03.02.2013 | Czytano: 2991

Żmudne kruszenie betonu(+zdjęcia)

- Są mecze, że wszystko wchodzi i takie, w których nic nie chce wejść. Strzały albo odbijały się rykoszetem od nóg oraz kijów i lądowały w narożniku lodowiska, a te, które dochodziły do bramki łapał bramkarz. Nie płaczemy. Będziemy pracowali nad skutecznością – zapewnia Sebastian Łabuz.

On i jego koledzy długo kruszyli opolski beton. Skruszyli go dopiero w ostatnich 21 minutach. Przez 39 minut zaporą nie do przebycia był Piotr Jakubowski. 

– Świetnie bronił. Gdyby nie on, to wynik byłby wyższy, bo nasza przewaga była miażdżąca – ocenił występ kolegi po fachu, Tomasz Rajski, który zaliczył kolejny mecz bez puszczonej bramki. – Wczoraj niewiele zabrakło, by wyjść na zero – mówi golkiper „Szarotek”. - Ale co się dowlecze… Dzisiaj zagraliśmy fajnie z tyłu, nie miałem zbyt dużo pracy. Obrońcy bez zarzutu wypełniali swoje powinności. W tym sezonie mam momenty do odpoczynku, bo w poprzednich dwóch nie mogłem narzekać na brak zatrudnienia. Teraz przynajmniej kolana mi odpoczną. Czy marznę? Tak się ubieram, żeby nie zmarznąć (śmiech). Orlik to zespół, który równo gra, ma wszystkie wyrównane formacje. Może spotkamy się w play off?

Wynik po 20 minutach gry sugerowałby, że była to wyrównana tercja. Nic bardziej błędnego. Goście tylko sporadycznie atakowali, głównie wtedy, gdy na tafli przebywała czwarta formacja miejscowych. Większość czasu gra toczyła się w tercji opolan. Hokeiści z miasta polskiej piosenki mieli sporo szczęścia, bo górale zarzucili ich gradem strzałów. Próbowali szczęścia uderzeniami z dystansu i z bliska. Nawet dobitki nie znajdowały drogi do siatki. Niestety strzelby Podhale załadowane były ślepą amunicją. Pociski pruły albo poza tarczę, albo zasłaniał ją Piotr Jakubowski, bądź obrońcy ofiarnie przyjmowali krążki na ciało. Ostatnia instancja opolan odbijała wszystko co leciało w jej stronę. Pokonał „scianę” Kasper Bryniczka, zaskakując niesygnalizowanym uderzeniem spod bandy. Krążek między nogami golkipera majestatycznie wtoczył się do bramki. Był to gol w przewadze. Górale w tej części meczu nie wykorzystali jeszcze dwóch liczebnych przewag.

Gra w tym elemencie nie była dzisiaj mocną stroną gospodarzy. W drugiej tercji cztery razy mieli okazję grać o jednego zawodnika więcej, ale nie potrafili z tego handicapu skorzystać. W ich akcjach ofensywnych więcej było dymu niż ognia.

- Samo rozgrywanie „zamka” był bardzo dobry. Brakowało tylko precyzji w wykończeniu – twierdzi trener Podhala, Marek Ziętara. – Jakubowski spisywał się znakomicie. W play off musimy być skuteczniejsi. Uważam, że w sensie tempa i organizacji gry bezdyskusyjnie rozegraliśmy lepsze spotkanie niż w sobotę.

Niewykorzystane sytuacje mogły się zemścić, bo goście kilkakrotnie wyprowadzili groźne kontry. W 21 minucie wydawało się, że Wilusz musi doprowadzić do wyrównania, ale złapał się tylko za głowę, bo z dwóch metrów nie trafił do pustej bramki. To była najlepsza okazja opolan na wyrównanie.

Jakubowski nadal bronił jak w transie. Podhalanie zasypywali go gradem strzałów. Adamovičs dużo strzelał spod niebieskiej linii, kąśliwie i zawsze celnie. Krążek jednak zawsze lądował w bramkarskim „raku” lub na parkanie. Kilka razy po akcjach Podhala ręce same składały się do oklasków, lecz… stadion przeszywał tylko jęk zawodu. Na posterunku znowu był Jakubowski. Było to ogromnie frustrujące. Ale nie był betonem nie do skruszenia. Ileż razy można non stop dobijać krążki. I jemu przydarzył się błąd. 20 sekund przed zakończeniem drugiej części gry dał się zaskoczyć Ćwikle, zawijasem – jak mawiają hokeiści – z zakrystii.

W trzeciej tercji rozwiązał się worek z bramkami. Jakubowski już nie był ścianą odbijającą wszystko co leci w jego stronę. Zmęczony zaczął popełniać błędy. W odstępie 62 sekund popełnił dwa. Pokonany został przez Neupauera i Voznika.

Pierwszą bramkę w barwach Podhala zdobył Edgars Adamovičs. Ten gol mu się należał, bo był jednym z jaśniejszych punktów zespołu. Świetnie rozgrywał „gumę”, dostrzegał partnerów i dużo strzelał. Do 51 minuty nie miał szczęścia. Wreszcie się do niego uśmiechnęło. Trafił pod poprzeczkę.

- Jeśli 15 razy podejmuje się próby pokonania bramkarza, to wreszcie musiało wpaść. Nie wiem czy bramkarz jest dobry, czy zły, wiem, że miał dobry dzień. Formacja moja gra system opracowanym przez trenera – powiedział Łotysz.

- Szybko wkomponował się w zespół – twierdzi Marek Ziętara. – Dzisiaj miał lepszy występ niż wczoraj. Ma przegląd sytuacji, potrafi dobrze rozegrać krążek, w tempo i w czasie. Posiada niezły strzał, chociaż dzisiaj nie chciało mu wejść. Zawodnik z dużym potencjałem. Jestem przekonany, że będzie przydatny drużynie.

MMKS Podhale Nowy Targ – Orlik Opole 5:0 (1:0, 1:0, 3:0)
1:0 Bryniczka (Voznik) 7:14 w przewadze
2:0 Ćwikła (Bryniczka) 39:40
3:0 Neupauer (Biela, Zarotyński) 42:50
4:0 Voznik (Bomba, Istočy) 43:54
5:0 Adamovičs (Voznik, Bryniczka) 50:05 w przewadze

Sędziowali: Kupiec (Oświęcim) – Kosidło (Opole), Radzik (Krynica).
Kary: 4 - 24 min.

MMKS Podhale: Rajski – Mrugała, Łabuz, Biela, Naupauer (2), Zarotyński – Adamovičs, K. Kapica, F. Wielkiewicz, Bryniczka, Ćwikła – Tomasik, Landowski, Bomba, Voznik, Ištocy – Gaczoł, Szal (2), Olchawski, D. Kapica, Stypuła. Trener Marek Ziętara.
Orlik: Jakubowski – Pawlak (6), Resiak (4), R. Nalewajka (2), Wilusz (2), Bernacki (2) – Stopiński (2), Błaszków (2), Sznotala, Korzeniowski, Szczurek – Sordon, Cwykiel, Zdrojewski (4), Zwierz, Szymański – Cymbała, Mądralski. Trener Miroslav Doležalik.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama