18.01.2012 | Czytano: 1023

Czekamy kiedy akumulatory odpalą

Zapraszamy na wywiad. Z Piotrem Ziętara, hokeistą Podhala, rozmawia Stefan Leśniowski.

- Jesteś najlepszym strzelcem w drużynie po grudniowej przerwie. Pięć zdobytych goli, ale też pięć porażek, to…
- Osiągnięcie psu na budę. Nic z tych bramek, skoro nie ma zwycięstw. Zamieniłbym je, chociaż na jedno zwycięstwo, bo najważniejszy jest efekt drużyny, a nie indywidualne osiągnięcia.

- Jastrzębie mieliście na widelcu. Prowadziliście 3:1, 4:2, 5:4 i 9 sekund przed końcem daliście się dopaść. Dlaczego, nie pierwszy zresztą raz, nie potrafiliście wykorzystać ciężko wypracowanej przewagi?
- Cały czas jest mowa o konsekwencji, o grze do końca, a jednak do tego się nie stosujemy. Mamy dwuminutowy przestój i nagle mecz odwraca się o 360 stopni. Co z tego, że gramy na styku, że przegrywamy jedną bramką, jak to żadna satysfakcja, skoro efekt punktowy jest taki sam jakbyśmy przegrali 0:8.

- Analizujecie przyczyny braku dyscypliny taktycznej?
- Gdybyśmy znali powód, to zapewne nie mówilibyśmy dzisiaj o porażkach, o naszej trudnej sytuacji w tabeli. Ciągle go szukamy, rozmawiamy o tym w szatni, a także o bezmyślnych faulach, za które odsyłani jesteśmy na ławkę kar. W Oświęcimiu graliśmy blisko pół meczu w osłabieniu i trudno w takich okolicznościach grać na równi. Może nasze grzechy wynikają z młodości, z braku doświadczenia? Brakuje opanowania w sytuacjach ekstremalnych, by w decydujących momentach przetrzymać krążek, zagrać taktycznie, a nie na hura.

- A może sił wam brakuje, skoro gracie wąskim składem?
- Jesteśmy dobrze przygotowani fizycznie do sezonu. Ja okres letni przepracowałem w Krynicy, ale pod okiem świetnego fachowca. W przerwie grudniowej naładowaliśmy akumulatory i teraz czekamy, kiedy „odpalą”. A co do składu. To taką decyzję podjął zarząd. Widocznie był przekonany, że to dobry wariant. Nie jestem od tego, by wnikać w szczegóły tego rozwiązania. Niemniej wąski skład to kolejny czynnik, który niewątpliwie ma wpływ na nasze wyniki. Grać na trzy piątki, trzy razy w tygodniu nie jest łatwo. Nawet przy świetnej regeneracji.

- Nie byłeś mile widziany w Podhalu. Ty mistrz Polski musiałeś przejść testy, a teraz na zawołanie zdobywasz gole.
- Bramki to nie tylko moja zasługa, ale chłopaków, z którymi gram w formacji. Od Czuya i Różańskiego dostaję krążki jak marzenie. Gra nam się układa. Przed sezonem postanowiłem zmienić klimat, ponieważ rozmowy z włodarzami Podhala nie należały do przyjemnych. Prezes Mrugała nie był zainteresowany moją grą w Podhalu, więc wybrałem Krynicę. Gdyby nie problemy finansowe mineralnych to zapewne byłbym tam do dzisiaj. By nie mieć zmarnowanego sezonu zgłosiłem się do macierzystego klubu. Porozmawiałem z trenerem Szopińskim, który dał mi szansę i następnego dnia byłem w nowotarskiej szatni. Widocznie byłem nieznany w środowisku nowych sterników i poddali mnie testom, bo nie chcieli kupować kota w worku. Dostosowałem się do ich woli. Pomyślnie przeszedłem miesięczne bezpłatne testy i cieszę się, że mogę grać w tej drużynie, bo atmosfera w niej jest bardzo dobra.

- Jak przegrywa się mecz za meczem to może być dobra atmosfera? Psychika nie siada?
- Na pewno nie jest fajnie przegrywać i to nieraz w frajerski sposób, gdy wygrana jest tuż, tuż. Wtedy nie czuję się dobrze psychicznie. Myślę sobie: tyle potu wylewam na treningu, haruję podczas meczu i wszystko na nic. Wielu kibiców już nas skreśla. Wywiesili transparent, że spadniemy do pierwszej ligi. Jestem wręcz przekonany, że tak nie będzie. Nie dopuścimy do tego, byśmy byli pierwszymi, którzy zapiszą się niechlubnie w historii klubu. Będziemy robić wszystko, by zacząć wygrywać i utrzymać się w lidze.

- Przeskoczycie Toruń w sezonie zasadniczym? To tylko 6 punktów straty.
- Gdybym był wróżką, to bym to wiedział. Niemniej jest szansa, bo gramy z Toruniem i Sosnowcem u siebie. Musimy jeszcze komuś z możnych urwać punkty. Może wreszcie szczęście zacznie nam sprzyjać, bo dotychczas nie było nam przychylne. Jeśli nie uda nam się przeskoczyć torunian, to jeszcze jest play out. Nie ma znaczenia czy trafimy w nim na zespół z piątego czy z szóstego miejsca. Zapewniam, będziemy walczyć do końca.

- W czwartek pierwszy możny rywal do oskubania z punktów. Tyszanie przeżywają kłopoty, wypadli z czwórki, zmienili trenera.
- To nic nie znaczy. Będą jeszcze bardzie zmotywowani, bo nie mogą już sobie pozwolić na straty punktów. Czeka nas trudne zadanie, bo uważam, że Tychy mają duży potencjał.

Komentarze







reklama