- Ciekaw jestem co zrobiliby organizatorzy finału, gdyby zabrakło w nim maniowian? – zastanawiał się głośno jeden z kibiców. Spieszymy donieść, ze Maniowy są miejscem, gdzie odbędzie się decydujący mecz. – Nie jest powiedziane, że w nim zagrają. Czeka ich jeszcze niełatwa przeprawa – przepowiadał fan Watry. Kibice mieli sporo zastrzeżeń do ślepego losu. – Dwie najlepsze jedenastki na Podhalu powinny być rozstawione. Nie powinny w tej fazie trafić na siebie - to opinie kibiców jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.
- Wygramy, wygramy, wygramy – skandowali fani Watry. Maniowianie byli innego zdania i pierwsi zaatakowali. Komorek już z pierwszej akcji ostemplował poprzeczkę. To było tylko ostrzeżenie, że gospodarzom nie będzie łatwo. Kolejne minuty i optyczną przewagę mają przyjezdni. Watra jest głęboko cofnięta. Dopiero w 20 minucie gospodarze oddają pierwszy strzał. Uderzał Łojek, ale obok bramki. Bardzo aktywny w białczańskim zespole był Remiasz, po jego akcjach „śmierdziało” po bramką Zająca. Szczególnie akcja z 42 minuty mogła każdemu przypaść do gustu. Niczym tyczki slalomowe minął trzech przeciwników i…minimalnie chybił. Ale co się odwlecze… dwie minuty później Król mimo ostrego kąta trafia do bramki Lubania. Futbolówka nim zatrzepotała w siatce, odbiła się jeszcze od słupka.
Kibice w przerwie byli w siódmym niebie, na to konto wychylili po złocistym napoju. Tymczasem w szatni Lubania wrzało. Trener Bartłomiej Walczak dokonał dwóch zmian i goście rzucili się do desperackich ataków. Bardzo aktywny jest Zasadni, który szaleje na skrzydle - mija rywali, dośrodkowuje, ale koledzy nie potrafią tego wykorzystać. W 55 minucie Zasadni jest faulowany przez Zagatę i arbiter wskazał „na wapno”. Można sobie wyobrazić co działo się na stadionie. Kibice oczywiście byli innego zdania, ale oni zawsze kibicują swojemu zespołowi. Do piłki ustawionej 11 metrów od bramki doszedł Kurnyta i… tradycyjnie się nie pomylił.
Co zrobi Watra? Zaatakuje? Próbowali, ale większość ich akcji załamywała się w środku pola, albo przed polem karnym. Nic więc dziwnego, że w 64 minucie czujący się winnym remisu, zdecydował się na strzał z dystansu. Był efektywny, ale nie efektowny – piłka poszybowała nad poprzeczką. W odpowiedzi Komorek zrywa „pajęczynę”. Gol, którego się nawet strzelec nie spodziewał, bo najwyraźniej była to nieudana próba dośrodkowania. Taką pomyłkę wszyscy fani Lubania mu darowali. Teraz gospodarze nie majaąnic do stracenia. Muszą atakować, ale…zamknięci zostali na własnej połowie i nie mogą wyjść z niej ze składną akcją. Nerwy, nerwy nie były pomocne Watrze. W 89 minucie puściły one grającemu prezesowi A. Rabiańskiemu, który ujrzał czerwony kartonik. Mimo to w doliczonym czasie gry Watra była bliska wyrównania. Na przeszkodzie stanęła poprzeczka, w którą trafił Kuchta.
Watra Biała Tatrzańska – Wolski Lubań Maniowy 1:2 (1:0)
Bramki: Król 44 – Kurnyta 55 karny, Komorek 66.
Sędziował Jan Chlipała
Żółte kartki: Kuchta, P.Dziubasik
Czerwona kartka: A. Rabiański (89 min.)
Watra: Rabiasz - Kuchta, Strama, Łojek, P. Rabiański (46 A.Rabiański) – Król, Kubicki, Gogola, P. Dziubasik (51 Garcarz), Zagata, Ł.Remiasz.
Lubań: Zając - Komorek, Gąsiorek, Anioł, Krzystyniak - Sral, Hałgas (67 R.Waksmundzki), Zasadni, Kurnyta - K. Waksmundzki (46 Ciesielka), Urbański (46 Potoczak)
Tekst + foto Mateusz Leśniowski