08.01.2013 | Czytano: 2876

Błażusiak: „Żyć mądrością mistrzów”

Plebiscyt Sportowego Podhala na Sportowca 2012 roku został zdominowany przez Tadeusza Błażusiaka. Wygrywa go w cuglach od czterech lat, jak wszystko na motocyklu. Najlepszy motocyklista świata, człowiek, który przełamał wszystkie bariery i na tym nie zamierza poprzestać...

By określić geniusz Tadeusza Błażusiaka statystycy muszą przekopać się przez opasłe tomy historii rajdów motocyklowych i sięgnąć hen w daleką przeszłość, kiedy to zawody były transmitowane przez radio, a dziennikarze wysyłali do redakcji nie e-maile, a teleksy.

Nowotarżanin dokonał rzeczy bez precedensu. Nikt w historii nie wygrał pięć razy z rzędu najbardziej ekstremalnego rajdu w Europie, Erzbergrodeo. Bicie rekordu „stalowego giganta” rozpoczął dość przypadkowo i na nietypowym motocyklu. Jego talent został zauważony przez szefów KTM, którzy udostępnili mu swój wyrób na finałowy wyścig, a potem… Od ręki podpisali z nim kontrakt i zapewne tego ruchu nie żałują.

Cztery razy z rzędu wygrał mistrzostwo Ameryki, mało tego, w 2011 roku zrobił to w perfekcyjnym stylu. Został pierwszym rajdowcem, który wygrał wszystkie rundy i to w stylu, po którym Ameryka osłupiała. Kibice za oceanem szaleją za nim, bo takiego „gieroja” jeszcze w życiu nie widzieli. Trudno się dziwić, że określenia: „genialny”, „galaktyczny”, „fantastyczny” – były często używane przez komentatorów amerykańskich stacji telewizyjnych. „Ten człowiek jest niesamowity. Chyba spadł z kosmosu” – wypalił jeden z komentatorów ESPN America, po wygranych zawodach X – Games 2011. Oni również nazwali go „niezniszczalnym”, gdy z tytanową twarzą, po groźnym wypadku, wrócił do ścigania i zagrał na nosie rywalom. Można tylko żałować, że Błażusiak jest tylko jeden. Panowie sportowcy do roboty, by dorównać mistrzowi.

- Jak minęły święta? – rozpoczynam rozmowę z triumfatorem naszego plebiscytu.
- Miałem przyjemność spędzić je w rodzinnym Nowym Targu, z rodzicami i najbliższą rodziną. Niestety niewiele razy w ciągu roku udaje mi się odwiedzić Polskę. Na święta jednak zawsze staram się przylecieć w rodzinne strony. Wigilia to szczególne święto.

- Ulubiona potrawa wigilijna?
- Wszystkie mi smakują, bo kojarzą mi się z domem. Niemniej bez grzybowej z łazankami Wigilii sobie nie wyobrażam.

- Zapewne przy świątecznym stole były wspomnienia z minionych dwunastu miesięcy. Przeżyłeś przecież wiele wspaniałych chwil na sportowych arenach.
- Każdy start to niesamowite przeżycie, a każde podium to niepowtarzalny moment. Bardzo dobrze wspominam start podczas mistrzostw świata w Łodzi. W żadnym innym miejscu na świecie nie mogę liczyć na taką ilość wspaniałych i pełnych entuzjazmu kibiców.

- Recepta na zwycięstwa?
- Wydaje się prosta i zamyka się w dwóch znakach – „3 P”. Praca, praca i jeszcze raz praca. Mówię oczywiście o pracy przemyślanej i zaplanowanej. Trzeba pamiętać, że praca bez odpowiedniego przemyślenia, planu i strategii może wyrządzić większe straty, niż gdyby jej nie było. Ogólnie rzecz ujmując - jeśli ktoś kiedykolwiek stawia sobie za cel być mistrzem, w jakiejkolwiek dyscyplinie życia, to stosując zasadę „3P”, mocno zwiększa swoją szansę na osiągnięcie zamierzonego celu.

- Zawody X-Games. Co się stało w Los Angeles?
- Los Angeles jest potwierdzeniem tezy, że w sporcie nic nie jest pewne. Dlatego sport jest tak ekscytującą i pociągającą dyscypliną życia. Nawet najlepiej zaplanowany program treningowy, dokładne go wykonanie i maksymalna koncentracja na przygotowaniu, nie jest w stanie zapewnić zawodnikowi zwycięstwa. W Los Angeles nie miałem najlepszego dnia, a moim konkurentom wszystko perfekcyjnie „zagrało”.

- Największe szaleństwo jakiego się dopuściłeś w 2012 roku?
- Start w mistrzostwach świata w Łodzi z uszkodzonym barkiem. Był bardzo ekstremalnym wyzwaniem i jednym z najbardziej bolesnych przeżyć w tym sezonie. W moim zawodzie ciężko wycenić co jest lub było największym szaleństwem. Chyba największym szaleństwem jest po prostu uprawnianie tego sportu.

- Jakie relacje panują między zawodnikami ze ścisłej czołówki?
- Zdrowe, jak na profesjonalistów przystało. Na padoku spokojnie ze sobą rozmawiamy, a na torze zaciekle ze sobą rywalizujemy.

- Co robisz lub myślisz, gdy najgroźniejszy rywal wywraca się przed tobą?
- Nie lubię takich sytuacji. Najwięksi rywale powinni być za mną (śmiech). A poważnie. Oczywiście wymijam go, starając się nie zrobić mu krzywdy. Ta zasada jest dla mnie niezmienna, niezależnie od tego, kto wywraca się przede mną.

- Są jakieś niepisane zasady, obowiązujące w trakcie rywalizacji?
- Czołówka w mistrzostwach świata czy mistrzostwach Ameryki to profesjonaliści i większość z nich stosuje się do zasad wypracowanych przez pokolenia kolejnych mistrzów. Jeśli miałbym to ująć w kilku słowach, to powtórzę starą uniwersalną i nieprawdopodobnie aktualną zasadę „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe”. Zdarzają się oczywiście tacy, którzy zdają się być głusi na tę zasadę, ale wtedy boleśnie przekonują się, że z góralem lepiej nie zadzierać.

- Warunki rajdowe to wielkie wyzwanie nie tylko dla ludzi, ale także dla sprzętu?
- Zgadza się, ale w kwestii sprzętu mam pełne zaufanie do fabrycznego teamu KTM, który znakomicie radzi sobie z wszystkimi rodzajami wyzwań.

- Ludzie w Polsce kochają tych, co zdobywają bramki… Ty, ze swoją dyscypliną, jesteś bardziej rozpoznawalny za oceanem? W dzieciństwie kopałeś piłkę, czy od razu wsiadłeś na motocykl?
- Zacząłem jeździć na motocyklu w piątym roku życia, więc nie miałem już czasu na piłkę. Za oceanem moja dyscyplina jest bardzo popularna, ale myślę, że w Polsce ludzie również chcieliby ją oglądać. Niestety niezbyt często mają taką okazję. Ale kolejny sezon mistrzostw Ameryki, oprócz relacji na żywo w różnych programach telewizyjnych w USA, będzie również transmitowany w internecie. Jedyną przeszkodą do oglądania zawodów „na żywo” będzie tylko inna strefa czasowa.

- Trial, od którego zaczynałeś sportową przygodę, zapowiada rewolucję w przepisach. Odcinki mają być łatwiejsze, stójka będzie zabroniona. Przeszkody trzeba będzie pokonywać z jazdy. Zawody mają być rozgrywane w terenie zamkniętym, a więc młodzi zawodnicy mogą jechać na dużych motocyklach. Prawo jazdy nie będzie potrzebne. Ty nie miałeś takich możliwości, z braku tego dokumentu nie dopuszczali cię w młodości do rywalizacji. Jak oceniasz te zmiany? Trial idzie w dobrym kierunku?
- Idea rozgrywania zawodów w zamkniętym terenie wydaje się być dobrym pomysłem. Nie ma potrzeby posiadania prawa jazdy, motocykle nie muszą podlegać rejestracji, legalizacji względem przepisów ruchu drogowego. To pozwoli lepiej i szybciej rozwinąć się młodym zawodnikom. Tą drogą już od wielu lat podążają Amerykanie. Główną przeszkodą może być problem z ilością miejsc do rozgrywania takich zawodów. Nie mam wyrobionego zdania odnośnie zmiany przepisów, ale na pewno trial potrzebuje przemyślanych ruchów, które zapewnią przyszłość i rozwój tej pięknej dyscypliny.

– Związałeś się z teamem Orlen. Jakie będą z tego korzyści? Czy to oznacza, że niebawem zobaczymy cię w rajdzie Dakar?
- Cieszę się bardzo, że Orlen stał się jednym z moich sponsorów. Jestem zadowolony, że mogę na swoich piersiach nosić logo polskiej firmy. Przypomnę, że do niedawna honoru polskich sponsorów samotnie broniła nasza rodzinna firma Kegel-Błażusiak. W moich przyszłych planach jest przewidziane miejsce na Dakar, ale to przyszłość.

- Rozdajesz dużo autografów?
- Nie znam skali porównawczej z innymi sportowcami. Muszę przyznać, że raczej nie miewam bólu mięśni po zawodach, ale przez kilka ostatnich lat musiałem mocno popracować nad rozwinięciem mięśnia „autografowego”, gdyż po niektórych zawodach czułem jego zmęczenie.

- Można cię uważać za celebrystę?
- Raczej za gościa, których rzetelnie wykonuje swoją robotę.

- Fast – Food jest w twoim menu?
- Nigdy nie przepadałem za fast-foodami. Tak więc tego problemu nie mam. Ponieważ od najmłodszych lat trenowałem i mieszkałem w Hiszpanii, więc nie mam problemu z dietą. Hiszpanie mają zdrowe menu na co dzień. Oczywiście zwracam uwagę na to co jem, ale ogólnie rzecz biorąc najważniejsza w żywieniu, zakładając odpowiednią jakość potraw, jest regularność i nie dopuszczanie do uczucia głodu.

- Hazard na torze i poza nim?
- W profesjonalny sporcie nie ma miejsca na hazard, są oczywiście sytuacje, gdzie wkrada się nutka szaleństwa, ale daleko jej do hazardu. Poza torem w moim słowniku nie występuje takie słowo.

- Masz czas na dobrą książkę?
- Nie mogę powiedzieć, że „pożeram” książkę za książką. Oczywiście czytam literaturę fachową, staram się czytać o doświadczeniach sportowych mistrzów innych dyscyplin, z różnych czasów. Być mądrym ich mądrością.

- Co się zmieniło w twoim osobistym życiu?
- Wszystko jest stabilne. Przy moim boku mam Asię i wszystko wydaje się być w miarę możliwości uporządkowane.

- Jaki masz stosunek do polityki?
- Polityką niewiele się interesuję. Ale oczywiście, jeśli jest to możliwe, biorę czynny udział we wszystkich polskich wyborach. Patrzę na Polskę zawsze z perspektywy co najmniej kilku tysięcy kilometrów. Ewentualną wiedzę „wewnątrz krajową” czerpię z rodzinnego serwera.

- Od kilku lat sięgasz po laury, wyróżnienia... Po raz czwarty wygrałeś plebiscyt Sportowego Podhala. Porozmawiamy znowu za rok, czy dasz szansę wygrania naszego plebiscytu komuś innemu?
- Mogę zapewnić, że na pewno nie odpuszczę ani jednej minuty w dążeniu do perfekcyjnego wykonywania mojego zawodu. Wiem, że ta cecha, to cecha wspólna wielu mieszkańców Podhala, zwłaszcza Sportowego Podhala, w związku z tym każdy z nas jest potencjalnym zwycięzcą.

Rozmawiał Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski (Łódź 2011)

 

Komentarze









reklama