04.11.2012 | Czytano: 1180

Tynk nie poleciał ze ścian(+zdjęcia)

Jeśli zważyć, iż dzień wcześniej „Szarotki” w imponującym stylu rozbiły gdańszczan, to przegrana pierwsza tercja była sporego kalibru niespodzianką. Nowotarżanie, odnosiło się takie wrażenie, że podeszli do spotkania na zasadzie: „wczoraj ich rozjechaliśmy, to dzisiaj na luzie wsadzimy im dychę”. Po ostrej reprymendzie w przerwie, o czym nie omieszkał powiedzieć Damian Zarotyński, wszystko wróciło do normy i o żadnej niespodziance nie mogło być mowy.

- Tynk ze ścian nie leciał, bo szkoda nowych szatni, ale było ostro – wyjawił Damian Zarotyński. - O pierwszej tercji chcemy jak najszybciej zapomnieć. Podeszliśmy do meczu jakbyśmy już przed pierwszym gwizdkiem wygrali. Dostaliśmy kilka mocnych słów od trenera i podnieśliśmy się. 

- Szatnia jest w całości – potwierdza trener Podhala, Marek Ziętara. –Nie jesteśmy maszynką do wygrywania i to zawsze w imponujących rozmiarach.

Podhale pierwsze zaatakowało, miało sytuacje na objęcie prowadzenia, ale wszystkie strzały były blokowane lub padały łupem dobrze usposobionego bramkarza znad morza. Najlepszą okazję zmarnował Biela. W miarę upływu czasu niektórzy defensorzy Podhala zrobili „wielbłądy” i było dużo szczęścia, że Strużyk w 11 minucie nie trafił do pustej bramki. Z tej sytuacji gospodarze nie wyciągnęli wniosków i chwilę później Strużyk się już nie pomylił. Wykorzystał, iż golkiper Podhala nie zdążył się przemieścić do drugiego słupka i dobił „gumę” odbitą od bandy zza bramki. Gdańszczanie zwietrzyli szansę i dość łatwo dochodzili do czystych pozycji. Toteż ostatnia instancja miejscowych musiała się sporo napracować, by zlikwidować trzy golowe okazje przybyszów znad morza. Podhale nie wykorzystało w końcówce osłony liczebnej przewagi.

- Nie byliśmy w tej tercji gorsi – twierdzi Marek Ziętara. – Mieliśmy swoje okazje, ale trzeba przyznać, że gdańszczanie zagrali inaczej niż dzień wcześniej. Gdańsk zagrał dobrze w defensywie. Ustawił się na destrukcję w tercji neutralnej i mieliśmy problemy z przejściem jej. Czyhali na nasze błędy i atakowali z kontry. To im wyszło. Przeanalizowaliśmy grę rywala i dało to wymierny efekt w dalszej części meczu.

„Wychodzą nabuzowani. Trener zrobił burzę mózgów w szatni i teraz pokażą co potrafią” – przepowiadali kibice. „Sensacji nie wietrzę. Zobaczycie, że wkrótce rozwiąże się worek z bramkami” – przekonywał trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej. I miał rację. Marek Ziętara wycofał czwartą formację i Podhale szybko wyrównało. Po zagraniu Ištocky’ego zza bramki (trener mógł być zadowolony, bo takie zagrania ćwiczą na treningach) D. Kapica dopełnił tylko formalności. Górale przyspieszyli i rywale zaczęli popełniać błędy i faulować. To była woda na młyn gospodarzy, którzy zadali kolejne cztery ciosy. Przedniej urody był gol zdobyty przez Olchawskiego, zaraz po wygranym wznowieniu przez Wronkę. W połowie tercji czwarta formacja wróciła do gry. Huknął pod poprzeczkę. Miejscowi nie ustrzegli się błędu w 37 minucie. Odbity krążek we własnej tercji przejął Staszkiewicz i nie zmarnował sytuacji oko w oko z Rajskim.

- Cieszy mnie, że dobrze zagraliśmy przewagi. Zdobyliśmy gole w ważnych momentach – powiedział szkoleniowiec Podhala.

Trzecia tercja zaczęła się od ataków gdańszczan. Zrobili dwa kotły, po kiksach defensywy. Ale to nie oni zdobyli gola, lecz Podhale. Zarotyński z kontry pięknie trafił w krótki róg bramki. W 48 minucie górale super rozegrali „zamek”. K. Kapica dograł na drugi słupek do nadjeżdżającego Wronki, a ten tylko dołożył łopatkę kija i czarny kauczukowy przedmiot zatrzepotał siatce. Jeszcze raz gdańszczanie mieli powody do radości, gdy Lehmann trafił w winkiel krótkie rogu. Odpowiedź Zarotyńskiego była natychmiastowa.

- Coś narobił? – padło pytanie do niego. – Strzeliłem dwa gole - odparł napastnik Podhala. - Więcej się nie dało, bo nie było okazji. Przy pierwszym trafieniu mierzyłem w krótki róg. Dotychczas kiwałem w sytuacjach jeden na jeden. Tak wczoraj nie wykorzystałem karnego. Trener poradził mi, żebym wystrzelił. Posłuchałem i wpadło. Drugi gol był po błędzie obrońcy, który zbyt wysoko poszedł pode mnie. Wziąłem go na objazd, a reszta już sama się potoczyła.

- Zagraliśmy lepiej niż w sobotę – mówi szkoleniowiec Gdańska, Henryk Zabrocki. – Chłopcy walczyli i pokazali, że drzemią w nich duże umiejętności. W przyszłości może być tylko lepiej. O zwycięstwie Podhala zadecydowała lepsza dyspozycja pod względem szybkości i techniki oraz 10 minut drugiej tercji, kiedy graliśmy w osłabieniu. Z prowadzenia szybko zrobiło się 4:1.

MMKS Podhale Nowy Targ – HK Gdańsk 8:3 (0:1, 5:1, 3:1)
0:1 Strużyk(Kabat, Ruszkowski)11:26
1:1 D. Kapica (Ištocky) 23:25
2:1 Mrugała (Łabuz) 26:56 w podwójnej przewadze
3:1 K. Kapica (Landowski) 28:22 w przewadze
4:1 M. Michalski (Landowski) 32:57 czterech na czterech
5:1 Olchawski (Wronka) 34:41
5:2 Stasiewicz (Serwiński) 36:37
6:2 Zarotyński ( Mrugała) 45:00
7:2 Wronka (K. Kapica, D. Kapica) 47:29 w podwójnej przewadze
7:3 Pesta ( Lehmann) 57:03 w podwójnej przewadze
8:4 Zarotyński (Biela) 57:20 w osłabieniu.

Sędziowali: Kobielusz – Bucki i Pomorzewski (Oświęcim).
Kary: 16 – 16 min.

MMKS Podhale: Rajski– Łabuz (4), Mrugała (2), Zarotyński. Neupauer (2), Biela (2) – Landowski, K. Kapica, M. Michalski, Bryniczka (2), F. Wielkiewicz (2) – Tomasik, Gaczoł, Bomba (2), D. Kapica, Ištocky – Szal, Wojdyła, Olchawski, Wronka, Stypuła. Trener Marek Ziętara.
HK Gdańsk: Szymczewski – Kabat, Ruszkowski, Strużyk, Wrycza (2), Kubicki (8) – Aleniewski, Lehmann (2), Stasiewicz, Serwiński (2), Pesta – Tomf (2), Trawczyński, Cymbała, Duda, Gawlik – Byliński. Trener Henryk Zabrocki.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama