22.05.2009 | Czytano: 1538

Wybuchła bomba (+zdjecia)

Już w czwartek podczas popołudniowego treningu „Szarotek”, zapowiadano, iż nazajutrz wybuchnie wielka bomba. Większość uważała, że to podpucha. – Chyba na Służewcu bomba pójdzie w górę, ale nie tu – śmiali się. - Nierozwiązaną zagadką jest Marcin Kolusz – dodawali inni. Dziennikarze portalu www.sportowepodhale.pl, którzy krok w krok podążają za hokeistami Podhala, trzymali rękę na pulsie. Wyczuwali, iż jakiś news wisi w powietrzu, tym bardziej, iż nowa postać pojawiła się w Pubie Hokejowym.

Piątkowy trening rozpoczął się jednak zgodnie z planem. Żaden nowy zawodnik nie pojawił się na treningu. Po wspólnej rozgrzewce jedna grupa udała się na siłownię, by zmagać się z ciężarami, druga miała trening stacjonarny na boisku piłkarskim. Czas płynął i wydawało się, że nic się nie wydarzy. Na jakąś sensację można było liczyć jedynie podczas pokonywania 42 km odcinka z Nowego Targu do Łapsz Niżnych i z powrotem na rowerach. Tymczasem w drugiej godzinie treningu najpierw zajechał samochód dyrektora Marka Batkiewicza, a po chwili kolejne limuzyny zajechały na plac za halą KS Gorce – Aleksandra Bukańskiego i druga na estońskich rejestracjach. Wysiadł z niej były hokeista Podhala, Dimitrij Suur. Od razu udali się na płytę boiska do trenera Milana Jančuški.

- Od poniedziałku rozpoczynam zajęcia z Podhalem – mówi Dimitrij Suur. – Wracam z urlopu. 17 kwietnia zakończyłem sezon i należał mi się miesiąc odpoczynku.

Czy Podhale podpisało z nim kontrakt? – Na razie rozpocznie z nami treningi, a co będzie, to się dopiero okaże – twierdzi wiceprezes SSA Wojas Podhale, Aleksander Bukański. – Być może zostanie, jeśli załapie się do drużyny – dodał po chwili.

Estoński obrońca chwilę poobserwował ćwiczących, być może nowych kolegów, wymienił kilka zdań ze starymi znajomymi, a potem z Jackiem Kubowiczem udał się na kwaterę.


Na starcie...

 

Jego zaś kolegów czekała rowerowa wyprawa. Trener wyznaczył im limit czasowy. Na półmetku mieli się pojawić po 50 minutach jazdy. Dokładnie 17 minut po godzinie 10, spod hali Gorce, ruszyli z „kopyta”. Już pierwsze kilometry podzieliły peleton na kilka małych grupek. Prowadził Sebastian Łabuz z przewagą 12 sekund nad 14 – osobową grupką. Tempo było bardzo wysokie. 10 km, krzyżówka do Nowej Białej i tutaj na czele małego peletoniku znajdowała się dwójka zawodników – Rafał Dutka i Piotr Kmiecik. Potem grupy się połączyły i na półmetku pojawił się cały peleton, który dojechał 5 minut wcześniej przez wyznaczonym limitem. Maruderzy też zmieścili się w limicie, tracąc 2-3 minuty do głównej grupy. Zawodnicy posilili się batonami i bananami, wzmocnili się napojem izotonicznym przygotowanym przez Stanisława Palę i… wyruszyli w powrotną drogę.


Peleton

 


Zawodnicy posilili się batonami i bananami, wzmocnili się napojem izotonicznym przygotowanym przez Stanisława Palę

 

Była ona o wiele trudniejsza. Między Łapszami Wyżnymi i Trybszem czekał ich blisko 4-5 km serpentynowy podjazd. Tutaj peleton już podzielił się na malutkie grupki. Trzeba przyznać, że nie wszyscy mieli jednakowe szanse. Jedni ścigali się na „kolarkach”, inni na rowerach górskich. Czołówka jechała w równym i szybkim tempie. Na samym szczycie czekaliśmy kiedy   wszyscy przejadą. Potem nasz samochód prowadzony przez Stanisława Palę gonił pierwszą grupę i…dogonił ją dopiero, gdy ta skręcała na stadion Gorców. Pierwsi na mecie pojawili się: Rafał Dutka, Piotr Kmiecik, Łukasz Batkiewicz, Krzysztof Zapała i Damian Kapica.

Podczas jazdy z trenerami sporo dyskutowaliśmy nad problemami polskiego hokeja, w kontekście raportu szkoleniowców kadry z nieudanych dla nas toruńskich mistrzostw świata. Szkoleniowcy wyrażali swoje oburzenie, że całą winę za słaby wynik obarczono trenerów klubowych. – Ile razy spotkał się ze mną Peter Ekroth? – pyta Milan Jančuška. – Zaczerpnął informacje o moich zawodnikach, o procesie szkoleniowym? Nie, a mogliśmy służyć wynikami testów. Play off pokazał, że zawodnicy w klubach byli dobrze przygotowani. Stracili więc formę w trzy tygodnie. Ile rozegrali spotkań kontrolnych? Byli w cyklu meczowym? Reprezentacja powinna grać z mocnymi drużynami. Treningi niczego nie załatwią, a tymczasem, nowe rozgrywki zostały przygotowane pod kadrę. Kto z nią będzie grał? Rok jest bardzo obfity w wydarzenia wysokiej rangi – igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata. Zabraknie czasu na mecze towarzyskie, tym bardziej, iż ligi w innych krajach grają trzy razy w tygodniu. Polska nie dołączy do czołówki, jeśli grać będzie systemem amatorskim. 50 spotkań w sezonie regularnym to minimum, a u nas zagramy 38 spotkań. Takim sposobem nie dogoni się Europy, a wręcz przeciwnie, będzie zrobiony krok w tył.

- Nie rozumiem dlaczego nie można było w pierwszym etapie zrobić czterech rund i taką samą ilość gier wyznaczyć w „szóstce” – włącza się do rozmowy Marek Ziętara. – Ponadto już w żadnym kraju przygotowania reprezentacji nie trwają miesiąc. Hokeiści innych krajów zbierają się zaraz po play off i będąc w rytmie meczowym udają się na mistrzostwa świata. Dziesięć dniu przed rozpoczęciem toruńskiego czempionatu rozgrywki zakończyli Włosi. Trzy gole zdobyli zawodnicy z Bolzano, którzy grali w finale. Nie byli zmęczeni. To o czymś świadczy.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama