31.10.2009 | Czytano: 1187

VI liga: Niespodzianka w Białce

Tego się chyba nikt nie spodziewał. Lider z Białki Tatrzańskiej przegrał na swoim boisku z zajmującym w tabeli 12 miejsce Orłem Wojnarowa. Po ośmiu z rzędu zwycięstwach górale doznali sensacyjnej porażki. Natomiast w pozostałych spotkaniach podhalańskich drużyn występujących w nowosądeckiej VI lidze tylko KS Zakopane zdobyło punkty.











Jordan Jordanów – Uście Gorlickie 0-1 (0-1)
0-1 T. Matuszyk 18.

Sędziował: Łukasz Królczyk z Nowego Targu.
Żółte kartki: Żegleń - G. Matuszyk, T. Matuszyk.
Widzów 50.

Jordan: Sum - Hodana, Bąk, Matejko, Żegleń (75 Motor), Michał Kurdas, Karkula (80 Ferek), M. Sularz (60 Tyrpa), D. Sularz, Kołodziejczyk (60 Matusiak), Sochacki.
Uście: Mituś – J. Matuszyk, B. Matuszyk (70 Jamro), Sławoniak, T. Matuszyk, M. Matuszyk, G. Matuszyk, Gruszczyński, Jurek, P. Matuszyk, Dudka.

Piłkarze Jordana nie wykorzystali okazji na zrównanie się punktami z zespołem Matuszyków (w tym meczu wystąpiło aż sześciu piłkarzy o tym nazwisku), czyli z Uściem Gorlickim i przegrali 0-1. Gospodarze jednakże rozpoczęli z dużym animuszem i już po dwu pierwszych minutach powinni prowadzić 2-0. Zaraz po rozpoczęciu meczu w sytuacji sam na sam znalazł się Kołodziejczyk, jednak nie trafił w światło bramki. Gdy w 2 minucie spotkania Sitarz w podobnej sytuacji też nie zdobył gola, źle to wróżyło drużynie gospodarzy. I stało się w 18 minucie. Goście wykonywali rzut wolny ze środkowego koła boiska. Uderzoną przez Mariusza Matuszyka piłkę przed siebie odbił Sum. Z dobitką pośpieszył Tomasz Matuszyk. Za pierwszym razem trafił w interweniującego bramkarza za drugim razem przy absolutnie biernej postawie piłkarzy Jordana skierował pikę do siatki obok leżącego bramkarza gospodarzy. Od tego momentu piłkarze z Uścia Gorlickiego skupili się na obronie wyniku. Gospodarze jednak grali nadal ospale i rezultat do przerwy nie uległ zmianie. Mimo apelów i reprymendy w szatni postawa piłkarzy Jordana w drugiej części meczy była nadal pasywna. Owszem jordanowianie nawet atakowali, ale ich akcje kończyły się z reguły przed polem karnym drużyny gości. Klarownych okazji do zdobycia bramek gospodarze nie stwarzali. Co więcej w 89 minucie tylko nieprawdopodobnej indolencji Jurka zawdzięczają, że nie stracili gola. Po kontrze drużyny Uścia Jurek dryblingiem położył na ziemi bramkarza i mając przed sobą pustą bramkę trafił w boczną siatkę. Ale i tak bezcenne punkty zespołów walczących o ligowy byt zainkasowali piłkarze Uścia Gorlickiego.

 


 

Poroniec Poronin – Gród Podegrodzie 1-2 (1-1)
1-0 Stasik 18,
1-1 Kazała 37,
1-2 Zieliński 90.

Sędziował: Kazimierz Pietrucha z Limanowej.
Żółte kartki: Pańszczyk, Ustupski – B. Zgrzeblak.
Czerwone kartki: Wysocki, Knurowski 45 za wzajemne przepychanki, Łukaszczyk 90 z popchnięcie sędziego.
Widzów 70.

Poroniec: Gutt – K. Łukaszczyk I, Grela, Pańszczyk, Wysocki, Zmarzliński, Świder, Rzadkosz, Stasik, Ustupski, K. Łukaszczyk II.
Gród: Konstanty – Majerski, B. Zgrzeblak, Kuźma, Pietrzak (46 Zieliński), T. Zgrzeblak (84 Maślejak), K. Zgrzeblak, Ciurka, Kazała, Knurowski, Wajda.

