02.02.2010 | Czytano: 1235

Nie tylko sentyment

Jerzy Kowalik to jeden z piłkarzy krakowskiej Wisły, który uczestniczył w halowych mistrzostwach Podhala oldbojów. Podhale ma mu wiele do zawdzięczenia, a szczególnie maniowski Lubań.

Grał w tym klubie ( od jesieni 2000 roku), pomagał w pracy szkoleniowej i w transferach krakowskich zawodników. Przede wszystkim razem ze Zdzisławem Strojkiem przyczynili się do zintegrowania zespołu. Na pewno nie graliby w Maniowach tej klasy piłkarze jak byli mistrzowie Polski juniorów z Wisły i Cracovii – Cholewa, Zawada, Szyller, gdyby nie wsparcie amerykańskiej Polonii. Nic więc dziwnego, że często w tym okresie Lubań porównywało do nowojorskiego Cosmosu. Poważnym zastrzykiem finansowym dla klubu były darowizny przekazywane na działalność Lubania, zebrane podczas organizowanych zza Oceanem balów. Na jednym z nich w New Jersey był Jerzy Kowalik, udał się na zaproszenie bracia Łapczyńskich.
To wtedy zaczął się marsz w górę futbolistów z Maniów, którzy z roku na rok połykali kolejne szczeble futbolowej hierarchii. Ten marsz zakończył się na czwartej lidze. To jedyny przedstawiciel Podhala na tym szczeblu. Od lat najlepszy zespół na Podhalu, czego dowodem jest ilość wywalczonych Pucharów Podhala, które są nieoficjalnymi mistrzostwami tego rejonu.
- Po kilku latach wróciłem na Podhale – mówi. – Okres pracy w Lubaniu wspominam bardzo mile. W Lipnicy Wielkiej spotkałem dużo przyjaciół. Przy fajnej zabawie była okazja odnowić znajomości i wymienić poglądy, zapytać o zdrowie. A to chyba jest, bo mimo iż na wielu głowach pojawił się szron, to z piłką są za pan brat.
- Lubań ma szansę wywalczyć historyczny awans do trzeciej ligi. Czy ściska pan za niego kciuki?
- Oczywiście. Nie tylko przecież sentyment pozostał. Dużo przyjaciół mam w Maniowach, z którymi nie zerwałem kontaktów. Jak tylko będę mógł, to zawsze im pomogę.
- Śledzi pan wyniki Lubania?
- Oczywiście. Bardzo się cieszę, że klub prze do przodu. Oby tak dalej, bo to lokomotywa piłki na Podhalu. Dzięki temu również podhalański futbol podnosi poziom. Jest na kim się wzorować i do kogo równać. Jednak musi być odpowiednia baza, a boisk z prawdziwego zdarzenia brak. Do tego zima zbyt wcześnie uderza i są problemy nie tylko z rozgrywaniem meczów, ale także z przygotowaniem się do nich.
- Widać po was, że nie tylko okazjonalnie kopiecie pikę?
- Cały rok jesteśmy w ruchu. Jak nie na trawie, to w hali rozgrywamy ligowe spotkania. Nie ma więc problemów z czuciem piłki, utrzymaniem formy.
- Zrobił sobie pan przerwę w szkoleniowej pracy?
- Rzeczywiście wziąłem sobie urlop. Pracuję w prywatnym przedsiębiorstwie, ale długo bez piłki nie wytrzymam.
Jerzy Kowalik to rocznik 1961. Piłkarską karierę rozpoczynał w Wiśle Kraków, by potem reprezentować barwy Szombierek Bytom, Górnika Wałbrzych i Hutnika Kraków. Grał też, krótko, w norweskim klubie Tromsø IL. Grał w pomocy. Trenerską karierę rozpoczął w sezonie 1996/1997 od prowadzenia IV-ligowego Górnika Wieliczka. Potem pracował jako asystent w krakowskiej Wiśle, m.in. u boku obecnego selekcjonera biało –czerwonych, Franciszka Smudy. W międzyczasie był również „pierwszym” w Wiśle. Prowadził też Kmitę Zabierzów, Zagłębie Sosnowiec, Polonię Warszawa...

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama