17.01.2012 | Czytano: 961

Bez składu i armat

Pięć spotkań, pięć porażek – to bilans porażek hokeistów Podhala Nowy Targ w styczniu. Nadal nie zagościł uśmiech na naszych twarzach. Nie jest to też optymistyczny sygnał przed dalszą częścią rozgrywek – mówi nasz ekspert, Jacek Kubowicz.

Żeby nie zacząć podsumowania minionego weekendu negatywnie, to zacznę od plusu, który zauważyłem w meczu z Jastrzębiem. Wreszcie Podhalu udało się strzelić pięć goli rywalowi z wyższej półki. Przy tym składzie, to jest niebywałe osiągnięcie. Szkoda tylko, że nadal w naszej grze jest dużo niefrasobliwości, braku konsekwencji i koncentracji do ostatniej sekundy. Prowadziliśmy 3:1 i 4:2, ale jak powiedział Jarek Różański, to jest hokej i w momencie można wszystko stracić. Ano można. Tylko na miłość Boską dlaczego tak często się zdarza tej drużynie? To była kolejna frajerska przegrana. Przy bramce doprowadzającej do dogrywki nasi zawodnicy w niegroźnej sytuacji spanikowali. Nie potrafili przytrzymać „gumy”, by koledzy się zmienili, lecz ją wystrzelili na uwolnienie. Takich prezentów doświadczony przeciwnik nie daruje. Trzy pewne punkty poszły się paść, a dodatkowo kolejny kiks zrobiliśmy dogrywce. Współczuję trenerom, bo nie mają, kim grać. Nie ma armat w tej drużynie.

Potwierdziło się to Oświęcimiu, gdzie w odstępie dwóch i pół minuty daliśmy sobie wbić trzy gole i było po przysłowiowej „herbatce”. Drużyny z pierwszej piątki potrzebują punktów, by znaleźć się w play off i nie stosują taryfy ulgowej przede wszystkim ze słabeuszami. Nie można jednak nawiązać wyrównanej walki, a co dopiero myśleć o korzystnym wyniku, skoro pomagamy jak możemy rywalowi. Sami się osłabiamy, okaleczamy, podajemy rękę przeciwnikowi. Tym razem przez 22 minuty graliśmy w osłabieniu. Mało tego, dwa razy w podwójnym. Trochę mnie dziwi, brak myślenia u graczy. Przecież jak gramy w czwórkę, to trzeba być odpowiedzialny, a nie jeszcze osłabiać zespół. To musiało się skończyć utratą gola. Tym bardziej, iż w oświęcimskim zespole grają ograni zawodnicy, obcokrajowcy i reprezentanci kraju. Nie jestem przy drużynie i nie wiem, z czego wynikały kary. Czy z bezpośredniego zagrożenia, czy też z braku sił. Pozostała nam tylko modlitwa, by kontuzjowani gracze szybko wrócili do składu. Wiemy jednak, że nie są to lekkie kontuzje, wymagają dłuższego leczenia. Tymczasem młodych nie ma już na uzupełnienie drużyny.

Po tylu porażkach z pewnością zespół znalazł się w psychicznym dołku. Odbudowa psychiki, to chyba największe wyzwanie przed trenerami. Współczuję im, ale teraz odbijają się przedsezonowe ruchy kadrowe. Jedną piątką kolosalnie trudno będzie wyrwać komuś jakieś punkty, a trzeba ich szukać w każdym meczu. Najważniejsze mecze dopiero przed nami i serce mi podpowiada, by mieć nadzieję, że jeszcze zdołamy przeskoczyć torunian w sezonie zasadniczym. Starta jest przecież niewielka, zaledwie 6 punktów.

W czwartek potykamy się z Tychami, gdzie zmieniono trenera i drużyna od razu urwała punkt liderowi. Przy nowej miotle każdy zawodnik chce się pokazać z jak najlepszej strony i daje z siebie maksimum. Chociaż o Wojtku Matczaku trudno mówić „nowa miotła”, bo prowadził już ten zespół i świetnie go zna. Z nami będą na pewno mocno zmotywowani, bo wypadli poza czwórkę. Niemniej, my też mamy swoje problemy i jeśli chcemy odbić się od dna, to w tym meczu musimy szukać punktów.

Tekst Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama