05.04.2009 | Czytano: 1613

Wreszcie zagrali

Futboliści z Podhale wreszcie mogli się włączyć do rywalizacji w rundzie wiosennej. Długa zima sprawiła, iż pierwsze kolejki zostały odwołane. W ten weekend nie grał tylko Poroniec Poronin, pozostałe zespoły wybiegły na murawy.

IV LIGA
Maniowianie pierwszy mecz rundy wiosennej w czwartej lidze mieli rozegrać na własnym boisku z Limanovią, ale cała kolejka została odwołana, a tydzień później nie pojechali do Wadowic.

Czeka nas trudny początek rozgrywek – twierdzi szkoleniowiec Lubania, Bartłomiej Walczak. – Tegoroczna zima przewróciła „do góry nogami” cały cykl przygotowawczy. Do tego frekwencja na zajęciach była słaba, w granicach 50–60 procent. Budzi to moje obawy, co do formy i możliwości niektórych piłkarzy w pierwszych meczach. Podczas gdy konkurencja przygotowywała się w dobrych warunkach pogodowych, grając i trenując na suchych boiskach, my o treningu na bezśnieżnym boisku mogliśmy tylko pomarzyć.

Obawy trenera nie były bezpodstawne. Jeszcze w pierwszych trzech kwadransach jego podopieczni mieli zdecydowaną przewagę. Niestety udokumentowali ja tylko jedna bramka.

- Goście w pierwszej połowie nie zrobili sztycha, a my zmarnowaliśmy kilka dobrych okazjo do zdobycia gola – mówi kierownik drużyny, Bronisław Jabłoński. – W 19 min. Kurnyta zdobył pięknego gola głowa po dośrodkowaniu z rzutu wolnego przez Waksmundzkiego. Chwilę później Sławek mógł podwyższyć na 2:0, lecz w sytuacji sam na sam trafił w poprzeczkę. Po zmianie stron byliśmy zdecydowanie słabsi. Nie stworzyliśmy sobie sytuacji golowej. Za to oni wyrównali także z wolnego bitego z tego samego miejsca, z którego zdobyliśmy bramkę. Gole ma na sumienie Zając. Płaski strzał odbił wprost pod nogi Oskarbskiego, który tylko dopełnił formalności. 10 minut później padł gol ze spalonego, lecz sędziowie go uznali. Tak to jest jak od akcji jest się ponad 10 metrów. Piłka po uderzeniu z 8 metrów przez Cygana odbiła się od poprzeczki i wylądowała w siatce. Przygotowania, przez długą zimę, zrobiły swoje, Zabrakło nam sparingów.

Wolski Lubań Maniowy – LKS Mogilany 1:2 (1:0)
Bramki: Kurnyta 19 – Oskarbski 75, Cygan 85.

Lubań: Zając – Kowalczyk, Gąsiorek, Babik, Hałgas – Sral (75 Komorek), Krzystyniak, Waksmundzki, Zasadni – Kurnyta, Pietrzak (80 Hajnos).


V LIGA
W piątej lidze nasz jedynak bezbramkowo zremisował w Szczucinie z tamtejsza Wisła. Wystąpił bez prezesa i najlepszego strzelca w drużynie Andrzeja Rabiańskiego, któremu zmarł ojciec.

Watra pierwszych dwóch spotkań nie rozegrała. Najpierw odwołano inauguracyjną kolejkę, po czym białczanie przełożyli mecz u siebie z Victorią Witowice Dolne. W zespole zaszły spore zmiany. Odeszli obaj bramkarze – Rafał Bury i Łukasz Głędek i ich miejsce między słupami zajął młody Kamil Rabiasz, wychowanek nowotarskiej Szarotki. Nie dał się pokonać napastnikom miejscowej jedenastki, ale też trzeba przyznać, że wiele okazji nie miał do wykazania się swoją dyspozycją. Najczęściej wyłapywał dośrodkowania rywali ze stałych fragmentów gry, a raz w sukurs ( 70 min.) przyszedł mu obrońca, który wybił piłkę z linii bramkowej, po uderzeniu Tabora z woleja. W Watrze, w pierwszej połowie, bardzo aktywny był Zagata, który dwukrotnie mógł wpisać się na listę strzelców. W obu przypadkach piłka po jego strzałach szybowała nad poprzeczką.

W drugiej połowie wiślacy próbowali ze wszystkich sił oszukać defensywę rywala, ale ich akcje załamywały się 20 -25 metrów od bramki. W 72 min. goście mieli okazję rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść. Jednak po uderzeniu Janasika z narożnika pola karnego, piłka o milimetry minęła słupek bramki.

Wisła Szczucin – Watra Białka Tatrzańska 0:0
Żółte kartki:
Kołton, Oleksy – Maciaś.

Watra: Rabiasz - Kubicki, Walkosz, Handzel, Strama - Janasik, Łojek (87 Garncarz), Król, Dziubasik (90 Kostrzewa) - Zagata, Maciaś (62 Gogola). 



IV LIGA
W szóstej lidze inauguracja wypadła ot, tak sobie. Zarówno Orawa jak i Wierchy musiały uznać wyższość rywali. Wygrało tylko KS Zakopane 1:0 na wyjeździe z Modułem Zagórzany, a Orkan Raba Wyżna bezbramkowo zremisował w Tymbarku.

Moduł Zagórzany - KS Zakopane 0:1 (0:0)
Bramka: Leniewicz 54.
Zółte kartki: Krzystyniak, Piekarczyk.

KS Zakopane: J. Hajovsky - Piguła, Krzystyniak, Babicz, Piekarczyk(81 Sowa) - Dudziak, Frasunek (75 Zemol), Leniewicz, Lasak(86 P. Puchała - Król, Stępień.

- Pierwszy mecz w rundzie wiosennej zawsze jest wielką niewiadomą – pisze Piotr Apollo w mailu do redakcji. - Nasi zawodnicy pierwszy raz mieli możliwość zagrania na zielonej murawie. Ciężkie treningi w zimowej aurze przyniosły jednak efekt, w postacie dobrego przygotowania fizycznego. Lepiej znieśli trudy spotkania niż gospodarze. Drugą niewiadomą był debiut bramkarza - trzeciego z klanu Hajovskich, ojca Igora i Józefa jr, Józefa, który wypadł bardzo dobrze. Hajovsky okazał się najlepszym zawodnikiem meczu, broniąc groźne strzały na początku spotkania w 5 i 13 minucie oraz w 70 oraz 88 min.

Pierwsza połowa to mecz walki. Początkowe 15 minut to przewaga gospodarzy, później do głosu doszli zawodnicy KS Zakopane, którzy zaczęli dyktować warunki gry. Ta cześć meczu zakończyła się bezbramkowo. W przerwie trener Janusz Szczepaniak, zachęcał zawodników do oddawania strzałów z dystansu i właśnie taki piękny strzał z ok. 30 metrów Leniewicza przyniósł gola na wagę trzech punktów. Nasze zwycięstwo mogło być okazalsze, gdyby efektowny strzał z wolnego Frasunka, zamiast w poprzeczkę trafił w światło bramki. Za tydzień gramy ważny mecz wyjazdowy z liderem Grybovią Grybów.


Zawada Nowy Sącz - Orawa Jabłonka 2:1 (1:0)
Bramka dla Orawy: Czapp 70.

Orawa: Subit – M. Nowak, Czapp, Kita, T. Nowak – Bryja (70 Machaj), Skoczyk, Janiczak, Mar. Nowak – Wesołowski, Chowaniec (80 Zembol).

- Boisko jak lotnisko i czuliśmy się zagubieni
– mówi trener Orawy, Bogdan Jazowski. – Brakowało nam dokładnego rozegrania piłki. Rywal grał też bardzo ostro, na pograniczu brutalnych fauli. Chłopcy bali się o kontuzje. Nie stworzyliśmy zbyt dużo sytuacji bramkowych. Gospodarze objęli prowadzenie po dośrodkowaniu z rogu, Pozostawiony bez opieki zawodnik gospodarzy z 5 metrów głową trafił pod poprzeczkę. Wyrównaliśmy po przerwie, a była to kuriozalna bramka. Wykonywaliśmy rzut wolny z 55 metrów. Piłka skozłowała przed bramkarzem i…przelobowala go. Błąd w końcówce meczu – 87 min. – po nieudanej pułapce ofsajdowej i piłkarz gospodarzy w sytuacji sam na sam trafił po długim rogu.


Dobrzanka Dobra – Wierchy Rabka 4:1 (4:0)
Bramki: Gąsior 6,22, Dziadoń 12, Palkij 35 - Tupta 70.

Dobrzanka: Łazarczyk - Joniec, Niedojad, Drozd, Smoleń, W. Dziadoń, M. Gąsior (72 K. Dziadoń ), A. Zawada, A. Gargas (56 D. Drożdż )- D. Palkij (88 T. Kuchta ), P. Drożdż.
Wierchy: Karnicki – Zając, Majerski, Śmieszek, Mitoraj (84 Gierczyk) – Tupta, Leśniak, Jagosz, Niedźwiedź (41 Książek) – Czyszczoń, Pędzimąż.

- Wyszliśmy na boisko jacyś stremowani i pozwoliliśmy sobie narzucić styl rywala – mówi Antoni Michalak. – A ten parł na nas z potężną siłą. Gra nam się całkowicie nie kleiła. Do tego straciliśmy trzy gole po spóźnionych interwencjach bramkarza. Co prawda reagował na strzały, ale piłka po rękach wpadała mu do siatki. Gąsior, strzałem z wolnego z 17 metrów pokonał naszego bramkarza. Kolejne gole były wypisz, wymaluj podobne do siebie. Tylko czwarty straciliśmy po kombinacyjnej akcji. Palkij otrzymał piłkę w „uliczkę” i w sytuacji sam na sam nie dał szans naszemu golkieprowi. Przebudziliśmy się po przerwie, czego efektem była gol Tupty, zdobyty w zamieszaniu podbramkowym.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama