29.10.2008 | Czytano: 1799

Dunajec i Sokolica za burtą

Druga runda Pucharu Polski na szczeblu Podhalańskiego Podokręgu Piłki Nożnej rozgrywana jest na raty. Sześć spotkań z trzynastu rozegrano w Dzień Zaduszny. Nie obyło się bez niespodzianek. Do takiej należy zaliczyć odpadniecie A-klasowych zespołów – Dunajca Ostrowsko i Sokolicy Krościenko z zespołami grającymi w niżej klasie.

Pozostałe siedem spotkań odbędzie się 9 listopada. W tym dniu w szranki staną: Delta Pieniążkowice – Jarmuta Szczawnica, Krokus Łapsze Niżne – Huragan Waksmund, LKS Szaflary – Skawianin Skawa, Spisz Krempachy – Szarotka Nowy Targ, ZOR Frydman – Bystry Nowe Bystre, Babia Góra Lipnica Wielka – Przełęcz Łopuszna i Grom Morawczyna – Napravia Naprawa.

OSP Chabówka – Zawrat Bukowina Tatrzańska 3:3 (2:1) karne 4:2
Bramki: M. Zając 30, Sumara 42, Mrożek 65 – Chowaniec 15 karny, Majerczyk 60, Tylka 75.

Sędziował Ryszard Sewioło (Skawa).
Żółte kartki: Kołodziej – Okręglak, Chowaniec.

OSP: Kaliński – Kołodziej, Dulański, Drzyzga (46 T. Czyszczoń), Sumara – Magiera, Rapacz (85 R. Czyszczoń), M. Zając (70 Chojecki), Sutor (46 Replewicz) – Mrożek, J. Zając.

Zawrat: Wcisło – Rabiasz (55 Budz), Tyrpa, Niskowicz, Tylka – Okręglak, Rzepka, Ustupski, Majerczyk – Nowobilski, Chowaniec.
Spotkanie wyrównane, a o awansie Chabówki do następnej rundy zadecydowały dopiero rzuty karne. Mecz bez fajerwerków, ale bogaty w gole.

Wynik otwarli goście, po rzucie karnym podyktowanym za faul bramkarza na szarżującym napastniku Zawratu. Pewnie „jedenastkę” wykonał Chowaniec. Od tego momentu gospodarze dążyli do zmiany niekorzystnego rezultatu. Cel osiągnęli po kwadransie. Mrożek mocno uderzył zza szesnastki i bramkarz gości miał problemy ze skuteczną interwencją. „Wypluł” piłkę pod nogi nadbiegającego M. Zająca, a ten za moment utonął w objęciach kolegów. Miejscowi na przerwę schodzili w doskonałych humorach, gdyż w 42 minucie Sumara uderzył po długim rogu i piłka zatrzepotała w siatce.

Goście jednak nie poddali się i po przerwie ruszyli do ataku. Jeden z nich w 60 minucie przyniósł im wyrównanie. Majerczyk kapitalnie uderzył z dystansu i Kaliński nie miał najmniejszych szans obrony, gdyż futbolówka zerwała „pajęczynę” w jego bramce. Radość z remisu nie trwała długo. W 65 min. gospodarze wykonywali rzut różny. Dośrodkowanie trafiło na głowę Mrożka, który ulokował piłkę z samym okienku. Wydawało się, że tym razem gospodarze nie dadzą się doścignąć. A jednak! 10 minut później w zamieszaniu podbramkowym najsprytniejszy był Tylka. W ostatnim kwadransie żadnej z drużyn nie udało się przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Dopiero rzuty karne wyłoniły zwycięzcę.



Wiatr Ludźmierz – Lepietnica Klikuszowa 1:2 (0:0)
Bramki: Dobrzynski 52 – Antolec 62, Huzior 88.

Sędziował Jan Buczek z Nowego Targu.
Żółte kartki: J. Siuta – D. Żółtek, Wojciech Żółtek, Madeja.

Wiatr: Maciaś – Handzel, Mrożek, Węglarczyk, Fic (75 Borkowski) – J. Siuta, R. Siuta, Ślimak (70 Strama), Luberda – Rajczak, Dobrzyński.
Lepietnica: Pępek – D. Szeliga, Rybski (75 Sołtys), Kowalczyk, Bilański (78 Huzior) – Antolec, D. Żółtek, A. Żółtek, Wojciech Żółtek – Węgrzyn (68 R. Szeliga), Madeja (57 Wiesław Żółtek).

Zacięty mecz, w którym Wiatr od pierwszego gwizdka sędziego zastosował pressing na całym boisku. Wszyscy zastanawiali się, czy ta taktyka będzie obowiązywała w całym spotkaniu. Okazało się, że na taką taktykę sił starczyło ludźmierzanom tylko na 60 minut gry. Do tego momentu goście mieli problemy z uwalnianiem się, z wyprowadzeniem jakiejś składnej akcji, która znamionowałaby gola. Gospodarze także nie potrafili sobie wypracować klarownych sytuacje. Jeśli już zagrażali bramce Pępka, to po stałych fragmentach gry. Najlepszą okazję zmarnował Rejczak po rzucie rożnym. Nienagannie przyjął piłkę, zwodem uwolnił się spod opieki obrońcy, lecz strzał z 18 metrów minimalnie był niecelny. W pierwszych trzech kwadransach przyjezdni wyprowadzili dwie kontry, ale obie zablokowane przez obrońców. Po jednej z nich Węgrzyn minął już bramkarza, ale mimo to został powstrzymany.

Druga cześć meczu zaczęła się po myśli gospodarzy, którzy objęli prowadzenie. Po dalekim wyrzucie z autu zaspali klikuszowianie. Strzał Dobrzyńskiego obronił Pępek, piłka zatańczył przed linią bramkową, próbował ją wyekspediować w pole Rybski, ale Dobrzyński go uprzedził i za moment przyjmował gratulacje od kolegów. Gdy w 62 min. goście wyrównali mnożyły się doskonałe sytuacje dla klikuszowian. Grający z dużym ryzykiem gospodarze polowali na pułapki ofsajdowe i…nabrali się. Antolec wyszedł z drugiej linii i w sytuacji sam na sam trafił do siatki obok wybiegającego bramkarza. Zmiany jakie dokonali miejscowi nie poprawiły ich gry, w przeciwieństwie do gości. Każdy nowy zawodnik wprowadzony przez Marka Pranicę był ogromnym zagrożeniem dla bramki Maciasia. Rybski zmarnował dwie sytuacje, R. Szeliga ostemplował słupek, Bilański próbował lobować, ale niewiele się pomylił. Bramka dla Lepietnicy wisiała w powietrzu. Wreszcie wpadła. Na prawym skrzydle goście wykonali kilka „klepek” nim piłka trafiła do Wiesława Żółtka. Ten podał ją do Huziora, którego strzał z kozła okazał się nie do obrony. W 3 minucie doliczonego czasu gry Luberda z 18 metrów był bliski wyrównania.



Jordan Jordanów – Lubań Tylmanowa 3:0 (0:0)
Bramki: D. Sularz 54, Hodana 55, Karkula 89.

Sędziował Łukasz Królczyk z Nowego Targu.
Żółta kartka: Konopka.

Jordan: Małysa – Jeziorski (70 M. Żegleń), Matejko, Bąk, Hodana – R. Żegleń (77 K. Pietrzak), Kurdas (84 Gawroński), D. Sularz, Tyrpa – Karkula, J. Pietrzak (46 Godyń).

Lubań: Żołądź – Kasprzak (46 Ziemianek), M. Noworolnik, P. Ciesielka, Wiatr – T. Kozielec (24 P. Noworolnik), Ligas, W. Noworolnik, Mateusz Noworolnik – Ziajkiewicz, Konopka.

To był hit drugiej rundy pucharu. Mistrz jesieni kontra wicelider. Ci, którzy liczyli na wielki futbol po trzech kwadransach byli zawiedzeni. Akcji godnych reporterskiego notesu było jak na lekarstwo. Bramkarze nie mieli dużo roboty. Kontakt z futbolówką mieli tylko po niedokładnych zagraniach, wrzutkach przeciwnika. Nie można piłkarzom odmówić walki. Ona toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. Im bliżej pola karnego, tym więcej było niedokładnych podań. Gra była szarpana. Gospodarze w pierwszych dwóch kwadransach tylko dwa razy postraszyli bramkarza Tylmanowej. Świątyni Lubania strzegł kolejny raz z musu grający trener Marek Żołądź. Dodajmy, iż nie jest to jego nominalna pozycja. Zazwyczaj operuje w środku pola, jest mózgiem zespołu. Te dwa strzały były jednak niecelne. Za to serce mocno mu zabiło w 44 minucie. Po dośrodkowaniu R. Żeglenia z lewej strony, Karkula z 9 metrów trafił w poprzeczkę. Odbita piłka trafiła na głowę J. Pietrzaka, ale ten posłał ją nad bramkę.

Druga połowa już była zdecydowanie lepsza, szczególnie w wykonaniu mistrza jesieni. Jordan od początku mocno natarł i w efekcie , w odstępie 60 sekund, między 54 a 55 min., ustawił mecz. Najpierw Kurdas idealnie w tempo wyłożył piłeczkę D. Sularzowi, a ten w sytuacji sam na sam zachował zimną krew. Położył bramkarza i posłał futbolówkę do „pustaka”. Zaraz po wznowieniu gry strzelec gola posłał w bój Hodanę. Ten szybko uwolnił się spod opieki obrońcy i stanął oko w oko z ostatnią instancją przyjezdnych. Trafiał do siatki obok wybiegającego Żołędzia. To był szok dla gości, którzy oddali inicjatywę miejscowej jedenastce. W 58 min. Karkula trafił w poprzeczkę, jego wyczyn z wolnego bitego z 25 metrów skopiował M. Żegleń (75 min.). Goście w tym okresie wyprowadzili dwie kontry, ale poradzili z nimi sobie piłkarze Jordana. Sami zaś w 89 min. zadali dobijające trafienie. Obrońcy gości źle wybili piłkę, która trafiła do Karkuli, a ten lewą nogą z 14 metrów nie dał szans Żołędziowi.



Wierchy Lasek – Sokolica Krościenko 3:0 (3:0)
Bramki: W. Gał 24, 35, R. Nykaza 19.
 
Sędziował Ryszard Sewioło (Skawa).
Żółte kartki: Fiedor, M. Gał – Gaweł.

Wierchy: J. Nykaza – A. Nykaza, Łabuda, Węglarczyk (46 Broźny), Kowalczyk (70 Maślanka) – Mierczak (75 B. gał), M. Gał, Fiedor, T. Nykaza – R. Nykaza, W. Gał (64 Duda).

Sokolica: Kacwin – M. Bobak, J. Waksmundzki, Błażusiak, Nowaczyk – Myszogląd, Kowalczyk, Gaweł, Kudas (44 K. Chrobak, 78 P. Chrobak) – Murzyn (46 Kwiatek), Wojtyczka.

W Lasku doszło do sensacji. Co prawda goście przyjechali w mocno eksperymentalnym składzie, ale i tak powinni znacznie wyżej zawiesić poprzeczkę B-klasowcowi. Tymczasem to gospodarze w pierwszych trzech kwadransach rządzili i dzielili na murawie. Co prawda pierwsi mogli zdobyć gola goście, po nieudanej pułapce ofsajdowej w 7 min., lecz Myszogląd zachował się jak nowicjusz. Potem Kowalczyk dwa razy próbował zaskoczyć Kacwina, ale pierwsze jego uderzenie z 10 metrów minimalnie przeszło obok słupka, a drugie minęło spojenie. W odpowiedzi Kudas przymierzył zza szesnastki, lecz J. Nykaza był na posterunku. W 19 min. miejscowi fani mogli wznieść okrzyk radości. R. Nykaza zachował się jak stary boiskowy wyjadacz. Minął slalomem trzech rywali, a gdy znalazł się w polu karnym zamarkował podanie do boku, co zmyliło obronę i bramkarza Sokolicy. Wykorzystał ich moment zawahania i ulokował futbolówkę w bramce. Miejscowi poszli za ciosem i w 24 min. po raz drugi stadion przeszyło przeciągające „jeeessst”. R. Nykaza wykonywał rzut wolny z 20 metrów. Miękko wrzucił piłkę w pole karne i W. Gał sprytnie przelobował bramkarza. Tenże piłkarz 11 minut później ponownie utonął w objęciach kolegów. Tym razem po zagraniu Kowalczyka wykonał efektywną przewrotkę. Tuż przed przerwą zniżyć mógł Kwiatek, po rzucie wolnym, ale w finalnej części akcji, zdaniem arbitra, sfaulował bramkarza.

Po zmianie stron gospodarze cofnęli się do obrony, broniąc wyniku. Nic więc dziwnego, że stroną posiadającą inicjatywę byli piłkarze z Krościenka. Jednak Wojtyczka w tym dniu miał fatalnie nastawiony celownik. Przegrał dwa pojedynki sam na sam z J. Nykazą. Szczególnie w 80 min. golkiper gospodarzy popisał się efektowną interwencją. Miejscowi sporadycznie kontratakowali, szczególnie przypaść do gustu mogły rajdy Fiedora. Po nich W. Gał nie trafił z 6 metrów, a Duda nie dał rady Kacwinowi.



Granit Czarna Góra – Dunajec Ostrowsko 5:3 (1:3)
Bramki: Z. Milon 41, 72, J. Sarna 48, K. Sarna 56, W. Maryniarczyk 89 – R. Gucwa 17, Janasik 21, Magulski 33.

Sędziował Zbigniew Suwada z Jabłonki.

Granit: Gogola – Kiernoziak, J. Milon, Hełdak, W. Maryniarczyk (80 Kowalczyk) – Marusarz, J. Sarna, Z. Milon, K. Sarna – P. Sarna, Pawlica.

Dunajec: Ludzia – Leśnicki, Szumal, R. Gucwa, Szczypka – Szewczyk, Janasik, Magulski, T. Żegleń – S. Chmielak.

Grający w dziesiątkę goście tylko w pierwszej połowie byli stroną dyktującą warunki gry. Po przerwie zabrakło im „pary” w płucach i gospodarze niespodziewanie nie tylko odrobili dwubramkowe manko, ale jeszcze dołożyli dwa potężnie ciosy, po których rywal wypadł za burtę.

W pierwszym kwadransie optyczną przewagę posiadali gospodarze, ale potem do głosu doszli przyjezdni. To oni w 17 min. z zimną krwią wykorzystali nieporozumienie miejscowego bramkarza i obrońców na 18 metrze. R. Gucwa bardzo przytomnie wrzucił Gogoli piłkę „za kołnierz”. 4 minuty później kolejny kiks defensywy i bramkarza Granitu, a Janasik, po wrzutce R. Gucwy z prawej strony, z 5 metrów wpakował futbolówkę do bramki. Idący za ciosem goście w 33 min. podwyższyli na 3:0, po bardzo składnej akcji. Janasik zacentrował w pole karne, Magulski cudownie zgasił piłkę piersią i z pierwszego trafił w samo okienko. Promyk nadziei w serca miejscowych kibiców wlał w 41 min. Z. Milon, po koronkowej akcji J. Sarny z W. Maryniarczykiem. Ten ostatni dośrodkował na 3 metr, a główka Z. Milona była nie do zatrzymania.

Tych, którzy uważali, iż jest „posprzątane” - spotkał spory zawód. Nie mający nic do stracenia gospodarze natarli z wielką furią. Pierwszego wstrząsu doznali już w 3 minucie po przerwie. W Maryniarczyk kapitalnym podaniem obsłużył J. Sarnę, po którym znalazł się w sytuacji sam na sam. Bramkarz próbował wybiegiem ratować sytuację, ale skapitulował. Gdy 6 minut później Milon z K. Sarną rozegrali piłkę na jeden dotyk, a lob tego ostatniego wylądował w okienku, goście doznali szoku, z którego nie potrafili się już otrząsnąć do ostatniego gwizdka arbitra. Byli zagubieni jak dzieci we mgle. A tymczasem maszyna gospodarzy ze zdwojoną siłą nacierała. W 72 min. gospodarze przeprowadzili trójkową akcję. Piłeczka jak po sznureczku krążyła od nogi Pawlicy do P. Sarny aż wreszcie trafiła do Z. Milona, a ten sytuacji sam na sam nie zmarnował. Dobił Dunajec W. Maryniarczyk, po nieporozumieniu rywala. Przyjął piłkę na 13 metrze i – jak mawiają futboliści – strzałem z dużego palca pokonał Ludzię. Goście jeszcze dwukrotnie za sprawą Janasika mogli zmienić rezultat.



Skalni Zaskale – Czarni Czarny Dunajec 1:2 (1:1)
Bramki: A. Plewa 30 – Papierz 6, Dzielawa 87.

Sędziował Krzysztof Sekułowicz (Bukowina Tatrzańska).

Skalni: J. Kalata – W. Grzęda, Mucha, Bużek, K. Grzęda – N. Gacek, Mrowca, P. Gacek, G. Gacek – A. Plewa, B. Stanek (70 R. Kalata).

Czarni: Kajmowicz – Gacek (62 Kobylak), Ciślak, Szwajnos, Kantor – Gruszka, Szaflarski (46 Stopka Studencki), Zmarzlinski (46 Bulas) – Bandyk, Papierz.

Sensacji nie było, ale gospodarze napędzili sporego strachu przyjezdnym. Już w 1 minucie powinni objąć prowadzenie. N. Gacek otrzymał prostopadle podanie między stoperów i w sytuacji jeden na jeden przegrał z Kajmowiczem. Niewykorzystana sytuacja się zemściła. Bandyk zagrał w „uliczkę” do Papierza, który pokazał N. Gackowi jak w takich sytuacjach należy się zachować. W pierwszych trzech kwadransach sporo krwi napsuli defensywie Czarnych piłkarze z Zaskala. Ich ambitna postawa została nagrodzona w 30 min. A. Plewa zdecydował się na strzał z 25 metrów. Obrońcy gości dopuścili do uderzenia po długim rogu. Opadająca piłka wpadła do siatki.

Po zmianie stron wyśmienite sytuacje do zdobycia gola zaprzepaścili gospodarze. Gdyby Mrowca trafił, bramkarz byłby bezradny. Z kolei strzał A. Plewy w nieprawdopodobny sposób obronił Kajmowicz. I w tym przypadku potwierdziło się stare piłkarskie powiedzenie - nie dasz, dostaniesz. Dzielawa po rzucie wolnym, płaskim strzałem po ziemi ustalił wynik spotkania.

Opracował Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama