06.05.2013 | Czytano: 5292

„Misio” lej go! (+zdjęcia)

AKTUALIZACJA ZDJĘĆ: W Miejskiej Hali Lodowej w Nowym Targu odbyła się druga, w ostatnich pięciu miesiącach, gala sztuk walki, ale pierwsza „Drużyny Mistrzów”. Ta zimowa zakończyła się sukcesem organizacyjnym. Dopisała też publiczności.

- Widowiskowość, bezpardonowość i brak kalkulowania. MMA to hybryda sportów walki, gdzie wykorzystuje się wszystkie sztuki walki. Zarówno fani boksu, jak i zapasów, czy walki w parterze znajdują coś dla siebie. Ludzie chcą oglądać walki, które wyłaniają absolutnego championa w sportach walki. Są emocje, jest trochę krwi, a to ludzi jara. To ich przyciąga, szczególnie, gdy walki są organizowane w klatce. Zawsze pozostaje taka atmosfera undergroundu – twierdzi komentator i trener, były zawodnik, Łukasz „Juras” Jurkowski. Człowiek, który w polskim MMA jest od początku, dla którego ten sport nie ma tajemnic. 

Tym razem walki nie odbyły się w klatce, lecz w ringu, a kibice nie dopisali. – Niedziela nie jest dobrym dniem na galę. W tym dniu króluje futbol. Ludzie też bardziej myślą już o poniedziałkowej pracy, niż zabawie do późnych godzin nocnych. Zasiedli dzisiaj tylko tacy, których robota nie ściga. Tak jak ja – mówi jeden z kibiców. - Kibice zapewne wystraszyli się, że znowu będzie zimo na hali – ripostował Wojciech Hoły.

Z siłą pneumatycznego młota
„ Dobrze wiem, jak trudno jest na wszystko godzić się. Przyjąć cios, gdy biją wciąż. Aż skóra sina jest, zaciskam dłoń, podnoszę się. Na rany sypię sól. Kolejny raz na przekór trwam” – słowa piosenki Uciekaj, zespołu IRA, są namiastką tego, co działo się w ringu. Kibicom zaoferowano prawdziwy maraton na pięści, kopnięcia, „uderzenia młotem”. Polała się krew, oczy zapuchnięte, nogi czerwone lub sine od uderzeń low – kickiem, a zawodnicy twardzi jak skała, „nie uciekali najdalej, przed siebie” – by jeszcze raz zacytować IRA. Przyjmowali ciosy, podnosili się i starali się odwdzięczyć tym samym przeciwnikowi. A ciosy w wagach ciężkich padały z siłą pneumatycznego młota.

Argument siły czy siła argumentu
– Jak oni to wytrzymują. Ja bym uciekła, gdzie pieprz rośnie. Po co się dawać tak prać. Po co mi siniaki pod okiem, rozkwaszony nos – dziwiła się kobieta siedząca blisko ringu. Miała wszystko jak na dłoni, czuła atmosferę jaka panuje w ringu. Zapewne docierały do niej odpryski śliny, gdy któryś z walczących dostał w szczękę. Kto wie, czy nawet trochę krwi do niej nie doleciało. Choć to coś czerwonego wylewało się z zawodników nieporównywalnie mniej, niż w walce MMA federacji Strikeforce, pomiędzy Paulem Daley’em z Kazuo Misakim. Ci, którzy ją oglądali, widzieli morze krwi.

– Gdyby oferowano mi wielkie pieniądze, to nie pozwoliłabym się tak bić - komentowała. Jej towarzysz dość długo udawał, że nie słucha, że ignoruje jej argumentację, aż wreszcie i jego cierpliwość dobiegła końca, i wypalił. – Siedź babo cicho, bo nie rozumiesz chłopa. To sport nie dla miękkich bab, tylko dla prawdziwych twardzieli, którzy są gotowi przelać swoją prawdziwą krew, aby zwyciężyć.

Przysłuchiwałem się z boku wymianie poglądów pary. Cóż do tego dodać. Ano, że instynkt mężczyzny podpowiada mu, by walczyć, być drapieżnikiem. On był tak zafascynowany walkami, że niewiele brakło, a wskoczyłby do ringu. Ona? Z wyglądu delikatna i wrażliwa osóbka, gdyby nie partner już po pierwszym pojedynku zapewne opuściłaby halę. A tak, mu zrzędziła. Zapewne kolejny raz na „mordobicie” ją już nie zabierze.

Czy wszystkie panie tak reagowały? Okazuje się, że są kobiety żądne krwi. Jedna z nich krzyczała: „Dokop mu. Rozkwaś mu nos!”. „Misio” lej go. Ogromnie była rozemocjonowana, o mały włos, a nie skoczyłaby do ringu, by pomóc „Misiowi”, choć ten, czyli Maciej Miśkowiec radził sobie w walce MMA wspaniale. – Tylko na łeb go napierdzielaj – krzyczała, gdy ten swojego rywala przysiadł w narożniku i obkładał go co sił. – Nie daj mu się rozpędzić – radziła kobieta. To była jedna z ciekawszych walk, bo mnóstwo się w nie działo. Raz jeden był na górze, a za chwilę ten z dołu „dosiadał” rywala. Ostatnie słowo należało do „Misia”. W drugiej rundzie załatwił Przemka Chojnę z Raciborza. A dziewczyna? Miała łzy w oczach, oczywiście ze szczęścia. Walka rozgrzała ją do czerwoności. Ależ temperament – pomyślałem.

Bitwy wieczoru
Odbyło się trzynaście walk, jedne na zasadach K-1, inne MMA (Mixed Martial Arts, czyli mieszane sztuki walki), obejrzeliśmy też pojedynek o tytuł zawodowego mistrza Polski w low – kicku. O mistrzowski pas bił się Łukasz Pławecki reprezentujący klub Halny Nowy Sącz, sześciokrotny mistrz kraju. Na ringach zawodowych stoczył 16 walk, z czego 13 wygrał, 3 zakończył remisem. W marcu tego roku zdobył wywalczył tytuł mistrza Polski w low – kicku w zawodach rozegranych w Kleszczewie. Jego rywalem był Damian Tyszkiewicz ( SKF Boksing Zielona Góra), który w swoim dorobku nie miał jeszcze mistrzowskiego pasa. Walka zakontraktowana była na 5 rund, każda po 2 minuty, ale trwała zaledwie trzy rundy. W niej nowosądeczanin kopnięciami na górę i w nogi powalił dwa razy rywala. Był liczony i do czwartej rundy już nie przystąpił. Poddał się. Trenerowi pokazywał obitą lewe udo. W to miejsce Łukasz najczęściej trafiał.

W walce K-1 doszło do pojedynku Tomasza Sarary (Kraków) z Wojciechem Jastrzębskim (Lublin). Sarara to jeden z najlepszych polskich zawodników w K-1. Rywalem Tomka był weteran polskich ringów Wojciech Jastrzębski. Niezwykle wszechstronny zawodnik. Wskutek zamieszania z Patrykiem Kowollem doszło do tego pojedynku. Walka szybko się zakończyła. Kontuzjowane kolano Jastrzębskiego wytrzymało niespełna dwie rundy. A zapowiadano, że będzie to spotkanie na szczycie w polskim kickboxingu wagi ciężkiej. Jastrzębski dwa razy był na deskach, po uderzeniach low – kickiem w nogę.

Debiuty
Jak to zwykle bywa, by doczekać do walk wieczoru trzeba spędzić mnóstwo czasu i obejrzeć walki zawodników, którzy w ringu stawiają pierwsze kroki. Takim debiutantem był nowotarżanin Adam Abood Al Hassani. W K-1 stoczył pierwszą w życiu walkę. Jego rywalem w wadze do 81 kg był Bartosz Frączek (Halny Nowy Sącz).

- Nowotarżan od niedawana trenuje. Jak na krótki okres wykazał się - - skomentował krótko trener Łukasz Książek. Walka rozgrywana było w dużym tempie. Od pierwszego gongu trwała straszliwa wymiana ciosów, padały seriami jak z karabinu maszynowego. – Daj coś z siebie więcej, atakuj nogami – padała w przerwie komenda sekundanta nowosądeczanina. Na nic się zdała, ręka Adama Abooda Al Hasani powędrowała do góry. Werdykt przyjęty został ogromnym aplauzem, szczególnie grupy siedzącej tuż przy ringu. Zapewne kolegów.

Wojciech Hoły również po kolejnej walce swojego zawodnika miał powody do radości Mateusz Kozikowski pokonał Patryka Strzeleckiego. – W pierwszej rundzie dał się wystrzelać rywalowi – powiedział Wojciech Hoły. – Mądrze walczył. W trzeciej rundzie nazbierał punkty i zasłużenie zwyciężył.

Mniej powodów do radości miał natomiast były mistrz świata, Łukasz Jarosz. Jego podopieczny Jakub Żurek przegrał walkę z krajanem Przemkiem Zabawą. Kuba był niesamowicie zmęczony po walce, ciosy padały na górę i dół. Były low - kicki. W pewnym momencie Zabawa dostał w czułe miejsce mężczyzny i w ringu pojawiła się służba medyczna, a że była to kobieta, więc wzbudziło to ogromny aplauz na widowni.

Patryk Kocaj z kolei nie sprostał Mazurkiewiczowi. – Nie ryzykuję, nie będę typował zwycięzcy, bo straszna, ale chaotyczna była wymiana – powiedział Wojciech Hoły. Również trzeci czempion Jarosza, Marcin Kiełbasa musiał zejść z ringu pokonany. Nie pomogły wskazówki z narożnika: „Broda do góry, ręce wysoko”. „Kolano, dasz rady”. Kilka serii kopnięć Bieniasa sprawiało, iż sędziowie jego wytypowali jako zwycięzcę.

Najlepszy trener
Kolejny zawodnik NKSW Nowy Targ – Adrian Krauzowicz (kat. 63kg) walczył z Bartoszem Zającem (Halny Nowy Sącz). Obaj panowie mogą pochwalić się sporym dorobkiem amatorskich walk, ale to był ich debiut na ringu zawodowym. Fani sztuk walki zapewne dobrze pamiętają grudniową walkę Adriana, w której został oszukany przez sędziów. Tuż po walce „sprawiedliwi” ogłosili niesprawiedliwy werdykt, który spotkał się z niezadowoleniem publiczności. Dopiero po proteście, sędziowie zmienili wynik walki, przyznając wygraną nowotarżaninowi.

- Czułem się wygrany, bo byłem zdecydowanie lepszy. Mogłem rywala wcześniej posłać na deski, po kopnięciu go w splot słoneczny. Chłopak się przydusił, skulił i nie był w stanie mi oddać. Gdyby walka trwała trochę dłużej, to werdykt były pewny. Światło zgasło i uratowało przeciwnika – mówił zaraz po tej walce.

Tym razem nie zgasło światło, kontrowersyjnego werdyktu nie było. Wygrał Krauzowicz, bo posłuchał w trzeciej rundzie rad trenera, Wojciecha Hołego, który radził mu, by stosował low – kick.

- To najlepszy trener pod słońcem – chwalił go Adrian Krauzowicz. – Trudny był pojedynek, bo przeciwnik doświadczony, dużo pracuje. Czym zwyciężyłem? Wolą walki i radom trenera. Dziękuję mu!.

Odporny na ciosy
- Jeśli przegrasz trzecią rundę, to nie wiem co ci zrobię – to słowa sekundanta Dawida Skawiańczyka, który gradem ciosów zarzucił Dariusza Tomalę. Jego lewy prosty funkcjonował bezbłędnie przez półtorej rundy. Ładował Tomalę jakby był workiem treningowym. Dwa razy rozkwasił mu nos. Wydawało się, że zniszczy rywala. Ten jednak był odporny na ciosy. Przetrzymał wichry i huragany, rywal się wystrzelał i zabrakło mu pary. Momentami w trzeciej rundzie stał, nie miał siły, by atakować. Jego oczy przypominały gościa będącego w amoku, niewiedzącego co się dzieje. Na szczęście dla niego Tomala też nie miał już sił i po ostatnim gongu odtańczył taniec zwycięzcy.

Balachą w mistrza Europy
W MMA w kategorii wagowej do 71 kg wystąpił świeżo upieczony mistrz Europy federacji ADCC, Jakub Bukowski. Swoimi walorami w walce mógł się pochwalić przed nowotarską publicznością. Mógł też o sile czempiona Starego Kontynentu przekonać się Adam Tokarski z Rzeszowa, ale… Nie przekonał się. Walka nie trwała rundy. Rzeszowianin założył w parterze dźwignię, którą skutecznie zablokował przeciwnikowi ruchy, czyli balachę.

- To powinna być dobra walka – powiadali fachowcy, gdy do ringu wchodzili: Łukasz Witos i Radosław Szafrański. Takowa rzeczywiście była. Sytuacje zmieniały się jak w kalejdoskopie. To jeden próbował dźwigni, to drugi podnosił rywala i rzucał nim o matę. – Masz przewagę. Luźno oddychaj – radził trener Szafrańskiego. Wystarczył moment nieuwagi rzeszowianina i zakopiańczyk wykonał kontrę. „Dosiał” przeciwnika i obijał go. Wygrał na punkty. Wokół jego narożnika było najwięcej podpowiadaczy. Gonili wzdłuż ringu, pokrzykiwali, podpowiadali.

Podobnie dużo wrzasku było w narożniku Stanisława Gacka. Podpowiedzi się opłaciły, bo ich podopieczny zwyciężył w pięknym stylu już w pierwszej rundzie.

Walki na zasadach K-1
81 kg: Adam Abood AL Hasani (Nowy Targ) - Bartłomiej Frączak (Nowy Sącz) 2:1.
75 kg: Jakub Żurek (Rabka Zdrój) - Przemek Zabawa (UKS Barbakan Bystra Podhalańska) 1:2.
86 kg: Mateusz Kozikowski (Nowy Targ) - Patryk Strzelecki (Kraków) 2:1.
71 kg: Filip Bienias (Nowy Targ) - Andrzej Grzegorczyk (Nowy Sącz) 3:0
75 kg: Patryk Kocaj (Rabka Zdrój) - Marcin Mazurkiewicz (Nowy Sącz) 1:2
65 kg: Adrian Krauzowicz (Nowy Targ) - Bartłomiej Zając (Nowy Sącz) 2:1.
81 kg: Dariusz Tomala (Rabka Zdrój) - Dawid Skawiańczyk (UKS Barbakan Bystra Podhalańska ) 0:3.

Walki na zasadach MMA
71 kg: Jakub Bukowski (Nowy Targ) przegrał z Adamem Tokarskim (Rzeszów) przez balachę.
78 kg: Stanisław Gacek (UKS Barbakan Bystra Podhalańska ) pokonał w pierwszej rundzie przez dźwignię Macieja Teresiaka (Racibórz).
82 kg: Maciek Miśkowiec (UKS Barbakan Bystra Podhalańska ) zwyciężył w drugiej rundzie Przemysława Chojnę (Racibórz).
84 kg: Łukasz Witos (Zakopane) pokonał na punkty Radosława Szafrańskiego (Rzeszów).

Walka o tytuł zawodowego mistrza Polski low-kick
71 kg: Łukasz Pławecki (Nowy Sącz) zwyciężył w trzeciej rundzie przez poddanie Damiana Tyszkiewicza (Zielona Góra).

Walka wieczoru K-1
+91 kg: Tomasz Sarara (Kraków) pokonał przez nokaut w drugiej rundzie Wojciecha Jastrzębskiego (Lublin)

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia z gali, Mateusz Leśniowski
Zdjęcia z ważenia, T.Fiołka

Komentarze







reklama