Bardzo cenne zwycięstwo z pod Tatr wywieźli piłkarze wicelidera, tyle, że bramka dająca im 3 punkty została zdobyta w 90 minucie w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. Ale po kolei. W 10 minucie w sytuacji sam na sam znalazł się K. Łukaszczyk II. Niestety dla gospodarzy bramkarz Grodu wyczuł jego intencje i gola nie było. Napór gospodarzy przyniósł jednak efekt w 18 minucie. Po składnej akcji przeprowadzonej prawą stroną i po dośrodkowaniu Zmarzlińskiego strzelał na bramkę Ustupski. Jego uderzenie tylko trochę zablokował obrońca, jednak dobitka Stasika był już bezbłędna. Gra się wyrównała, ale nic nie zapowiadało zdobycia gola przez drużynę gości. Tymczasem w 37 minucie w piłkę nie trafił Wysocki, do której doszedł Wajda. Napastnik Grodu podciągnął do końcowej linii kiwnął Grelę i zderzył się z bramkarzem Porońca. Odbita piłka od bramkarza potoczyła się wprost pod nogi nadbiegającego Kazały, który w tej sytuacji kopnął ją do pustej bramki. Pierwsza odsłona tego spotkania zakończyła się usunięciem z boiska wzajemnie popychających się Wysockiego i Knurowskiego. W drugich 45 minutach oba zespoły dążyły do rozstrzygnięcia wyniku na swoja korzyść, ale klarownych sytuacji z obu stron nie było. Wszystko wskazywało, że mecz zakończy się podziałem punktów. Tymczasem w 90 minucie goście wykonywali rzut rożny. Do zagranej przez Kazałę piłki wyskoczył Zieliński i przyjął futbolówkę ręką, po czym z najbliższej odległości wpakował ją już nogą do bramki. Sędzia zagwizdał i nakazał gospodarzom wybicie piłki od bramki. Arbitra jednak otoczyli piłkarze Grodu domagając się uznania gola. I tak też się stało, bo arbiter zmienił swoją wcześniejszą decyzje i wskazał na środek. Na dodatek Pan Pietrucha zderzenie z biegnącym do piłki K. Łukaszczykiem zakwalifikował, jako celowe jego popchniecie i pokazał kolejny czerwony kartonik w tym meczu. Za chwilę zakończył spotkanie.

 


 

KS Zakopane - Poprad Rytro 5-0 (1-0)
1-0 Stępień 33,
2-0 Kłosowski 47,
3-0 Pękala 53 karny,
4-0 Frasunek 75,
5-0 Król 80.

Sędziował: Piotr Firlit z Gorlic.
Żółte kartki: Leniewicz, Piguła, Lasak - Poczkajski, Pawlik, Kaliciecki, Dziedzina, Krzywdziński.
Czerwona kartka: Stokłosa 52 za faul.
Widzów 70.

Zakopane: Hajovsky - Piguła, Gąsienica-Walczak, Pękala, Murzyn (87 Leks), Leniewicz, Frasunek, Babicz (84 Dudziak), Kłosowski (65 Lasak), Król, Stępień.
Poprad: Stokłosa - Kaliciecki, Pawlik, Nowak, R. Wajnbrener, Mateusz Wajnbrener (70 Marcin Wajnbrener), Janikowski, Szczęsny, Duda (78 Krzywdziński), Dziedzina, Poczkajski.

Nic nie zapowiadało tak efektownego zwycięstwa gospodarzy z bądź, co bądź czołową drużyną ligi. Zakopiańczycy wprawdzie po 45 minutach prowadzili 1-0, ale do rozstrzygnięcia było bardzo daleko. W pierwszej połowie gospodarze mieli optyczną przewagę, ale to goście stwarzali groźniejsze sytuacje bramkowe. Na ogół jednak gra toczyła się w środkowej strefie boiska, była to typowa ligowa młócka. W 33 minucie będący przy piłce piłkarze Rytra zamiast wybić futbolówkę daleko w pole podali ją wprost do Andrzeja Króla. Skrzydłowy zakopiańczyków po krótkim biegu uderzył z pola karnego na bramkę. Stokłosa odbił piłkę, w okolice narożnika pola karnego tyle, że wprost na nogę Stępnia. Doświadczony napastnik zakopiańczyków wykazał się zimną krwią i precyzyjnym lobem zdobył prowadzenie dla swojej drużyny. Niemal w identycznych okolicznościach padła druga bramka dla gospodarzy. Po przechwycie piłki w środkowej strefie boiska, poszło podanie do A. Króla. I znowu krótki bieg, strzał Króla, bramkarz Popradu odbił piłkę, ale znowu wprost na nogę tym razem Kosowskiego, który nie miał już kłopotów z ulokowaniem jej w siatce. Rozstrzygająca chyba była 53 minuta spotkania. Szarżującego w polu karnym Babicza nieprzepisowo powstrzymał Stokłosa. Sędzia nie miał wątpliwości, natychmiast wyciągnął czerwony kartonik i wysłał golkipera Popradu do szatni. Podyktował oczywiście także rzut karny. Między słupkami stanął Dziedzina, ale nie obronił wykonywanej przez Pękalę „jedenastki”. Czwarty gol dla zakopiańczyków był prawie wierną kopią dwu pierwszych bramek. Po zagraniu miedzy obrońców Popradu piłki wystartował Król. Uprzedził go jednak Dziedzina i wykopnął piłkę, tyle, że znowu wprost do Frasunka. Rozgrywającemu zakopiańczyków nie pozostało nic innego jak kopnąć futbolówkę do pustej już bramki. Wynik ustalił Andrzej Król finalizując akcję Stępnia i jego dokładne podanie. Efektowny strzał głową był ukoronowaniem bardzo dobrej postawy w tym meczu skrzydłowego KS Zakopane. Goście owszem mieli swoje okazje do strzelenia choćby honorowej bramki, ale w bardzo dogodnych sytuacjach nawet z bliska strzelali wprost w Hajovskiego.

 


 

Watra Białka Tatrzańska – Orzeł Wojnarowa 0-1 (0-1)
0-1 samobójcza Łojek 12.

Sędziował: Krzysztof Moroń z Gorlic.
Żółta kartka: Klug.
Widzów 80.

Watra: Rabiasz – M. Kubicki (65 Król), Strama, Łojek, Kuchta, Bochnak (62 P. Dziubasik), A. Rabiański, Janasik, Handzl, Maciaś, Remiasz.
Orzeł: P. Bajerski – Pach, B. Szczeraba, K. Bajerski, Mędoń, Święs, Koralik (89 D. Szczerba), Klug, Ogorzałek (83 Górski), Nowak, Kmak (70 Szambelan).

Tego się chyba nikt nie spodziewał. Lider z Białki Tatrzańskiej przegrał na swoim boisku z zajmującym w tabeli 12 miejsce Orłem Wojnarowa. Po ośmiu z rzędu zwycięstwach górale doznali sensacyjnej porażki. Czarę goryczy przepełniło fakt, że rozstrzygająca i jedyna bramką tego meczu padła po strzale samobójczym. Stało się to w 12 minucie, gdy zagrana przez Łojka piłka do własnego bramkarza minęła będącego na wykroku golkipera Watry i wpadła do siatki. Mimo tak fatalnie rozpoczętego spotkania nikt z sympatyków Watry a zapewne i sami piłkarze nie przypuszczali, że takim rezultatem zakończy się ten mecz. Jednak tak się stało, bo po prostu futbol jest nieprzewidywalny i właśnie między innymi w tym trzeba upatrywać jego niezwykłą popularność. Goście z góry nastawieni na defensywę operowali w przodzie tylko dwójką graczy. Tym niemniej para Koralik-Kmak w pierwszej odsłonie spotkania zagrażała bramce gospodarzy. Szczególnie aktywny był ten pierwszy jednak jego uderzenia z dystansu były zbyt anemiczne, aby mogły zaszkodzić Remiaszowi. Gospodarze też nie grzeszyli nadzwyczajną precyzją, bo strzały A. Rabiańskiego z rzutu wolnego, Maciasia z około 10 metrów bramkarz Orła wybijał na rzuty rożne. Również uderzenie głową Stramy po zagraniu z rzutu rożnego trafiło w środek bramki wprost w ręce golkipera Wojnarowej. Po zmianie stron gospodarze rzucili się do odrabiania straty. W 47 minucie Kuchta przedrylował na prawym skrzydle kilku rywali i wrzucił piłkę w pole karne, niestety za jego akcją nie podążyli partnerzy i „bezpańską” piłkę w końcu wybili obrońcy Orła. W 56 minucie Remiasz w sytuacji sam na sam kopnął piłkę niezwykle mocno tyle, że wprost w bramkarza, którego omal nie znokautował. W podobnej sytuacji środkowy Watry zachował się identycznie, czyli uderzył piłkę mocno i znowu w bramkarza. Także w 60 minucie mocny strzał Maciasia tym razem zza pola karnego P. Bajerski sparował na róg. W 78 minucie A. Rabiański z dość ostrego kąta trafił piłką w słupek. Na minutę przed zakończeniem spotkania w zamieszaniu podbramkowym, gdy golkiper z Wojnarowej nie opanował piłki nikt z białczan nie znalazł się w pobliżu, aby skierować ją do siatki. Sensacja stała się faktem.

 


 

Orawa Jabłonka – Ogniwo Piwniczna 1-2 (0-1)
0-1 Kubiela 37,
1-1 Owsiak 75,
1-2 Łukaszyk 82.

Sędziował: Paweł Kupczak z Nowego Sącza.
Widzów 80.

Orawa: Pulit – Bryja (70 Machaj), G. Stokłosa, Marcin Nowak (60 Zembol), T. Nowak, Stańdo (75 D. Stokłosa), Czapp, Janiczak, Kucek, Rutkowski (60 Cieluch), Owsiak.
Ogniwo:
Buczek – Malik, Dziedzina (35 Kustowki), Rożek, Sztuczka, Smyda, Mikrut, Izworski, Weber, Kubiela, Łukaszyk.

Fatalnie ułożył się dla Orawian mecz z Ogniwem Piwniczna. W 13 chyba feralnej minucie w polu karnym powalony został Owsiak. Sędzia wskazał na punkt karny. Do wykonania „jedenastki” podszedł zwykle niezawodny Kucek. Tym razem uderzył lekko i w środek bramki coś w stylu Dejny z pamiętnego meczu na MŚ z Argentyną. Oczywiście bramkarz nie miał kłopotów z wyłapaniem tej piłki. W kolejnych minutach dwa dobre strzały na bramkę spoza pola karnego oddał Janiczak, w obu przypadkach po interwencjach bramkarza piłka wychodziła na róg. Między 27 a 30 minutą w krótkich odstępach czasu dwie wyśmienite okazje miał Stańdo. W obu przypadkach będąc 8 metrów od bramki rywali przekładał sobie piłkę z nogi na nogę i został zablokowany przez obrońców Ogniwa. W 37 minucie goście wyszli z kontrą. Piłkę otrzymał Kubiela, zwodem minął Marcina Nowaka i został przez niego nieprawidłowo powstrzymany około 20 metrów od bramki. Ustawił piłkę przymierzył nad murem i futbolówka wpadła do bramki pod poprzeczką. Pulit nie miał bez szans na obronę tego strzału. Tuż przed zakończeniem pierwszej odsłony spotkania potężną bombę Rutkowskiego bramkarz Piwnicznej wybił na róg. Po zmianie stron długi czas przeważali gospodarze. Orawianie cisnęli i cisnęli, ale zazwyczaj ich akcje kończyły się rzutami z rogu, wrzutami z autu, a strzały były blokowane przez obrońców Ogniwa. W 66 minucie w bardzo dogodnej sytuacji w polu karnym był Owsiak, uderzył jednak nieczysto w piłkę i goście nadal prowadzili. Wreszcie w 75 minucie zespołowa akcja Orawy przyniosła skutek. Piłkę między sobą wymieniali kolejno T. Nowak, Kucek i Czapp. Prostopadłe podanie tego trzeciego do Owsiaka na czystą pozycje stworzyło szansę napastnikowi Orawy do zdobycia bramki i tę szansę Owsiak wykorzystał. Niestety w 82 minucie gospodarze kolejny raz sprawili gościom prezent. W polu karnym czwórka zawodników Orawy nie poradziła sobie z osamotnionym Łukaszykiem. Wybijali piłkę a napastnik Ogniwa ja blokował za trzecim razem po bloku kopnął futbolówkę czubkiem buta i zdobył gola. W końcowych minutach meczu gospodarze mieli okazje na doprowadzenie do remisu, ale ich nie wykorzystali. Janiczak trafił z wolnego w poprzeczkę. Gwoli sprawiedliwości już w przedłużonym czasie gry goście też nie sfinalizowali groźnych kontr.

 


 

Wierchy Rabka – Przełęcz Tylicz 2-3 (2-1)
0-1 Kantor 25,
1-1 Gacek 26,
1-2 K. Pędzimąż 45,
2-2 Ziobrowski 70,
2-3 Podgórski 75.

Sędziował: Andrzej Brzeziński z Nowego Sącz.
Żółte kartki: Mitoraj, Tupta – Gałęziowski, M. Wiater.
Widzów 50.

Wierchy: Karnicki – Majerski, Zając, Tupta, Śmieszek, Mitoraj, W. Zachara, Niedźwiedź (76 Nawara), K. Pędzimąż, Gacek, Jagosz (70 Czyszczoń).
Przełęcz: Leśniak – Kantor, Zaryczny, M. Wiater, Gałęziowski, Baran, Stojda, Ziobrowski, Izwicki, A. Wiater (85 Migacz), Podgórski (80 Szajnicki).

Gdyby piłkarze Wierchów mieli cokolwiek lepiej nastawione celowniki zapewne ten mecz by wygrali. Trafiali w poprzeczkę, w słupki a nie do siatki rywali i kolejny mecz przegrali. Do 15 minuty spotkanie było wyrównane a w tym czasie godną odnotowania akcję przeprowadzili gospodarze. Po podaniu Zachary Śmieszek uderzał z 15 metrów, jednak jego strzał na róg sparował Leśniak. Po kwadransie zaznaczyła się lekka przewaga drużyny gości. Najpierw dwukrotnie próbował zaskoczyć Karnickiego Ziobrowski. Za pierwszym razem piłka po jego uderzeniu poszybowała nad poprzeczką, kolejny strzał Ziobrowskiego bramkarz Wierchów sparował na róg. W 25 minucie goście wywalczyli rzut wolny w odległości 23 metrów od bramki. Gospodarze ustawili liczny mur spodziewając się bezpośredniego uderzenia. Tymczasem po dwu kolejnych podaniach poza mur piłka trafiła do Kantora, który potężnym uderzeniem w górny róg zdobył bramkę. Był to zapewne dobrze wyćwiczony stały fragment gry. Tylko chwilę cieszyli się goście z prowadzenia. Podanie Zachary z przed pola karnego trafiło na 8 metr do Gacka. Napastnik Gospodarzy nie miał problemów z umieszczeniem piłki w bramce. W 28 minucie kolejny strzał z wolnego w wykonaniu Kantora trafił tylko w poprzeczkę. Ale i gospodarze nie byli dłużni gościom w obijaniu obramowania bramki. Po strzale Gacka a później Majerskiego piłka odbijała się od poprzeczki i chociaż dochodzili do niej piłkarze Wierchów nie trafiali w światło bramki. W 43 minucie miejscowi wykonywali rzut wolny pośredni z około 10 metrów. Strzał Gacka trafił tym razem w słupek. Do szatni gospodarze schodzili jednak w dobrych nastrojach. Zagraną z rogu piłkę strzałem głową do siatki skierował K. Pędzimąż. Na początku drugiej połowy spotkania po dwu akcjach Mitoraja strzały Jagosza i Pędzimęża przechodziły ponad bramką. W 70 minucie gospodarze zastawili nieudaną jak się okazało pułapkę ofsajdową i Ziobrowski w sytuacji sam na sam pokonał Karnickiego. Co gorsze dla gospodarzy to po zagraniu Barana w 75 minucie Podgórski zdobył kolejnego gola dla Tylicza. Jeszcze w końcówce meczu okazje do wyrównania mieli Pędzimąż, Śmieszek i Czyszczoń, ale tak jak w poprzednich sytuacjach pudłowali fatalnie.

Ryb

Komentarze







reklama