29.08.2012 | Czytano: 1076

III, IV i V liga: Ostrożne derby

PODSUMOWANIE: Stwierdzenie, że o pozycji trenerów w sporcie decydują wyniki jest tak bardzo banalne, że aż prawdziwe. I jeszcze jedno powiedzenie oddające istotę tego zawodu. Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A wydarzeniem minionego weekendu na Podhalu były piłkarskie derby Zakopanego z Porońcem Poronin.

Dla piłkarzy, dla działaczy i sympatyków obu drużyn wynik tego pojedynku miał duże znaczenie, ale największe dla trenerów, bowiem wpływał na ich imag na ich postrzeganie w środowisku. Mecz rozgrywany na stadionie przy ul. Orkana zakończył się wygraną poronian 1-0. To pierwsze od dłuższego czasu zwycięstwo drużyny Porońca nad zakopiańczykami. Zapewne wygrana na stadionie przy ul. Orkana dała działaczom i trenerowi Porońca nie tylko zadowolenie z punktów, ale przede wszystkim poczucie ulgi głownie z powodu zainwestowanych w drużynę pieniędzy. Czy one zwrócę się w postaci awansu do wyższej ligi to odrębny temat i ze stawianiem takiej prognozy trzeba się wstrzymać wszak to dopiero początek rozgrywek. Zapewne wygrana na boisku groźnego rywala (Zakopane było liderem po trzech kolejkach) i w sytuacji zawirowań wokół nierozegranego spotkania Porońca z Nową Jastrząbka dała drużynie z Poronina pewien oddech psychiczny. Sam mecz może nie był jakimś wielkim widowiskiem piłkarskim, sytuacji bramkowych oba zespoły stworzyły niewiele i tylko jedna z nich została wykorzystana, zresztą w momencie, kiedy wydawało się, że krzywda zakopiańczykom już się nie stanie. Grającemu na lewej stronie pomocy w zespole Porońca Józefowi Zasadniemu wyszło takie uderzenie, które określane jest w kategoriach „strzał życia”. Pewnie takich strzałów niemłody już piłkarz Porońca oddał wiele, ale takie, które rozstrzygają o losach spotkania zdarzają się rzadko. Czy to był jednak czysty przypadek? Stawianie takiej tezy po tym meczu byłoby bardzo ryzykowne. Zapewne dla obu trenerów jak i piłkarzy generalną zasadą, z jaką przystępowali do tego spotkania było, aby go nie przegrać. Z przeglądu kadrowego obu drużyn więcej atutów miał Poroniec, ale też mając na względzie ostatnie mecze z zakopiańczykami w lidze - oba przegrane i otrzymany walkower z Nową Jastrząbka presja na piłkarzach Porońca była znacznie większa. Dla piłkarzy zakopiańskich nawet remis byłby sukcesem. Byli tego bliscy, ale tu przychodzi na myśl kolejne znane piłkarskie porzekadło, „aby mecz zremisować najpierw trzeba go chcieć wygrać”. I w tym spotkaniu chyba Poroniec był bliższy realizacji tej zasady. Oczywiście nie oznacza to wcale, że zakopiańscy futboliści nie chcieli być lepsi. Co więcej włożyli w to spotkanie bardzo dużo sił fizycznych i psychicznych, ale w sposobie gry w ustawieniu zawodników na boisku raczej nastawili się na błąd rywali niż na skonstruowanie samemu takiej akcji, która przyniosłaby efekt bramkowy. O chęci udowodnienia na boisku, kto jest lepszy świadczy chociażby fakt, że czołowy snajper KS Zakopane Bolesław Wesołowski mimo dolegliwości, z jakimi zmagał się cały tydzień zagrał w tym spotkaniu z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem. Stosowanie takiej taktyki na polskich boiskach nawet w wyższych niż IV liga jest wręcz nagminna. Gra długimi podaniami do jednego maksimum dwóch wysuniętych graczy i szczelne zabezpieczenie tyłów. Taką stosował zakopiański zespół. Z kolei Poroniec atakował niby większą liczbą graczy, ale też ostrożnie. Z bocznych obrońców badaj tylko raz Wszołek mocniej zaangażował się w akcję ofensywną. Nic, przeto dziwnego, że taki sposób gry nie mógł przynieść gorących momentów pod obiema bramkami. Pierwszą groźniejszą sytuację odnotowano dopiero w 25 minucie spotkania. W tej części gry takich momentów było jeszcze dwa. W drugiej połowie niewiele więcej. Poza sytuacją, po której padła bramka zakopiańczycy mieli jedną (Wesołowski) po kardynalnym błędzie poronińskich stoperów i drugą, gdy przegrywając 0-1 rzucili się do odrabiania straty. Niecelnie z dobrej pozycji główkował Rafał Drobny brat bliźniak grającego w Porońcu Macieja Drobnego.

Po tym meczu nastroje obu szkoleniowców, co jest zrozumiałe było zgoła odmienne.

- Uważam, że w tym spotkaniu najbardziej sprawiedliwym wynikiem byłby remis. Nasi rywale mieli sytuacje bramkowe my też mieliśmy swoje okazje niestety niewykorzystane za to piłkarzowi Porońca przytrafił się chyba strzał życia i z stąd nasza porażka. Chcę jednak podziękować naszym chłopakom za ofiarność za serce, za zaangażowanie, jakie włożyli w ten mecz. Graliśmy z rywalem, którego piłkarze grają za duże pieniądze a na boisku tej różnicy nie było widać – powiedział zawiedziony trener KS Zakopane Marian Tajduś, bo jego zespół grał ofiarnie a mimo to zszedł z boiska pokonany.

Ma rację trener Tajduś, że apanaże piłkarzy Porońca w stosunku do obiecanych pieniędzy dla zawodników jego zespołu to ogromna przepaść. Ale czy to wina zawodników Porońca, że mają takiego sponsora? Odrębną sprawą oczywiście jest to czy na takim poziomie rozgrywek można płacić takie kwoty, czy to nie demoralizuje całego środowiska piłkarskiego. Ostatecznie są to jednak prywatne pieniądze i wydawanie ich jest też prywatną sprawą.

- Właściwie wszystko już wskazywało, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem. Uważam jednak, że w końcówce spotkania zaczęliśmy dominować i dlatego udało się nam strzelić gola zresztą przepięknej urody. Inna sprawa to, że sekundę wcześniej Robert Drąg powinien skończyć celnym trafieniem naszą akcję. Oczywiście cieszy nas ta wygrana, bo ja już zaczynałem myśleć, że zakopiańscy piłkarze obudzeni nawet o północy wyjdą na boisko i z nami wygrają. Z tej perspektywy nasza wygrana jest bardzo cenna. Odnieśliśmy zwycięstwo nad bardzo dla nas niewygodnym rywalem i to na jego boisku. Mogę, zatem sądzić, że ten skład, którym aktualnie dysponuję daje nam perspektywę gry o wyższe cele – podsumował trener Porońca Tomasz Rogal.

Mecze Zakopanego, z Porońcem obojętnie, w jakiej kategorii wiekowej by się nie rozgrywały zawsze wzbudzały wielkie emocje i gromadziły na trybunach sporo widzów. I tym razem było tak samo. Organizatorzy byli dumni, że przyszło ich dużo - w naszej ocenie około 400 widzów. Nie chcemy być zarozumiali, ani tym bardziej złośliwi, ale mamy w pamięci rok, 1981 gdy trybuny kameralnego stadionu przy ulicy Orkana podczas zakopiańsko-poronińskich derbów były zapełnione po brzegi z obu stron. Wtedy sprzedano ponad dwa tysiące biletów. Może na tamtą frekwencję wpływ miał fakt, że w obu klubach grali sami wychowankowie? A może to jest tylko malkontenctwo i niezrozumienie nowych czasów? Życzymy jednak włodarzom obu klubów, aby nawiązali do tamtych czasów przynajmniej, jeżeli chodzi o zainteresowanie społeczności sprawami sportu a szczególnie piłki nożnej.

Miniony piłkarski weekend dla pozostałych podhalańskich drużyn ligowych był bardzo udany. Niestety przebiegał w cieniu wiadomości o tragicznym wypadku trójki młodych piłkarzy z Lepietnicy Klikuszowa. Wracając samochodem z dyskoteki z Czarnego Dunajca młodzi piłkarze ulegli wypadkowi. Trójka z nich znalazła się w szpitalu w stanie bardzo ciężkim. Najgorzej jest z Karolem Chorążakiem obecnie piłkarze V ligowego Podhala Nowy Targ, groźne obrażenia ma też Patryk Luberda a najlżejsze Marcin Józefczak obaj zawodnicy macierzystego klubu Lepietnicy. Może nie jest to właściwy moment, chociaż na refleksję nigdy nie jest za późno, przypomnienie, że brawura i pewność siebie za kierownicą w każdym wieku nie jest atutem.

Podhalańskie ligowe drużyny jednak grały i oczywiście poza Lubaniem Maniowy, oraz KS Zakopane wszystkie mogą być zadowolone, bo wygrały. Co więcej na czele tabel grupy wschodniej IV ligi i nowosądeckiej V ligi są kluby z Podhala.

Odwrotnie z naszym jedynym III ligowcem Lubaniem Maniowy. Drużyna prowadzona przez trenera Marka Żołędzia po czterech kolejkach zajmuje ostatnie miejsce, bo nie zdobyła żadnego punktu. To, że w Lubaniu nie będzie dobrze można było dostrzec już przed sezonem. Rozważana była nawet opcja wycofania drużyny z rozgrywek III ligi. Ostatecznie sponsorzy zadeklarowali taki budżet, z którym można było przystąpić do rozgrywek na tym szczeblu. Chyba jednak zainteresowanie grą Lubania w III lidze zdecydowanie osłabło. Wybór na prezesa klubu wprawdzie młodego i bardzo zaangażowanego działacza Adama Bańki z całym szacunkiem dla niego był przez starszych działaczy i znaczące osobistości z Gminy swoistego rodzaju oddaleniem odpowiedzialności za losy klubu od siebie. Wprawdzie trener Marek Żołądź przed rozgrywkami był pełen optymizmu, co do możliwości drużyny w nowym sezonie (twierdził, że ma lepszy skład niż przed poprzednimi rozgrywkami), ale życie zweryfikowało jego optymizm. Cztery porażki z rzędu w tym ostatnia 1-2 z Popradem w Muszynie nie nastrajają pozytywnie. Co więcej trener nie bardzo dostrzega dróg wyjścia z kryzysu. Zawodnicy grają z pełnym zaangażowaniem, ale rezultaty tego nie potwierdzają. Każda kolejna przegrana tylko pogłębia kryzys coraz bardziej dołuje trenera i piłkarzy. Z pewnością zwycięstwo albo nawet remis z renomowanym rywalem odwróciłby ten stan i na to mogą liczyć piłkarze i trener. Zacisnąć zęby i grać o punkty w każdym najbliższym spotkaniu.

Doświadczeni trenerzy wiedzą, że dla beniaminków najgorsze są drugie sezony w wyższych ligach. Świadomość tego miało kierownictwo naszego IV ligowca Watry Białka Tatrzańska. I ligowa rzeczywistość zaczęła potwierdzać te przypuszczenia. Watra przegrała dwa pierwsze mecze, ale zdołała się pozbierać odnosząc zwycięstwa w dwu kolejnych spotkaniach. Najpierw wygrała u siebie z Barciczanką Barcice 2-1 a ostatnio z KS Tymbark 1-0. Zwycięstwo białczan jest tym bardziej cenne, że odniesione z niewygodnym dla siebie rywalem i przy absencji dwójki graczy z podstawowej jedenastki: grającego trenera Stanisława Stramy (wyjechał na urlop) i kontuzjowanego napastnika Łukasza Remiasza. Warto przypomnieć, ze inny bramkostrzelny gracz Mariusz Maciaś przed sezonem opuścił Watrę przenosząc się do macierzystego Wiatru Ludźmierz. Całe szczęście, że w bramce Watry (tak było w meczu z Barciczanką) w spotkaniu z Tymbarkiem nie musiał już stawać prezes Andrzej Rabiański. Pełnił przecież obowiązki trenera kierującego grą swoich zawodników. Uczynił to w końcówce spotkania osobiście na boisku a jego doświadczenie zapewne pomogło drużynie wygrać wprawdzie w najskromniejszych rozmiarach po golu zdobytym przez Pawła Janasika, ale najważniejsze są punkty.
W tarnowsko-nowosądeckiej IV lidze na czele tabeli Poroniec i KS Zakopane oba kluby zgromadziły po 9 punktów. Poroniec ma jeszcze szanse na dodatkowe trzy oczka, jeżeli nierozegrany mecz z Nowa Jastrząbka zostanie zweryfikowany inaczej niż walkower dla Nowej.

- Nie bardzo rozumiem, dlaczego nierozegrane spotkanie z Nową Jastrząbka zostało zweryfikowane na naszą niekorzyść - mówi wiceprezes Porońca Jakub Pawlikowski. - Informację o zmianie miejsca rozgrywania spotkania przesłałem e-meliem zarówno do klubu Nowej Jastrząbka i do Tarnowskiego OZPN. Otrzymałem też potwierdzenie przyjęcia wiadomości. Oczywiście po pisemnym otrzymaniu informacji o zweryfikowaniu tego spotkania, jako walkower na naszą niekorzyść będziemy natychmiast odwoływać się do wyższych instancji.

Tak jak w IV lidze na czele tabeli dwa kluby z Podhala tak też w nowosądeckiej okręgówce (V liga) na szczycie dwa podhalańskie zespoły. Prowadzi Jordan Jordanów przed Szaflarami. Jordan po czterech kolejkach ma 10 punktów. Trzy mecze wygrał ostatni 3-2 z Orłem Wojnarowa i tylko na inaugurację zremisował 1-1 z Ujanowicami.

- Uważam, że powinniśmy mieć komplet punktów, ale oczywiście nie będę narzekał i na ten dorobek - mówi trener Jordana Jakub Jeziorski. - Naszym założeniem przed rozgrywkami było uzbieranie tylu punktów, aby spokojnie grać w rundzie rewanżowej. Jakie to będą cele okaże się na koniec jesiennej rundy. Na razie graliśmy u siebie i chyba z potencjalnie słabszymi rywalami, chociaż wyniki innych drużyn są w naszej bardzo w tym roku wyrównanej lidze nieco zaskakujące. Tym niemniej twierdzę, że drugą część rundy będziemy mieli cięższą. Nasz skład z jednej strony został wzmocniony (Kucek z Orawy, Czyszczoń z Raby Wyżnej) z drugiej zanotowaliśmy ubytki (Gacek, czy Lipka). Zobaczymy, co przyniosą kolejne mecze.

Drugie miejsce w tabeli zajmują Szaflary. To zespół nieobliczalny potrafi wygrać z każdym, szczególnie groźny u siebie, przekonały się o tym Glinik i niedawny lider Turbacz Mszana Dolna. Właśnie, szaflarzanie w minionej kolejce pokonali u siebie Turbacza 2-1. W dotychczasowych spotkaniach doznali też zadziwiająco wysokiej porażki właśnie z Jordanem, ale mimo wszystko postawa zespołu prowadzonego przez trenera Stanisława Budzyka jest pewnie nie tylko dla niego satysfakcjonująca. Bardzo blisko czołówki jest też nasz beniaminek Podhale Nowy Targ. Nowotarżanie w ostatnim meczu pewnie, bo 3-0 pokonali Korzenną i to w sytuacji, gdy wiedzieli, że ich kolega Karol Chorążak uległ groźnemu wypadkowi. Grać w takiej sytuacji w takim psychicznym stanie nie jest łatwo tym bardziej podopiecznym trenera Leśniakiewicza należą się słowa uznania tak jak innym podhalańskim V ligowcom. I oby tak dalej. Tak trzymać.

Ryb

Komentarze







Tabela - IV liga

Lp Drużyna Mecze Punkty
1. Wisła II Kraków 10 28
2. Wolania Wola Rzędzińska 11 22
3. Orzeł Ryczów 9 19
4. Bocheński KS 10 18
5. Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska 10 18
6. LKS Jawiszowice 10 17
7. Beskid Andrychów 11 17
8. Barciczanka Barcice 11 17
9. Limanovia Limanowa 11 16
10. Watra Białka Tatrzańska 11 16
11. Dalin Myślenice 10 15
12. Lubań Maniowy 11 15
13. Bruk-Bet Termalica II Nieciecza 10 14
14. Glinik Gorlice 10 12
15. Wierchy Rabka Zdrój 10 9
16. Poprad Muszyna 9 8
17. MKS Trzebinia 10 6
18. Unia Oświęcim 11 4
19. Niwa Nowa Wieś 11 1
zobacz wszystkie tabele

Terminarz

zobacz więcej
reklama