09.08.2021 | Czytano: 3527

Królowa na ratunek

Kibice musieli uzbroić się w cierpliwość, co zresztą ostatnio stało się już tradycją.



 
Jeszcze igrzyska się nie rozkręciły, a już w polskim obozie więcej było płaczu niż uśmiechu. Liczenie straconych szans rosło w oszałamiającym tempie. Taki ciąg niepowodzeń zdarza się reprezentantom Polski na igrzyskach nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Dopiero gdy na  olimpijski dwór wkroczyła królowa zaczęły pojawiać się medale. To lekkoatletyka uratowała honor polskiego sportu w Tokio, gdzie przez kilkanaście dni zanosiło się na jeden z najgorszych startów w historii powojennych igrzysk, kompromitujący cały system, na którym zawodowy sport nad Wisłą się opiera. Przedstawiciele „królowej” wywalczyli dziewięć medali, w tym cztery – wszystkie - złote, czyli blisko 65% całego dorobku.  Lekkoatleci zostali czwartą nacją w świecie pod względem zdobytych krążków, a cala reprezentacja olimpijska w Tokio powtórzyła wyczyn z Sydney.  To nie znaczy, że zamażą obraz polskiego sportu. Co robią w innych związkach?   Działacze z innych federacji powinni udać się na pilne korepetycje do swoich kolegów i koleżanek, by dowiedzieć się jak to się robi. 
 
Polską specjalnością stało się tłumaczenie z niepowodzeń. Fartem, losem lub przesądem. Michał Kubiak po przegranym meczu z Iranem, który obserwował prezydent Andrzej Duda, wypalił pół żartem, pół serio: „Jeśli mam być szczery, to prezydent chyba nam przyniósł…żabę”.  Schodząc na ziemię – po raz  któryś trzeba zadać pytanie o jakości sportowego kształcenia w naszym kraju, poczynając od tego co dzieje się na poziomie szkolnym czy wczesnoszkolnym, jak zachęcamy ( bardziej stosowne byłoby słowo zniechęcamy) dzieci do sportowych zajęć. Jak na dalszych etapach wygląda selekcja sportowych talentów, jak je się szlifuje. Ilu ich zdołaliśmy przerzucić do sportu wyczynowego, albo zachęcić, a ilu zniechęcić? Ilu zmarnowaliśmy i ilu jeszcze zmarnujemy, bo poziom szkolenia i jego organizacja są takie, jakie są… Kurczy się liczba klubów, trenerów i generalnie niski poziom zajęć w szkołach, gdzie powinna być naturalna baza do wyławianie uzdolnionych dzieciaków.  Tyle, że o tym mówi się od lat i po każdych igrzyskach. Politycy mówią o wyciąganiu wniosków. Tragedia polega na tym, że o naprawie jest burzliwa dyskusja, ale…bardzo krótka. Podział mniej więcej pokrywa się z sympatiami politycznymi. Strona bliżej opozycji atakuje, strona bliżej rządu – broni, a po krótkim czasie strony zapominają i przechodzi się do tematu o innych sprawach. Tymczasem sportowe życie toczy się takim samym rytmem i takimi samymi potrzebami, ale nikt na tym się nie zastanawia.
 
Polski sport potrzebuje fundamentów. Potrzebuje mądrych, nieustannie uczących się trenerów,  odpowiedzialnych i przebojowych działaczy. Potrzebuje psychologów współpracujących ze sportowcami. Potrzebuje dobrego zarządzanie niemałymi ministerialnymi i sponsorskimi dotacjami, bo nie wszystkie dyscypliny mogą się z nich utrzymać. We Francji i Holandii rządy znacznie dofinansowują sport i mieliśmy tego efekty w Japonii.  Polski sport potrzebuje dojrzeć, bo świat nam odjechał. Powinniśmy się zająć bazą i zainteresować młodzież sportem. Powinniśmy rzucić okiem na dół piramidy, by za kolejne trzy lata nie być znowu rozczarowanym. Aktualna droga jest źle przygotowana, dlatego jeśli nic się nie zmieni, to zostaniemy biernymi odbiorcami kolejnych igrzysk. Wierzycie państwo, że się zmieni?
 
A tymczasem  igrzyska stają się imprezą dla bardzo młodych sportowców poprzez wprowadzenie dyscyplin z… podwórka. W Tokio obok dorosłych, walczących o pieniądze i sławę, pojawiła się dzieciarnia z podwórka. Olimpijskie areny otworzyły się dla małolatów, nobilitując zabawy z chodnika i podwórka. Nic więc dziwnego, że po medale sięgała smarkateria (12, 13 i 14 – latków). W tokijskich igrzyskach pojawiły się nowe dyscypliny jak ewolucje na deskorolce i rowerach BMX, koszykówka 3x3, wspinaczka… A to nie koniec pomysłów MKOL. W Paryżu do programu igrzysk włączono breakdance. Ulica w ataku.
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama