23.12.2013 | Czytano: 1904

Ziobro z luzem w...

Polscy skoczkowie w weekend dali prawdziwy świąteczny koncert. Podopieczni Łukasza Kruczka na szwajcarskiej „Anielskiej górze” skakali aż serce się radowało. W sobotę wygrał Jan Ziobro przed Kamilem Stochem, nazajutrz Stoch stanął na najwyższym stopniu podium, a Ziobro na najniższym. Stoch zgarnął żółtą koszulkę lidera. Panowie, powtórzcie to w Soczi!

Cztery konkursy skoków wygrali Polacy w 2013 roku, a było ich osiem. Jan Ziobro dołączył do Kamila Stocha (dwukrotnie) i Krzysztofa Bieguna. W klasyfikacji Pucharu Narodów Polska zajmuje drugie miejsce, wyprzedzamy Austrię i nieznacznie przegrywamy z Niemcami.

Rewelacją weekendu okazał się skoczek ze Spytkowic. Jan Ziorbo dotychczas nic wielkiego w PŚ nie dokonał. W internecie nazywany był „Panem 44”, bo trzykrotnie zajmował właśnie tę pozycję. Sezon zaczął świetnie, bo od dziewiątego miejsca w Klingenthal, ale potem się zaciął i wcale nie przy goleniu.

Przez weekend o niczym innym się nie mówiło jak o sensacyjnym triumfie 22 latka i… napisie na jego nartach. „Luz na dupie” –obiegł kraj lotem błyskawicy.

- Wiem, że napis na nartach zrobił furorę. Brakowało mi luzu. Dzień przed zawodami wziąłem markera i napisałem to, czego potrzebowałem. I szczerze mówiąc, ten napis mi pomógł. Miałem w głowie jeszcze jeden napis „ luz w dupie i nisko na nogach”, ale wykorzystał go już mój kolega Bartek Kłusak – mówi rewelacyjny triumfator sobotniego konkursu skoków w Engelbergu.

- W jego skokach było duże napięcie, ale w sobotę wszystko puściło – powiedział Łukasz Kruczek, trener naszej reprezentacji.

Wcześniej na kasku miał napis „Ziobro”. – To była reklama zakładu stolarsko –tapicerskiego mojego taty – tłumaczył Janek, który ma czterech braci i siostrę. Rodzina produkuje meble w Spytkowicach. Jasiu często pracował w zakładzie taty. – Mam tam swoją lakiernię. To moje hobby – zwierza się Jan Ziobro. – Koledzy nieraz się ze mnie śmiali, że mam zboczenie zawodowe, bo przyglądam się jak powstają meble.

- To moje pierwsze zwycięstwo w PŚ i oniemiałem z wrażenia. Rano pomyślałem, że byłoby wspaniale dzisiaj wygrać. I to się ziściło. Po pierwszej serii czułem się pewnie, w drugiej chciałem powtórzyć skok. Na pewno ten dzień zapamiętam do końca życia. Mogę powiedzieć, że Engelberg jest moim ulubionym miejscem. W końcu sprawiłem sobie tutaj piękny bożonarodzeniowy prezent – mówi Ziobro.

Zapytany, czy nie obawia się ogromnego zainteresowania mediów, odpowiedział żartem. – Tata produkuje meble i ma dużo szaf. Będzie się gdzie schować.

Imponowała lekkość z jaką wygrał sobotni konkurs. Moc, dynamika, odporność psychiczna… Czy nazajutrz się nie spali? – pytali fani.

- Mój skok w pierwszej serii nie był zły, ale troszkę może był za wczesny i nie było metrów. Warunki też nie pomagały, żeby „odlecieć” - powiedział Ziobro, ale się nie „spalił” W finałowej serii skoczek WKS Zakopane spisał się rewelacyjnie. Uzyskał 133 metry, co było najdłuższym skokiem serii, i awansował z 12. miejsca na 3 miejsce.

- Drugi skok był na luzie i poszła petarda. Sobotnie zwycięstwo na pewno mi pomogło. Dodało takiej pewności siebie i uwierzyłem w to, że jednak da się radę - skomentował. – Co dalej? Przed kolejnymi konkursami interesują mnie dwa równe skoki. Nie szczerzę zębów, bo nie ma po co się całą sytuacją zachwycać. Staram się, żeby moje skoki były najlepsze.
Jak trafił na skocznię? – Gdy był mały, na targowisku z Zakopanem spotkałem trenera Stanisława Murzyniaka, byłego dobrego skoczka, który zmarł w ubiegłym roku. Był przyjacielem Wojtka Fortuny. Mistrz olimpijski z Sapporo miał duży wpływ na Janka. W sobotę nie widziałem pierwszej serii skoków, bo byłem na pogrzebie znajomego. Po powrocie do domu córka powiedziała mi, że Janek prowadzi. Po skończeniu zawodów byłem bardzo szczęśliwy. Daj Boże, że nie był to pierwszy i ostatni raz. Oby pojechał na igrzyska, ale to może być trudniejsze niż wygrana w PŚ – mówi ojciec Stanisław.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama