27.02.2018 | Czytano: 12244

Tylko dla orłów

Zajrzyj w pesel, a dowiesz się jak czas szybko mija. To naturalna rzecz. Trudno więc marzyć, by ci, którzy błyszczeli blaskiem złota, srebra i brązu osiem czy cztery lata temu byli teraz w takiej samej formie. By powtórzyli sukces. To zdarza się tylko nielicznym.

Wszyscy analizują zakończone w niedzielę igrzyska olimpijskie. Anonimowość w internecie sprawia, że ludzie generalnie hejtują. Na sportowców hejtują najczęściej ci co stronią od aktywności fizycznej, którzy na co dzień nie przekraczają pewnych barier, nie ustanawiają własnych rekordów. Nie potrafią docenić wysiłku innych. Bezkarnie mogą besztać sportowca. Takie podejście świadczy o kompletnym niezrozumieniu istoty sportu.

Każdy kibic, ja także, chciałby, żeby nasi sportowcy każdego dnia zdobywali medal lub kilka. Najlepiej, żeby był z najszlachetniejszego kruszcu. Tylko, że my nie jesteśmy potęgą w sportach zimowych, w letnich również. Kibice wymagają od zawodników medali, a tymczasem mamy dwie skocznie, tras biegowych i alpejskich - zero, tylko jeden kryty tor do jazdy szybciej i to oddany niedawno. Gdzie nam do Norwegii, Szwajcarii, Niemców…

Jeśli spełnione zostaną odpowiednie warunki, by sportowcy mogli solidnie się przygotować, będzie można od nich wymagać adekwatnych wyników. Jeśli nie będziemy zostawali w tyle, jeśli chodzi o infrastrukturę i znajdziemy się na tym samym poziomie rozwoju technicznego i sprzętowego. Nie wylewajmy pomyj na naszych olimpijczyków, bo żaden z nich nie pojechał przegrywać. Nie pojechał też na ładne oczy, bo ciężką pracą i wynikami (muszą być spełnione kryteria sportowe) zapracował sobie na wyjazd. Na pewno powinno się od zawodników wymagać maksymalnej formy. Wymagałbym od startujących „życiówek”, albo najlepszych wyników w sezonie.

My nie zdobyliśmy worka medali, bo nie mieliśmy ich prawa zdobyć poza skokami narciarskimi. Bo tylko skoczków traktowano poważnie. Nie brakowało im przysłowiowego ptasiego mleka. O biegaczach i alpejczykach, którzy są w tym samym związku, już zapomniano lub – jak to woli – zaniedbano. Boli, że nie potrafiono wykorzystać sukcesów Justyny Kowalczyk. To samo dotyczy łyżwiarstwa szybkiego. Medali Bródki i drużyn panczenistów. Ekipy się postarzały, a młodych ani widu, ani słychu. No może jedna Bosiek, bracia Bury.

O medalach w Vancouver i Soczi możemy mówić w kategorii cudu. A cud nie zawsze się zdarza. Wtedy mieliśmy perełki – Adama Małysza, Justynę Kowalczyk, Kamila Stocha. Byli też łyżwiarze szybcy, ale oni mieli jednorazowy „wyskok”. Tylko, że nasze perełki mają swój pesel. Dopada on każdego, bardziej lub mnie boleśnie. To naturalna kolej rzeczy. Nie spieszno nam szykować dla nich utwór Bocellego. Niech sami zdecydują kiedy powiedzą „żegnaj”. Ale… Wątpliwe, by 35- letnia Justyna Kowalczyk dotrwała do kolejnych igrzysk, chociaż o trzy lata starsza Marit Bojergen była gwiazdą zakończonych igrzysk. – Chyba pożegnam się z igrzyskami. W życiu każdego człowieka przychodzi moment, w którym trzeba sobie powiedzieć, że lepiej nie będzie. Nie będę już szybsza o 40 sekund na 10 km – mówi Justyna Kowalczyk.

Podobnie ma się sprawa z Katarzyną Bachledą Curuś, Zbigniewem Bródką. Niepokojące jest to, że nie widać na horyzoncie następców, co zresztą udawania nam trwającą Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży.

Jakub Kot, ekspert Eurosportu podczas igrzysk, powiedział, że władze Zakopanego myślą tylko jak wyciągnąć dutki od turystów, którzy zjeżdżają na Puchar Świata. Tymczasem COS i władze miasta nie mają interesu zajmować się małymi skoczniami (nie są dochodowe), na których wyrastają następcy Stocha. Za kilka lat nie będzie Stocha, nie będzie też dutków z Pucharu Świata, bo kibice nie będą mieli komu kibicować – grzmiał.

Następne igrzyska już za cztery lata w Pekinie. Każde igrzyska są tylko dla orłów. Czy lot naszych orłów będzie wysoki?

Stefan Leśniowski
 

Komentarze









reklama