzy obdarowani zostali fotkami drużyny, a potem bohaterowie składali na nich autografy. Spotkanie trwało ponad godzinę.


 
Nim jednak doszło do podpisywania zdjęć, zawodnicy zalani zostali masą pytań. Okazuje się, że kibice doskonale orientują się w życiorysach graczy. Mateusz Poręba, który debiutował w reprezentacji w Lidze Narodów, przeżył śmierć matki i rozległy zawał ojca. Został siatkarzem dzięki… kebabowi. Był zaskoczony wiedzą kibiców. – Rzeczywiście zaczęło się wszystko na… kebabie. Trener Marek Skrobot przyszedł coś  przekąsić w tym samym lokalu.  Zapytał czy tak duży chłop (203 cm wzrostu - przyp. aut) uprawia jakiś sport. Gdy się spotkaliśmy na kebabie, trenowałem koszykówkę w Unii Tarnów, a po zajęciach szedłem jeszcze na godzinę, by poodbijać w Sokole. Siatkówkę traktowałem jednak rekreacyjnie. Trener Skrobot zaprosił mnie na treningi siatkarek. Uczyłem się na nich podstaw: atakowanie przychodziło mi łatwiej niż np. odbijanie dyszlem. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie.  
 
Ta wypowiedź rozbawiła nie tylko kibiców, ale najbardziej chyba jego kolegów z drużyny. Zapytany o talizman powiedział: - Mam taki. To 10 groszy zgniecione na torze kolejowym.



 Jego koledzy obecni na spotkaniu stwierdzili, iż nie mają rzeczy, które byłby dla nich talizmanem. – Dla mnie  takim talizmanem jest drużyna, którą wyprowadzam na mecz – odrzekł Bartosz Kurek.  Ten nie ukrywa, że jest zwolennikiem Hary Portera i pizzy. Nie mogło więc nie paść pytanie, czy smak pizzy w Japonii odbiega od tego włoskiego. – Nie jest taki sam, ale zdradzę wam, że jest także schabowy, ale inaczej się nazywa. Niemniej kuchnia japońska pozwala utrzymać sportową dietę.
 
W przypadku Kwolka kibice byli ciekaw jakiej płci niebawem urodzi mu się dziecko i czy już wszystko jest  przygotowane na jego przyjście na świat. – To będzie chłopak, a wszystkie sprawy związane z mieszkaniem ( Kwolek przeniósł się z Warszawy do Zawiercia – przyp. aut) ogarnia żona.
 
Nie tylko sprawy osobiste interesowały fanów, ale także te związane z meczami Ligi Narodów oraz nadchodzącymi mistrzostwami świata w naszym kraju.  Bohaterem potyczki z Chinami był Tomasz Fornal. – Z Tomkiem dzielę pokój i nie mógł po tym meczu zasnąć. Nie dlatego, że był podekscytowany swoim występem, ale zachwycony postawą kibiców. Do nas tam na dole  dociera jak wspaniale dopingujecie, jaką potraficie wytworzyć atmosferę, która pomaga nam w grze – wyznał Bartosz Kurek.   
 
Czy wygracie Ligę Narodów? – padło pytanie. -  Chcemy to uczynić, bo gra się po to, by wygrywać – odparł kapitan.


 
Zaliczani jesteście do faworytów. Włosi i Brazylia mogą pochwalić się trzema tytułami mistrza świata z rzędu. Dołączycie do tego duetu?  Ciąży na was presja? – W sporcie nie da się uniknąć presji. Jesteśmy do niej przyzwyczajeni. Trzeba umieć z nią grać. Jesteśmy dobrze przygotowani i będziemy starali się wyszarpać trzeci trumf z rzędu – odpowiedział Bartosz Kwolek.
 
- Nie będę opowiadał, że fenomenalnie jesteśmy przygotowani, że zdobędziemy mistrzostwo świata. To wyglądałoby na wielką ściemę, bo przecież boisko wszystko zweryfikuje. Siatkówka jest dyscypliną nieprzewidywalną o czym nie raz my i wy kibice mogliście się przekonać – dodał Bartosz Kurek.
 
Po chwili do tej trójki dołączył rozgrywający Grzegorz Łomacz i siatkarze zaczęli podpisywać zdjęcia.
 
Stefan Leśniowski, Gdańsk
 
 
 

Komentarze







reklama