Juniorki tego klubu wywalczyły brązowy medal mistrzostw Polski. Gorce po tym sukcesie w rankingu klubów PZPS (sklasyfikowano wszystkie kluby od seniorek w dół) – ku zaskoczeniu wielu - zajęły 11 pozycję. Jeśli dodamy do tego, że przed nowotarską ekipą były tylko zespoły ekstraklasowe, to trudno się dziwić, że wielu było w szoku. Duży wpływa powołania nowotarżanek do reprezentacji kraju, które wystąpiły w mistrzostwach Europy seniorek i juniorek. Najlepsze kluby w Polsce rozebrały zespół brązowych medalistek. Architektem sukcesu był Piotr Pagacz. Ten sukces odbił się głośnym echem w całym kraju, a twórca sukcesu został wyróżniony w plebiscycie Gazety Krakowskiej obok Walentego Ziętary i Andrzeja Kozaka. To on sprawił, że jego podopieczne miały okazję grać u boku wielkich gwiazd żeńskiej siatkówki jak - Agata i Kasia Mróz, Magda Śliwa, Dorota Świeniewicz, Dorota Ściurka, Dorota Pykosz czy Ela Kościelna. „To człowiek z ogromną siatkarską wiedzą” – po wielu latach mówiły o nim zawodniczki.
- Gdy miałam 15- 17 lat i miałam pstro w głowie, to niejednokrotnie byłam zła na niego, że jest wymagający – wspomina Iwona Urbaniak, obecnie Lesner. – Nie rozumiałam jego intencji. Zawsze w głowie przewijała mi się myśl: „Co ty tam sobie gadasz, tak będę robiła, to co będę chciała”. Ale jeśli ktoś poprawia cię dziesięć razy i ma do ciebie cierpliwość, to wtedy zaciskasz zęby, by w końcu to ćwiczenie wyszło. A potem przychodzą lata, kiedy rozum zaczyna działać i inaczej się myśli. Dochodzi do ciebie, że najważniejsze dla sportowca jest to, co się nauczysz na pierwszym etapie szkolenia.
Ciałem i duchem na treningach
- Nigdy nie byłem policjantem, tylko trenerem – mówi Piotr Pagacz. Gdy dziewczęta płakały po pierwszych niepowodzeniach, gdy przegrywały z kretesem on je uspakajał i mówił: „Jak będziecie sumiennie trenować, to na pewno coś osiągnięcie”. Gdy w pierwszym ich finale mistrzostw Polki były tuż za podium, na miejscu najbardziej nie lubianym przez sportowców, on ze spokojem zapewniał je: „Musicie zawsze być ciałem i duchem na treningu, a w następnym roku powalczymy o podium”. Jak powiedział tak się stało. Nim jednak doszło do tego sukcesu, to wykonał z dziewczynami kawał dobrej roboty. Nie zawsze były to radosne dni, ale – jak się później przekonały – było warto.
Piotr Pagacz do Gorców przyszedł jesienią 1981 roku, gdy sekcja była w dramatycznym stanie kadrowo – organizacyjnym. - Na tydzień przed rozgrywkami miałem pięć seniorek, bo szkolenia młodzieży w klubie nie było – wspomina. - Potem dołączyła moja żona. Zespół grał w lidze międzywojewódzkiej, tak to się wtedy nazywał trzeci poziom rozgrywkowy. Pierwszy sezon przemęczyliśmy. W kolejnym liga była dwustopniowa krakowsko – nowosądecka – tarnowska, która potem połączyła najlepsze zespoły z rzeszowską grupą. Zajęliśmy drugie miejsce i graliśmy ćwierćfinał o prawo gry w drugiej lidze (czytaj: dzisiejsza pierwsza). Zajęliśmy czwarte miejsce, a pierwsze powołanie do kadry juniorek dostała Iwona Urbaniak. Uznałem się, że gra w półfinale mija się z rozsądkiem, z zawodniczkami, które nie miały podstawowego przygotowania siatkarskiego. Podjąłem trudną decyzję rezygnując ze starszych, nie perspektywicznych siatkarek. Na szczęście razem z żoną już w pierwszym roku zacząłem organizować grupy młodzieżowe i z dziećmi wystartowałem w lidze międzywojewódzkiej. A to dlatego, że Związek miał na tyle otwarte oczy, że widział, że coś się u nas zaczęło dziać. Nie spadłem, skorzystałem na powiększeniu ligi. Równolegle graliśmy w juniorkach młodszych U17. W pierwszym roku mocno przegrywaliśmy. Pamiętam jak pojechaliśmy do Dębicy, wtedy grało się do 15-tu i przegraliśmy pierwszego seta do zera. Trzeciego przegrywaliśmy 13:0 i miejscowi kibice zaczęli nas dopingować. Po zdobyciu punktu był niesamowity aplauz. A w szatni po meczu płacz.
Bilans lepszy o 4 setne
W kolejnym sezonie było znacznie lepiej. - Dziewczyny były fantastyczne, bo pracowały z dużą energią i widać było, że chłonęły wiedzę z wielkim zapałem – mówi po latach Piotr Pagacz. - Mając za rywalki m.in. Stal Mielec, Dalin Myślenice (kiedyś potęga) i Wisłę Kraków w kategorii juniorek młodszych zdołaliśmy zająć drugie miejsce gwarantujące udział w Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w Trzebnicy. Nie ukrywam, że mieliśmy dużo szczęścia. Przy jednakowym bilansie wygranych meczów i punktów o kolejności decydował stosunek małych punktów. O 0,04 setnie mieliśmy lepszy.
W Trzebnicy nowotarżanki miały najmłodszy skład. Tylko dwie zawodniczki były z podstawowego rocznika. W dodatku cztery były o cztery lata młodsze. W myśl przepisu nie mogły wejść na boisko. - Nie mogłem rotować – powie trener, którego koledzy po fachu dziwili się dlaczego je nie wypuszcza na parkiet. - Ich wejście było równoznaczne z oddaniem meczu walkowerem. W nagrodę zabrałem jednak całą dwunastkę.
Awans do finału odbił się szerokim echem w środowisku siatkarskim. Zauważyła to Wojewódzka Federacja Sportu, która dla nowotarżanek zorganizowała obóz w ośrodku olimpijskim w Limanowej. Dostali też nowy autobus, który zawiózł ich do Trzebnicy. W finale za najwszechstronniejszą zawodniczkę uznano Iwonę Urbaniak. Procentowały występy wśród seniorek. W tych rozgrywkach młode siatkarki mogły się szkolić, ogrywać, zyskiwać doświadczenie. To zaprocentowało czwartym miejscem. Znowu polały się łzy i trener musiał zawodniczki jak ojciec przytulić do piersi. Płakały, że medal przeszedł im koło nosa. Obiecałem im wtedy, że za dwa lata mogą osiągnąć sukces w wyższej klasie rozgrywkowej, czyli juniorkach starszych.
Optymistyczny sygnał
Kolejny sezon – 1985/86 – poświęcił na budowę zespołu. - Marzeniem był awans do finału mistrzostw Polski juniorek. Zajęliśmy drugie miejsce przed Wisłą i Stalą Mielec. Półfinał rozgrywany był w Radomiu. Tam zdobyliśmy awans do finału MP w Słupsku. Średnia wieku mojej szóstki wynosiła 16 lat, a graliśmy w rozgrywkach do lat 19. Mieliśmy szanse wygrać z Radomką, potęgą wówczas w żeńskiej siatkówce, ale po zaciętym boju musieliśmy uznać wyższość rywalek. To był cud, że zdołaliśmy awansować. Wtedy powołanie do drużyny narodowej dostała Ewa Cięciel oraz Ela Tarasek. Zorganizowaliśmy w Nowym Targu mecz Polska –Węgry juniorek, a w Europie nasza drużyna narodowa zajęła szóste miejsce. To był duży sukces jak na tamte czasy. U nas rozegrany został też też mecz ekipy Huberta Wagnera, który zgromadził nadkomplet widzów – wspomina z rozrzewnieniem Piotr Pagacz.
Słupsk ówczesna mekka żeńskiej siatkówki ( wszystkie rozgrywki padały łupem Czarnych) gościł finalistów. Podopieczne Piotra Pagacza – jak na debiut w tej kategorii wiekowej – zajęły wysokie szóste miejsce. To był optymistyczny rezultat przez kolejnym sezonem.
„To jest mistrzostwo, co pan zrobił”
- Sezon 1986/87 miał, według moich założeń najlepszy – twierdzi szkoleniowiec . - I taki był. Zespół grał równolegle w seniorkach i juniorkach. Zajęliśmy drugie miejsce w juniorach w naszym rejonie. Trudniej nam było awansować do finału niż rok wcześniej. Półfinały i finał rozgrywany był w Warszawie. Tytuł mistrzowski zdobył MOS Wola Warszawa, etatowy złoty medalista, a brązowe krążki zawisły na szyjach moich zawodniczek. Ogromna radość zapanowała w naszych szeregach.
W czwórce grało się każdy z każdym. Wola była nie do ugryzienia, ale z Wisłą nowotarżanki powalczyły. W krakowskim zespole występowała Magdalena Śliwa oraz kilka innych kadrowiczek i góralki były o włos od ich pokonania, i zagrania w finale. Siatkarski spod Wawelu nie sprostały warszawiankom, a nowotarżankom na drodze do historycznego medalu stanął zespół Startu Łódź. Dowodzony przez żonę Andrzeja Niemczyka, Barbarę. W zespole tym występowała ich córka Małgorzata.
- Wygraliśmy 3:0 - z dumą mówi Piotr Pagacz. - Załatwiłem rywalki taktycznie. Po meczu podeszła do mnie Niemczykowa i powiedziała: „To jest mistrzostwo co pan zrobił”. Po powrocie do Nowego Targu, w klubie nawet nie podziękowano dziewczynom, tam od zawsze najważniejszy był ping-pong. Wiceprezes ds. sportowych zaproponował, że dadzą nam nowe stroje, w których poszlibyśmy na 1-majowy pochód. Stroje potrzebne nam były przed sezonem, a sezon graliśmy w starych dwuletnich, przepoconych. Nikt nie wziął udziału w pochodzie.
Bliskie awansu
Zespół grał również w seniorskich rozgrywkach. Był bliski awansu do drugiej ligi (obecna pierwsza), ale… - Turniej pokrył się z turniejem finałowym juniorek, a dla mnie priorytetem były młodzieżowe rozgrywki – zaznacza trener. - Do tego ułożony został mecz między Tarnovią a Zelmetem Rzeszów. W tym sezonie rozegraliśmy ok. 70 spotkań. To była końska dawka. Graliśmy piątek – sobota – niedziela. Doszło do tego pięć dni turnieju finałowego i cztery półfinałowego.
Od lewej: Iwona Urbaniak Lesner) i Elżbieta Tarasek (Wolańska) - wyróżnione na swoich pozycjach - Bożena Olcoń (Chlebek), Agnieszka Miller (Asch), Ewa Cięciel, Katarzyna Maniecka (Starczowska), Agata Osman (Tomczak), Grażyna Sojka (Guzik), Małgosia Chronak (Burdyl) – zespół, który sięgnął po brązowe krążki.
Najlepsze odeszły
Brązowe medalistki MP juniorek (1987 roku), dziewczyny Pagacza, szybko zostały wyłapane przez możne kluby z Polski. Drużyna rozpadła się jak domek z kart. Ewa Cięciel i Elżbieta Tarasek poszły do Kolejarza Katowice. Potem po Ewę zgłosiła się Niemczykowa i wywalczyła mistrzostwo kraju juniorek i została przekazana do Czarnych Słupsk. Z tym zespołem zdobyła złoty medal mistrzostw kraju i trafiła do kadry seniorek. Uczestniczyła w mistrzostwach Europy.
Od prawej: Iwona Urbaniak, Elżbieta Tarasek, Bożenia Olcoń, Ewa Cięciel, Agnieszka Miller, Katarzyna Maniecka, Grażyna Sojka, Małgorzata Chrobak, Agata Osman, Piotr Pagacz (trener)
Stał się cud
Znalazły się ich następczynie, szkolone przez Małgorzatę Pagacz. Trenowano wtedy w trzech grupach, ok. stu dziewcząt. Ciągłość więc była. Zbudowała fajny zespół, który w sezonie 1988/89 roku zajął ósme miejsce w Polsce. Miller i Osman stanowiły trzon zespołu, który w pierwszym roku nie zakwalifikował się do finału. Rok później nowotarżanki musiały wygrać wszystkie mecze po 3:0, by awansować do finału. I dokonały tego!
- Było to prawie niewykonalne. Kosmicznie jednak zagrały Miller i Osman. Przegraliśmy z Gwardią Wrocław 2:3 i nie awansowaliśmy do czwórki. Ciekawa sytuacja był w grupie eliminacyjnej. Kierownik jednej z drużyn, po trzecim secie, zorientował się, że jedna połowa boiska jest o metr krótsza, po remoncie hali. Wybuchła afera nie z tej ziemi – śmieje się Piotr Pagacz.
Od lewej: Agnieszka Miller, Agata Osman, Weronika Sopiarz, Luiza Gołębiowska, Mirosława Krupa, Katarzyna Puławska, Barbara Fiedor, Barbara Reguła, Agnieszka Chudzicka.
Miller była zawodniczką wyśmienita, mogła zrobić ogromną karierę, ale… Po udanych mistrzostwach Europy wróciła do kraju i zachciało jej się wyjechać do USA, by… po sezonie odpocząć. Tak powiedziała konsulowi, który dawał jej wizę. Po latach stwierdziła, że popełniła wielki błąd.
Osman została porwana przez mielecką Stal. Grała w tym klubie cztery lata, była też wypożyczona do drugoligowego Zelmetu Rzeszów, a po przerwie macierzyńskiej występowała w Jaśle, by z kolei trafić do Sandecji Nowy Sącz. W międzyczasie ukończyła studia wychowania fizycznego na Uniwersytecie Rzeszowskim i pojawiła się propozycja z Muszynianki, od samego Bogdana Serwińskiego. Potem przeszła do Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie mieszkała w jednym pokoju z Agatą i Kasią Mróz.
Lekarz cudotwórca
Piotr Pagacz dużo zawdzięcza lekarzowi Ryszardowi Michalewiczowi. – Dostałem od niego ogromne wsparcie – mówi - bez, którego nie osiągnąłbym sukcesów. Postawił na nogi kluczową zawodniczkę Elę Tarasek po kontuzji, w jedną noc. Mogła więc zagrać w turnieju półfinałowym. Bez niej nie wszedłbym do finału. Wszystko co robił, robił bezinteresownie. Był na każdym meczu. Dusza człowiek.
Stefan Leśniowski