Ten niespodziewany wynik każe zweryfikować ambicje zakopiańczyków, co do ich szans na awans do V ligi. Niestety zakopiańczycy „zapracowali” na ten wynik. Zagrali słabo, chaotycznie, bez pomysłu na wygranie. A los w tym meczu wcale nie był nieprzychylny dla zakopiańskich piłkarzy. Wprawdzie bramkę stracili już w 3 minucie, ale doprowadzili do remisu już 60 sekund później. To w piłkarskich pojedynkach nie zdarza się zbyt często. Problemem zakopiańskiego zespołu staje się obsada bramki. Doświadczonego Słowaka Józefa Hajowskiego, który zaangażował się do pracy trenerskiej w swoim kraju zastępuje młody Jakub Kożuch. W poprzednich dwu meczach Kożuch bronił poprawnie, ale z drużynami znacznie słabszymi od Zakopanego, dlatego wielu okazji do wykazanie się nie miał. Pierwszego gola zdobytego przez Przełęcz bramkarz Zakopanego musi zapisać na swoje konto. Źle ustawiony albo mało liczny mur to zawsze wina bramkarza. A tak było w tym meczu. Kożuch przepuścił piłkę uderzoną dołem z rzutu wolnego z 35 metrów. Ale oczywiście nie tylko bramkarz odpowiada z wynik zespołu. Porażka Zakopanego jest tym bardziej przykra, że rywale nie zaprezentowali niczego nadzwyczajnego. Owszem dużo biegali, ale z piłkarskiego rzemiosła niczego szczególnego nie pokazali. Wystarczyło to jednak do zwycięstwa.
Bardzo cenną wygrana 3-2 z Korzennej przywieźli piłkarze Wierchów Rabka. Pogrążeni w smutku po stracie honorowego prezesa i byłego sponsora Stanisława Wojdyły zawodnicy Wierchów za punkt honoru wzięli sobie zwycięstwo z Korzenną i dopięli swego. Wygrana z rywalem na jego boisku, który jawi się, jako konkurent w walce o utrzymanie to zdobycz niezwykle cenna. - W tym spotkaniu zaprezentowaliśmy już nieco lepszą skuteczność i to był główny element, który pozwolił nam wygrać ten ważny mecz - mówi prezes Wierchów Tomasz Traczyk. - Mówię o nieco lepszej skuteczności, bo z 5 sytuacji do przerwy wykorzystaliśmy tylko trzy. Gospodarze zdobyli pierwszą bramkę właściwie na zakończenie pierwszej odsłony spotkani z rzutu karnego. Drugi gol także z rzutu karnego dał im nadzieję na osiągnięcie korzystnego wyniku na szczęście dla nas nie udało się gospodarzom zdobyć wyrównującej bramki, chociaż okazje ku temu mieli.
W dwu kolejnych meczach spotkały się ze sobą podhalańskie zespoły. Watra Białka Tatrzańska w Poroninie pokonała miejscowy zespół 5-2. Po tym spotkaniu białczanie zostali samodzielnym liderem. Nie był to jednak wielki mecz w wykonaniu piłkarzy Watry. Centralną postacią w drużynie z Białki Tatrzańskiej jest jej grający prezes Andrzej Rabiański. O ile A. Rabiański w meczu z Orawą był „motorem napędowym” swojej drużyny to w spotkaniu z Porońcem jego wymuszanie zagrań na partnerach raczej hamowały tempo akcji. Watra w drugiej połowie prowadziła właściwie grę treningową. Mecze mistrzowskie są jednak sprawdzianem tego, co zostało wypracowanie na zajęciach a nie treningiem. Kibice z Białki Tatrzańskiej a była ich spora grupa w Poroninie nie byli usatysfakcjonowani grą swoich ulubieńców w drugiej połowie meczu. - Zagraliśmy dobre spotkanie w pierwszej połowie, druga część meczu w naszym wykonaniu była już znacznie słabsza - mówi trener Watry Stanisław Strama. - Biorę to na karb pewnej dekoncentracji po groźnej kontuzji Marcina Króla, której nasz napastnik doznał w 55 minucie spotkania. Także wysokie prowadzenie nie jest mobilizujące i dlatego taki a nie inny był obraz ostatnich 30 minut tego meczu.
Poroniec, który przystąpił do tego spotkania bez trójki podstawowych zawodników zaprezentował się dobrze, ale dopiero w ostatniej pół godzinie. - Niestety podeszliśmy do tego meczu spięci wewnętrznie bez wiary w osiągnięcie korzystnego rezultatu a jak pokazała druga połowa spotkania nie taki diabeł był straszny - mówi trener Porońca Maciej Ejsmond.- Szybko stracona bramka zdobyta przez Watrę zbyt łatwo utwierdziła moich piłkarzy, że tego meczu nie mogą wygrać. Może byśmy i nie wygrali, ale powinniśmy walczyć przez cały mecz a nie przez pół godziny. Tym bardziej, że sposób gry naszych rywali nie stanowił dla nas tajemnicy.
W drugich podhalańskich derbach Orawa Jabłonka pokonała Jordan Jordanów 5-2. Nie spełniły się nadzieje jordanowian na to, że wygrana z Korzenną będzie początkiem ich marszu w górę tabeli. Wystarczyło umiejętności na beniaminka z podokręgu gorlickiego okazało się za mało na ligowego średniaka z Jabłonki. Orawa po laniu w Białce Tatrzańskiej potrafiła się pozbierać i pewnie wygrała mecz z podhalańskim rywalem. O swoich snajperskich umiejętnościach przypomniał sobie Bolesław Wesołowski. Jeden z najlepszych strzelców ligi w poprzednich sezonach w tych rozgrywkach nie imponował skutecznością. Jordanowi strzelił dwie pierwsze bramki. Może się przełamał i znowu będzie zdobywał gole tak potrzebnie Orawie.
Ryb