- Chciałbym jeździć tak perfekcyjnie jak oni. Płynnie pokonywać odcinki. Do tego trzeba być świetnie wyszkolonym technicznie. Cały czas nad tym pracuję z moim trenerem Rafałem Luberdą z Sherco Team, bo z tym sportem wiąże swoją przyszłość. Trenuje cztery razy dziennie na nowotarskim torze. Czeka mnie sporo pracy, bo dopiero od czterech lat uprawiam trial. Wszystko zaczęło się od kolegi, który miał motocykl i wtedy zacząłem błagać tatę, by kupił mi taki sam. Kupił, a potem kolejny i obecnie startuję się na najnowszym modelu Sherco. Wkrótce poznałem Rafała Luberdę i z każdym startem radziłem sobie coraz lepiej. Złapałem bakcyla. Zdaje sobie sprawę, że w tym sporcie pieniędzy nie ma. Dlatego wszyscy czołowi trialowcy uciekają do enduro. Myślę, że za kilka lat i ja spróbuje swych sił w enduro. Na razie muszę porządnie zająć się poprawą techniki trialowej. Z tego sportu na razie czerpię tylko satysfakcję. To co na razie „zwojowałem” to zawdzięczam tacie, który zaopatruje mnie w sprzęt i trenerowi – mówi Konrad Legutko.
W trialu motorowym długo panowała posucha, aż wreszcie znalazł się Tadziu Błażusiak, który przetarł szlaki innym. Został mistrzem Europy i ósmym zawodnikiem świata. Od razu znalazł naśladowców, których na Podhalu jest ponad setka. Niemniej poprzeczkę zawiesił bardzo wysoko. Może młodzian Legutko zdoła ją przeskoczyć? Ostatnie wyniki napawają optymizmem. Dawno nie mieliśmy zawodnika, który stawałby na podium w mistrzostwach Starego Kontynentu w kategorii do 16 lat w klasie International.
We włoskim Pragelato był drugi i niewiele przegrał pierwsze miejsce. – Od zwycięzcy dzieliły mnie trzy punkty karne, od drugiego jedna „noga” – wyjaśnia. - Wystartowałem w tych zawodach po długiej przerwie spowodowanej złamaniem obojczyka. Nie jechałem na sto procent, bo odczuwałem lekki ból. Niemniej zdołałem wskoczyć na podium, z czego się bardzo cieszę. Mam za to wielką satysfakcję, bo jako jedyny pokonałem najtrudniejszy odcinek. Uczyniła to jeszcze startująca w kobietach mistrzyni świata Hiszpanka Laila Sanz. Sekcja zaczynała się potężnym głazem, na który trzeba było wyskoczyć i zjechać w …”dziurę”. Było mało miejsca, by ustawić motocykl do skutecznego wyskoku poza drzewo, skąd znowu był powrót do „dziury”, z której należało wyskoczyć na wspomniany już głaz. Zawody rozgrywane były w górach na wysokości 2200 metrów, więc odcinki były kamieniste. Prowadziły także korytem potoku. W sumie były łatwe.
We Włoszech Legutko z Rafałem Luberdą przebywali blisko dwa tygodnie. Trenowali dwa razy dziennie, bo czekała ich kolejna eliminacja w czeskim Tanvaldzie. Niemniej mieli czas na zwiedzanie i krótki wypad na odpoczynek do Bibione. Tanvald przywitał ich potworną wichurą, która zerwała linie energetyczne, powaliła drzewa i uszkodziła namiot. Po rajdzie byli jednak szczęśliwi, bo Konrad zajął drugie miejsce.
- Cieszę się, bo z rajdu na rajd poprawiam wyniki – mówi Konrad. – Odcinki były łatwiejsze niż Pragelato, ale padał deszcz i sekcje zrobiły się błotniste, śliskie i bardzo niebezpieczne. Opona nie trzymała się podłoża. Na szczęście Rafał Luberda profesjonalnie przygotował mi motocykl. Dobrał odpowiednie ciśnienie w kołach. Przegrałem tylko z miejscowym jeźdźcem, który trenuje na tym terenie, a który …ustawiał odcinki.
Stefan Leśniowski