01.06.2009 | Czytano: 3430

Z podwórka na mistrzowski tron

„Nowotarżanie pokazali nowoczesny basket, mając w swych szeregach graczy, którzy z powodzeniem mogliby grać w „prawdziwych” ligach. Szczególnie wysokich, o których powinny bić się zawodowe drużyny. Choćby mierzący 206 centymetrów Mariusz Brożek, czy troszkę niższy Bartek Sikora. Do tego Fabian Lesner przeszedł badania, z których wynika, że docelowo będzie miał...211 cm.


Dawno na Podhalu nie było tak wyrośniętych chłopaków. Szkoda, że taki potencjał nie może być zawodniczo wykorzystany. W Nowym Targu brak bowiem sekcji męskiego basketu. Talenty są” – to fragment artykułu sprzed dwóch lat, który zamieściłem w Gazecie Krakowskiej po międzypowiatowej Gimnazjadzie, w której drużyna Gimnazjum nr 1 „przerobiła” w pył konkurentów.

Ubolewałem wtedy, iż nikt w Nowym Targu tym chłopakom nie chce podać ręki. Spełnić ich marzenia i wykorzystać ich potencjał nie tylko wzrostowy. Gorce już zbyt dużo sekcji miały pod swoimi skrzydłami i nie były w stanie przygarnąć ambitnych chłopaków.

Na szczęście w Nowym Targu są jeszcze ludzie, którzy kochają basket i bezinteresownie sporo dla niego robią. Jednym z nich jest Witold Chamuczyński. Jako były koszykarz i trener nie mógł patrzyć jak na jego oczach marnuje się tak ogromny potencjał. Wziął sprawy w swoje ręce. Swoimi krakowskimi kanałami załatwiał chłopakom wyższą koszykarską „uczelnię”. Jedni trenerzy patrzyli na niego z niedowierzaniem, iż w miesicie hokeja są jakieś koszykarskie talenty. Byli tacy co zlekceważyli te sygnały. Nie uczynił tego Andrzej Dudek z krakowskiej Korony. Wybrał się na mistrzostwa Małopolski i mimo, iż drużyna Gimnazjum nr 1 z Nowego Targu nie odniosła wielkich sukcesów, zauważył, iż słowa kolegi Chamuczyńskiego nie były pustosłowiem. Sikora, Lesner i Brożek otrzymali propozycję kontynuowania koszykarskiej karier pod Wawelem. Skorzystał z tego Lesner i Brożek. Ten drugi jako pierwszy wylądował w Koronie. 17 –latek kilkanaście dni temu święcił ze swoją drużyną ogromny triumf. Został mistrzem Polski juniorów! Czy jeszcze dwa lata temu marzył o poważnym baskecie?

- Nawet do głowy mi to nie przyszło – mówi Mariusz Brożek. – Dość późno zacząłem uprawiać tą dyscyplinę sportu. Dopiero w pierwszej klasie Gimnazjum. Michał Glonek zaraził mnie basketem. Zacząłem uczęszczać na zajęcia SKS-u i…złapałem bakcyla. Niewątpliwie sukcesy jakie odnosiliśmy sprawiały, iż brnąłem w to dalej i dalej. W roczniku 1991-92 mieliśmy świetną drużynę. Nie mieliśmy sobie równych. Wygrywaliśmy wszystko, ale w województwie już nie było tak różowo. Zajęliśmy szóste miejsce. Nie mieliśmy wielkich szans potykając się z rówieśnikami, którzy na co dzień uprawiali koszykówkę w klubach. Wtedy myśli o klubowej koszykówce nigdy mi do głowy nie przyszły. W sumie spotkało mnie wielkie szczęście, że znaleźli się ludzie, którzy pomogli mi się znaleźć tam gdzie i obecnie jestem. Teraz realizuję to co chcę w życiu robić. Przekonałem się o tym od momentu gry w Koronie. Dzisiaj mogę powiedzieć, że chcę zostać zawodowym koszykarzem.

- Co oprócz mistrzostwa kraju juniorów osiągnąłeś?
- Pierwszy rok pobytu w Krakowie nie był łatwy. Koledzy już poznali smak koszykówki ligowej, byli doświadczeni i ograni, a ja przyszedłem z podwórka. Musiałem się przebijać. Z każdym treningiem, meczem było coraz lepiej, aż wreszcie trafiłem do pierwszej piątki. W zeszłym sezonie grałem w swoim roczniku, kadetach (rocznik 1992-93). Nie powalczyliśmy zbytnio, zajęliśmy piąte miejsce. Dla mnie jednak liczyło się to, by wejść do drużyny, stać się jej pełnoprawnym członkirm. W tym roku planujemy zakwalifikować się do mistrzostw Polski i powalczyć o puchar. W tym sezonie z juniorami (1991-92) zdobyliśmy mistrzostwo Polski we Wrocławiu. Byłem najmłodszym zawodnikiem drużyny. Jestem wdzięczny trenerowi, że zabrał mnie na czempionat, chociaż miał duży wybór wśród graczy starszych i bardziej doświadczonych. Zaufał mi. Cały sezon ciężko pracowaliśmy na ten sukces. Od początku przekonywano nas, że mamy aspiracje na medal z najszlachetniejszego kruszcu. Udało się. Głównym konstruktorem sukcesu był trener Andrzej Dudek, który od początku wierzył w nas. Jest to dla mnie trudny sezon. Gram (-łem) w trzech ligach – juniorów starszych, juniorów i w trzeciej lidze. Wejdziemy do drugiej ligi, zostaliśmy mistrzami Małopolski i półfinalistami MP juniorów starszych. To spore osiągnięcia, zważywszy, iż dokonała tego zaledwie 12-osobowa grupa. W sumie z turniejami przed i w trakcie sezonu rozegraliśmy ponad 80 spotkań.

- Spełniasz się koszykarsko?
- Tak. Od dwóch lat trener wierzy we mnie. Często na treningach poświęca mi dodatkowy czas i tłumaczy mi techniczne niuanse, jak ustawienie ręki do rzut, zachowania pod koszem, ruchy centra.

- Słyszę, że Korona stworzyła ci świetne warunki do uprawiania basketu…
- To prawda. Mamy obozy, niewiele płacimy. Uczę się w XXVIII LO niedaleko Matecznego i Korony. Klasę sportową utworzył Andrzej Dudek, dzięki temu mamy możliwość trenowania przed i po zajęciach szkolnych. Mogę powiedzieć, że niczego mi nie brakuje. Korona wykupiła nam karnety na siłownię i w wolnym czasie możemy poprawić swoją tężyznę. Korzystamy z pływalni.

- Zostaniesz na stałe przy koszykówce?
- Nauka i koszykówka to dwie w tej chwili najważniejsze rzeczy w moim życiu. Po zdaniu matury planuję pójść na AWF, bo medal mistrzostw Polski otwarł mi drzwi tej uczelni. Chcę nadal grać w koszykówkę, rozwijać się w niej i odnosić sukcesy.

- Masz swojego idola?
- W kraju nie. Powiem szczerze, że słabo się interesuję polską koszykówką, bardziej NBA. W naszych klubach więcej cudzoziemców niż rodzimych graczy. Dobrze, że został wprowadzony nowy przepis, który wymusza, by w meczu na parkiecie przebywało dwóch Polaków. Podziwiam Marcina Gortata z Orlando Magic. Też center jak ja, któremu udało się wybić w najlepszej lidze świata. Również późno zaczynał. Krótko przebywa na boisku, ale spełnia swoją rolę. Jest zasłonowym. Wielu amerykańskich trenerów twierdzi, że jest najlepszym zbierającym. Świadczą też o tym statystyki.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama