11.05.2009 | Czytano: 1761

Jarosz znokautowany

W Płocku odbyła się Gala Sportów Walki ANGELS of FIRE ® V: "Champions". Nas najbardziej interesowała ostania walka wieczoru, w najcięższej kategorii wagowej powyżej 95 kg pomiędzy Łukaszem Jaroszem z Rabki Zdroju, a 21 – letnim Holendrem Brianem Douwesem. Niestety nie mamy miłych wieści dla naszych Czytelników. Jarosz w 2 minucie trzeciego starcia został znokautowany.

Walka toczyła się w formule K1, z najbardziej widowiskowych formuł, w której można stosować wszystkie akcje bokserskie, wzmocnione o kopnięciami oraz uderzenia kolanami.

- Jarosz jest najlepszym polskim zawodnikiem K-1, pokazującym się w Europie, zwłaszcza w Holandii - mówi Tadeusz Kopciński, menadżer i promotor gali. - Douwes z kolei jest zawodnikiem bardzo utalentowanym, uznawanym za przyszłego następcę największych, holenderskich gwiazd. Dla Jarosza nie będzie to łatwy rywal, lecz mimo wszystko jest on do pokonania - dodaje Kopciński.

Zawodnik Klubu Krokus Nowy Targ - trenerem jego jest Tomasz Mamulski, to wielokrotny mistrz Polski w kick-boxingu (full contact i low kick), od 2005 roku mistrz świata w kategorii +91kg, a także m.in. zawodowy mistrzem świata low kick 2006, 2007 federacji ISKA - rozpoczął pojedynek bardzo agresywnie. Świetnie osłabiał rywala kopnięciami w udo, próbował kopnięć w głowę. Niestety garda często opadała mu zbyt nisko, co skrzętnie wykorzystywał Holender. Dwa jego ciosy na szczękę wywarły wrażenie nie tylko na widzach, ale również na rabczaninie. Pierwsza runda zakończyła się jednak zwycięstwem Polaka.

W drugim starciu często lewy sierpowy reprezentanta „Pomarańczowych” dochodził do Łukasza. Ten z kolei starał się odwzajemnić kopnięciami w głowę. W miarę upływu czasu przewaga Holendra się uwidaczniała. Szczególnie, gdy Polak decydował się na bokserską wymianę. W tym elemencie przeciwnik Polaka był zdecydowanie lepszy. Szybko też skrócił dystans, by Jarosz miał utrudnione zadanie w zadawaniu kopnięć na górną cześć ciała. Drugie stracie na remis.

W ostatniej rundzie „świeżej” wyglądał „Latający Holender”. Bił z obu rąk, a Polak – nie wiadomo dlaczego – przyjął jego styl walki. Okazał się on zgubny na minutę i 38 sekund przed zakończeniem walki. Holender wyprowadził prawy prosty, który po rękawicach ześlizgnął się Jaroszowi na klatkę piersiową, ale lewy Douwesa już dotarł celu i rabczanin znalazł się na deskach.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama