14.06.2012 | Czytano: 2327

Bez Błażusiaka, ale z naszymi

Nie ma szóstego z rzędu zwycięstwa Tadeusza Błażusiaka w Erzberg Rodeo. Nie ma, bo go tam nie było. Nie znaczy, że zabrakło na starcie nowotarżan. Byli, mieli możliwość spróbowania swych sił z Red Bull Hare Scramble i poprawienia loka z ubiegłego roku. Adamowi Zychowi i Michałowi Pyzowskiemu ta sztuka się udała.

„Taddy” w tym czasie ścigał się w Ameryce, w drugiej rundzie AMA Endurocrossu, w Sacramento. Informowaliśmy, iż Polak w pięknym stylu wygrał rundę, ale też z zapartym tchem śledził to, co dzieje się w Austrii.

- Niestety nie było mnie tam. Mam dziwne uczucie mówiąc to, bo ten wyścig jest istotną częścią mojego życia w ostatnich sześciu latach. Oczywiście śledziłem, co się tam działo i kto wygrał. Było wielu naprawdę mocnych zawodników. Stawiałem na Grahama Jarvis, który jak ja wyszedł z trialu, ale też nie zapomniałem o nieobliczalnym i piekielnie mocnym o Jonnym Walkerze – powiedział nasz mistrz.

Nie pomylił się. Graham Jarvis finiszował na pierwszym miejscu, ale nie miał powodów do radości, podobnie jak przed rokiem został zdyskwalifikowany za ominięcie jednej z sekcji na początku wyścigu. Pierwsze miejsce na podium przypadło Jonny Walkerowi, drugi był Dougie Lampkin ( siedmiokrotny mistrz świata w trialu), a na trzeciej pozycji uplasował się Ben Hemingway. Czwarty na mecie zameldował się Paul Bolton, a pierwszą piątkę zamknął Taichi Tanaka z Japonii.

Red Bull Hare Scramble to czterodniowe zawody motocyklowe, najbardziej prestiżowe i ekstremalne w Europie. Pierwszego dnia rozgrywany jest wyścig Rocket Ride, podczas którego zawodnicy rywalizują na stromych podjazdach. Kolejne dwa dni to prologi będące przedsmakiem finałowego wyścigu Red Bull Hare Scramble. Na starcie stanęło blisko 2 tysięcy zawodników, którzy na specjalnie wytyczonej trasie walczyli o uzyskanie jak najlepszych czasów i miejsce w pięćsetce, bo tylko to ekskluzywne grono miało okazję skosztować finałowego „chleba”.

Sam wyścig Red Bull Hare Scramble, to Extreme Enduro Supreme, czyli kilkugodzinny sprint. Na Erzbergu jedzie się wytyczoną trasą, elementy ekstremalne są trudne technicznie, to głównie bardzo strome podjazdy i zjazdy po kamieniach oraz odcinki takie jak np. Carl’s Dinner, gdzie trzeba pokonać spory odcinek jadąc po ogromnych głazach.

A jak wypadli nasi nowotarżanie? - Jestem zadowolony z kwalifikacji (prolog) ponieważ poprawiłem się o 160 pozycji w porównaniu z zeszłym rokiem – mówi Adam Zych. – Wtedy startowałem w finale z szóstej linii, a w tym roku z trzeciej, uzyskując 105 czas przejazdu. W drugim dniu kwalifikacji poprawiłem się o 7 sekund, co dało miejsce w pierwszej setce, jednakże drugi dzień kwalifikacji został odwołany z powodu złych warunków atmosferycznych. W Hare Scramble wystartowałem jako 15 ze swojej linii. Pierwszy odcinek pokonałem gładko, wszystkie podjazdy pokonałem bezproblemowo, jednak jeszcze na ostatnim podjeździe areny utworzył się korek, w którym straciłem ok.20 minut. Następne odcinki szybko pokonywałem, aż do trzeciego, gdzie złamałem klamkę hamulca przedniego. Dojechałem do czwartego odcinka, przed którym, chcąc, nie chcąc, musiałem zmienić klamkę, bo zaczynały się strome zjazdy. Dwa kolejne odcinki, to dróżki leśne, które przejechałem dosyć płynnie, aż do podjazdu, na którym nawet najlepsi zawodnicy mieli spore problemy. Na tym podjeździe miałem zaplecze znajomych z Mszany i Pcimia, którzy pomogli mi wciągnąć motocykl na górę. Kontynuując wyścig dojechałem do siódmego odcinka „bez pomocy”. Doścignąłem kolegę z teamu Michała Pyzowskiego. Pomogłem mu wjechać na górę, ponieważ na tych odcinkach może zawodnik pomagać zawodnikowi. Minęło blisko trzy i pół godziny wyścigu i zawody zostały odwołane z powodu deszczu i wyładowań atmosferycznych. Ostatecznie zostałem sklasyfikowany na 93. miejscu z 500 startujących. Poprawiłem wynik z zeszłorocznego startu.

- Moim założeniem również było poprawienie wyniku z zeszłego roku - mówi Michał Pyzowski. - Wtedy w prologu zająłem 293 miejsce w kwalifikacjach, a w finale 120 miejsce. Udało mi się zrealizować cel. Klasyfikacje ukończyłem na 129 pozycji, nazajutrz wyścig został odwołany, więc dostałem się do finału i wystartowałem z trzeciej linii. Start odbył się w samo południe, ale na starcie musiałem być już o 11. Miałem przeczucia, że będzie to ekstremalnie trudny start. Całą noc lało jak z cebra”. Jechałem na słabym motocyklu „125”. Przed startem stresowałem się, ale Adam Zych mnie uspakajał. Kiedy nadeszła chwila startu, wszystko ucichło, było słychać tylko podmuch wiatru. Dostaliśmy sygnał startu. Szybko odpaliłem motocykl i ze startu wyszedłem, ze swojej linii, na trzeciej pozycji. Podjazdy pokonywałem bezbłędnie. Ostatni kamienisty podjazd był zakorkowany przez drugą linię i nie byłem w stanie się przebić. Straciłem około 20 min. Pozostałe odcinki poszły mi całkiem nieźle, jechałem całkiem płynie. Zaczynały się progi na piątym i szóstym odcinku, które bez pomocy chłopaków nie dałoby się rady pokonać. Na dojedźcie do siódmego odcinka był bardzo stromy zjazd, z ostrym skrętem w dół w prawo. Nie zdążyłem wyhamować i spadłem z 4- metrowej krawędzi na ostre wystające kamienie. Stłukłem bark i miednicę. Szybko się pozbierałem i spostrzegłem, że urwałem pompę hamulca tylnego i przedniego. Postanowiłem kontynuować rajd, lecz 30 metrów dalej zatrzymała mnie obsługa. Chciała sprawdzić, czy mi się coś nie stało. Było OK i puścili mnie na trasę. Siódmy odcinek pokonałem do połowy, a wyjechać pomógł mi Adam Zych. Kolejne odcinki były coraz trudniejsze, szczególnie zjazdy. Bałbym się je na nogach pokonać, a co dopiero na motocyklu. Zgasiłem mojego rumaka i na biegu, powolutku zjechałem. Gdy dojeżdżałem do dziesiątej sekcji sędziowie odwołali zawody. Do mety pozostało jakieś 40 minut jazdy. Zdołałbym zaliczyć jeszcze dwie sekcje, a tak zostałem sklasyfikowany na 67. pozycji. Chcieliśmy podziękować sponsorom - Pensjonat Willa nad Dunajcem, Rajski Racing, pracownia reklamowa Symptom, zychoffroad, Stanisławowi Jachymiakowi, Jarkowi Wierzbie, Robertowi Bobkowi i podhale24.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama