Na kogo wypadnie, na tego bęc. COVID tu, COVID tam. Słabsi psychicznie pod nawałem informacje w telewizji, mogą się załamać. Z ekranu biją ogromne cyfry, podsycane paniką i wywołujące strach. Trzeba nie poddawać się tej medialnej psychozie. Telewizor można wyłączyć lub zmienić kanał. No i przede wszystkim myśleć swoje.
Cierpią prawie wszyscy, ale kibice to wybrany naród. Można uczestniczyć w imprezach kulturalnych, ale imprezy sportowe muszą odbywać się bez udziału publiczności. Wymyślił to ktoś mądry, że na koncercie jest mniejsze prawdopodobieństwo zarażenia niż na stadionach. Ciekawe jakich wzorów matematycznych użyła „tęga głowa”, by dojść do takiego odkrycia. Grypa co roku zbierała żniwo i to nic nowego, w ubr. ponad 11 tys., a 7 mln było chorych!
Wróćmy do sportu. Kto wie czy tyle byłoby przełożonych spotkań, gdy nie te sławetne testy, o których krążą legendy. No bo popatrzmy na niższe ligi, w których takie procedury nie obowiązują i gra się tam w najlepsze. Tutaj ligowy kalendarz nie jest zaburzony i runda jesienna bez zakłóceń zostanie dograna. W piłkarskiej klasie A pozostała do rozegrania ostatnia kolejka. Klasy B na Podhalu i „okręgówka” już mają złotą jesień za sobą. Trzy kolejki pozostały do rozegrania piłkarzom czwartej ligi.
Co innego w ligach profesjonalnych. W nich przywiązywanie się do dat figurujących w kalendarzach wydarzeń sportowych nie ma większego sensu. Szansa, że wszystko odbędzie się zgodnie z terminem są nikłe. Ligi przypominają przekładaniec. „Szarotki” w lidze hokejowej mają zaległe spotkania, panie też odwołały jedno, piłkarze NKP w trzeciej lidze - również, a siatkarze Gorców w II lidze już dwa razy nie wyszli na parkiet. Terminarze przypominają łamigłówkę, bo niby jest już ustalony nowy termin rozgrania nieodbytego spotkania, a jednak nie dochodzi do niego i znowu trzeba kombinować. Bo terminarz lig ustala się na bieżąco. I nie chodzi tylko o to, że jakieś zespoły mają pauzować z powodu koronawirusa.
Trener zastanawia się, czy będzie mógł skorzystać z kilku ważnych graczy, a jeśli nie to… Może lepiej odwołać mecz. Ten drugi wariant może być lepszy, jeśli zakażeni będą gotowi do występu w przełożonym spotkaniu. I tak to się kręci. Kluby kryją przed światem informacje o konkretnych zakażonych, choć nie wszystkie. Nikt nie ukrywał, że Robert Kalaber jest zarażony, czy Filip Komorski, podobnie jak Waldemar Fornalik. Tajemnicy nie robił też PZPN podając o zarażeniu selekcjonera reprezentacji Jerzego Brzęczka. Przyjęty protokół postępowania w sytuacji zagrożenia koronawirusem zabrania ujawniania nazwisk osób z pozytywnym wynikiem testów. Z tego korzystają kluby, podając - np. „pięciu zawodników ma podejrzenia zarażenia. Dla bezpieczeństwa jest odizolowanych”. Taka informacja posyłana jest w eter i jest wdzięcznym polem do medialnych i kibicowskich spekulacji. Często można łatwo ustalić, kto jest zakażony – wystarczy sprawdzić, który ważny gracz nie gra i zarazem nie ma żadnej kontuzji. Oficjalnie klub nie może tego potwierdzić. W naszym ligowym środowisku COVID zabiera ofiarom nazwiska.
W takiej sytuacji wielkim sukcesem będzie jeśli rozgrywki doczołgają się do końca kalendarzowego roku, nie mówiąc już o rozegraniu ich do ostatniej zaplanowanej kolejki. Najbliżej dokończenia rundy jesiennej są piłkarze trzeciej ligi. Hokej jest w trudnej sytuacji, bo dopiero minęła pierwsza runda, a już kilka meczów się nie odbyło. A gdzie tam do wiosny, kiedy planowane są play offy.
Stefan Leśniowski