Nowotarżanki straszliwie męczyły się w pierwszej części meczu. Miały problemy z wykończeniem rzutów spod kosza, nie mówiąc już o pudłach z dystansu. Niedoloty, po nieprzygotowanych rzutach pozwalały, krakowiankom na wyprowadzenie kontrataków. Przyjezdnym też rzut nie siedział, ale wygrały kwartę jednym punktem. Nowotarżankom na 15 zdobytych punktów, 13 rzuciła Kubowicz.
Po drugiej kwarcie nastroje w miejscowym zespole były już wyśmienite. Wypracowały sobie 11- punktową przewagę. Świetnie zagrała Z. Zubek, jej wjazdy pod kosz były imponujące. Bitna dziewczyna, ale zarazem szalona. W tym szaleństwie była metoda, ale… do czasu, kiedy zaczęła łapać głupie faule w ataku.
Po przerwie gra góralek się całkowicie rozpadła. Brakowało podopiecznym Witolda Chamuczyńskiego chłodnej głowy. Każdą akcję przeprowadzały w szaleńczym tempie, spieszyły się jakby... przegrywały. Zbiórka z własnej tablicy, bądź przechwyt piłki, szaleńczy rajd przez całe boisko i rzuty z ekwilibrystycznych pozycji – tak wyglądała gra gospodyń. Wiślaczki spokojniej reagowały na wydarzenia na boisku. Wiedziały, co z piłką zrobić, rozegrać ją, nikt nie napalał się na rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Było też trochę szaleństwa w ich poczynaniach, ale zdecydowanie mniej niż u góralek. Potrafiły zagrać piłkę dłużej, po obwodzie, co u nowotarżanek graniczyło z cudem. Toteż z każdą minutą odrabiały straty. Cztery minuty przed końcem meczu doprowadziły do remisu 57:57. Gospodynie jeszcze się zerwały i po trójce Kubowicz wyszły na 4 – punktowe prowadzenie. Nie długo się nim cieszyły. 80 sekund przed końcem, po stracie piłki przez gospodynie, krakowianki po raz pierwszy wyszły na prowadzenie 66:67 i już go nie oddały.
- Pierwsza porażka w sezonie i zapewne nie ostatnia w historii tego zespołu. Z przegranymi trzeba umieć żyć, przyzwyczaić się do nich – przekonuje szkoleniowiec Gorców, Witold Chamuczyński. – Przegraliśmy z zespołem silniejszym fizycznie. Ustępowaliśmy wiślaczkom siłą i warunkami fizycznymi. Bezwzględnie to wykorzystały. Stały bardzo ciasno w obronie, nie pozwalając nam na korzystanie z najgroźniejszej broni, wjazdów pod kosz. Ponieważ rzut z dystansu jak na razie nie jest naszą silną stroną, więc byliśmy skazani na walenie głową w mur. Wisła praktycznie wykorzystała każdą okazję do skontrowania i śmiem twierdzić, że wygrała szybkim atakiem. Bronią, którą myśmy do tej pory porażali przeciwników. Zagraliśmy nierozważnie pod koszem przeciwnika. Chodzi mi głównie o faule. Kosztowały nas słono, bo większość zawodniczek w czwartej kwarcie wisiała na czterech faulach. To ograniczało nasze możliwości defensywne. W związku z tym przeciwnik miał więcej miejsca, miał lepszą deskę w końcówce meczu. Zebrał nam 2- 3 piłki, a dobitka po niecelnym osobistym całkowicie nas pogrążyła. Z czterech punktów przewagi zrobił się remis. Szkoda tej przegranej, bo przed dwumiesięczną przerwą, mogliśmy mieć komplet punktów. Teraz trzeba będzie bić się do końca o pierwsze miejsce, a widać, że Żak i Wisła są zespołami, które nie odpuszczą.
Gorce Steskal Nowy Targ – Wisła Kraków 66:69 (15:16, 24:12, 15:21, 12:20)
Gorce Steskal: Kobylarczyk, S. Zubek 1, Łaś 4, Jędrol, Nowak, Jaskierska, Sołtys, Kubowicz 25 ( 1 x3), Homoncik 5, Z. Zubek 20, Florek 11, Różańska. Trener Witold Chamuczyński.
Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski