21.03.2012 | Czytano: 1571

Na góralską nutę

Z Krystianem Dziubiński, aktualnym mistrzem Polski rozmawia, Stefan Leśniowski.

- To twoje pierwsze spotkanie z przedszkolakami?
– Pierwsze w Polsce, ale kiedy grałem w USA takie spotkania były chlebem powszednim. Sportowcy nie tylko promowali dyscyplinę, ale też czytali dzieciom.

- Zdobyłeś dwa złote medale mistrzostw Polski. Przed dwoma laty z Podhalem, teraz z Sanokiem. Które złoto lepiej smakowało?
- Oba mają specyficzny smaczek. Oba posiadają historyczną wartość. Z Podhalem był to pierwszy mój złoty medal w dorosłym hokeju, a więc historyczny. Inny smak ma aktualnie zdobyty medal, z kolei pierwszy dla Sanoka. Tym razem historyczne wydarzenie dla klubu i regionu. Jako pierwsi zdobywcy zostaniemy zapamiętani do końca życia. Kolejne mistrzostwa już nie będą takie same.

- Wszyscy w Nowym Targu byli zachwyceni waszym gestem, kiedy po ostatniej syrenie ubraliście góralskie kapelusze. To pozostałość z 2010 roku, czy nowy zakup? Kto wpadł na taki pomysł?
- Zrodził się w naszych podhalańskich głowach po meczach z Jastrzębiem i wywalczeniu awansu do finału. Czuliśmy, że będzie to historyczna chwila dla Sanoka. Byliśmy mocni, dobrze przygotowani, pełni wiary, że mistrzowskie berło trafi do naszych rąk i brakowało nam naszego regionalnego akcentu. Trzeba było odkurzyć pamiątkę sprzed dwóch lat. Skontaktowałem się z mamą przed ostatnim meczem i brat Darka Gruszki przywiózł kapelusze do Sanoka. Przed meczem mobilizowała nas góralska muzyka, a sam mecz… zagraliśmy na góralską nutę. Krakowianie, tak jak w 2010 roku, zgubili rytm.

- W którym momencie uwierzyliście, że odbierzecie mistrzowską koronę „Pasom”?
- Prowadząc 3:1 w meczach zdaliśmy sobie sprawę, że mistrzostwo jest na wyciągnięcie ręki, że nie możemy takiej szansy wypuścić z rąk. Musieliśmy wygrać ostatni mecz. Rywal miał zakodowane w głowie, że dał się przełamać u siebie, że stracił atut swojego lodowiska. Tym bardziej, iż prowadził, zmuszając nas do pogoni. Zdołaliśmy jednak przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. To był kluczowy pod względem psychologicznym mecz. On utwierdził nas w przekonaniu, że jesteśmy mocni sportowo.

- Zmiana trenera pomogła?
- Bardzo dużo. Z trenerem Ziętarą można było porozmawiać, bo każdego wysłuchał. Nie było dyktatury. Trener Jančuška też ma dobry warsztat pracy, bo przecież doprowadził Podhale do mistrzostwa, a z Sanokiem po raz pierwszy wygrał Puchar Polski, ale… Ziętara to był swój chłop. Znał nas, można powiedzieć od małego. Ta zmiana tylko na dobre wyszła zespołowi.

- Długo trwała mistrzowska feta?
- Była, była, ale długo nie dało się balować, w domu czekała kobieta w ciąży. Teraz czeka mnie kadra.

- Gdy fetowaliście, wasi koledzy w Toruniu spadali do pierwszej ligi.
- Takie życie. Los tak chciał. Może nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Może urodzi się coś nowego, ciekawszego w Nowym Targu. Ta porażka powinna wielu dać do myślenia i pozytywny impuls w odbudowę zgliszczy.

- Zostajesz w Sanoku?
- Nie podjąłem jeszcze rozmów. Ale gdzie mi będzie lepiej niż tam.

Komentarze







reklama