19.06.2019 | Czytano: 17853

Podhale woła – ratujcie! Crowdfunding pomoże?

FELIETON. Blisko półmilionowe zadłużenie. Niewypłaceni zawodnicy i szkoleniowcy. Dług za sprzęt, mieszkania, szpital, transport, ubezpieczenia, podatki…

To tylko częściowa lista zobowiązań 19-krotnego mistrza kraju, Podhala Nowy Targ. Klub z tak bogatą tradycją przeżywa trudne chwile. Kuźnia hokejowych talentów, która przez wiele lat była „producentem” i dostarczycielem hokeistów dla innych klubów, znalazła się nad przepaścią. I słychać krzyk rozpaczy błagający o pomoc. Ratujcie! – było słychać z ust prezesa Marcina Jurca podczas spotkania z radnymi. Pora umierać? Z taką marką? Z taką historią, tradycją?

Wszyscy wiedzą, że zburzyć łatwo, odbudować już zdecydowanie trudniej. Okres odbudowy trwa długo. Dobrych budowli nie stawia się szybko. Jeśli za budowę odpowiedzialnych jest kilku architektów, to nie prowadzi to do sukcesów. Amerykanie wokół ważnych przedsięwzięć tworzą tak zwany think tank. Tyle tylko, że główny architekt musi być wysokiej klasy, musi mieć czas, trzeba mu zawierzyć, że budowla będzie okazała.

Radny Lesław Mikołajski jako przykład ratowania klubu podał Wisłę Kraków. Kibice tej drużyny w ciągu 24 godzin zebrali kwotę 4 mln złotych po sprzedaży akcji. Akcje były symboliczne, nie dające nabywcom praw do własności klubu bądź partycypowania w ewentualnych zyskach. To była klasyczna zbiórka w formie crowdfundingu. To obcojęzyczne słowo oznacza formę finansowania różnego rodzaju projektów przez społeczność, która jest lub zostanie wokół tych projektów zorganizowana.

Nie jest to coś nowego. Podhale w latach sześćdziesiątych poprzedniego tysiąclecia korzystało z tej formy, a dokładnie ówczesny prezes Augustyn Fuchs. Zbierał datki od rzemieślników, by drużyna hokejowa mogła wyjechać na mecz, by zawodnicy mogli spożyć gorący posiłek po spotkaniu. W minionym sezonie skorzystała z tej formy pomocy bytomska Polonia. Kibice nie zawiedli. Bardzo szybko zebranko kwotę 6 tysięcy złotych, by zespół mógł pojechać do Gdańska. Ta ofiarność nie pomogła, bo wiemy jak zakończyła się ligowa przygoda hokeistów z Bytomia. W Krakowie 4 miliony przydały się, ale szybko zostały wydane.

Trudno liczyć, że Polacy, choć są narodem lubiącym pomagać i szybko mobilizującym się w trudnych sytuacjach, to będą czynili tak zawsze, po każdym alarmie. Darczyńcy muszą wiedzieć, że nawet ich niewielkie kwoty, muszą być sensownie i z pożytkiem wydane. Taki dopływ pieniędzy nie gwarantuje jednak finansowej stabilności klubu. Potrzebny jest sponsor. Dodajmy bogaty, by utrzymywał drogą i bądźmy szczerzy, niszową dyscyplinę. O takiego dobrego wujka jest bardzo trudno o czym doskonale wiemy, bo takiego do tej pory włodarze Podhala nie „złowili”.

Może więc wybrać inną drogą? Przetartą przez tyszan? Tam miasto wyciągnęło rękę nie tylko do hokeistów. Powołano spółkę Tyski Sport, a głównym udziałowcem jest miasto. Ono jest gwarantem stabilizacji. i przejrzystych relacji. Niestety Nowy Targ to specyficzne miasto. Nikt tutaj nie gra w jednej drużynie. Niewielkie miasto, bez wielkiego przemysłu i każda dusza z forsą powinna być pielęgnowana. Radni podzieleni, kibice też. Jedni stoją murem za włodarzami klubu, inni wieszają na nich psy (nie ma się czemu dziwić, bo wielu „wiszą” forsę). Innych tradycja nie obchodzi, głównie napływowych.

Na zakończenie przytoczę cytat, który pamiętam z tablicy z liceum, z lekcje historii: „Kto nie szanuje przeszłości nie jest wart przyszłości”.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama