21.11.2011 | Czytano: 988

Z Sokołami na plusie

Juniorzy młodsi i starsi MMKS Podhale Nowy Targ na kolejne ligowe spotkania o mistrzostwo Polski wybrali się do grodu Kopernika. Podopieczni Ryszarda Kaczmarczyka zaaplikowali Sokołom 19 goli, tracąc dwa, a Łukasza Gila podzielili się punktami.

Sokoły w lidze juniorów są liderami. Do meczu z „Szarotkami” jeszcze nie doznały porażki. Kiedyś jednak „złota” seria musiała się skończyć. Goryczy porażki zaznali w pierwszym meczu, chociaż nic początkowo na to nie zapowiadało.
Górale zaczęli fatalnie od szybko straconych dwóch goli. Wydawało się, że z liderem nie powalczą. Tymczasem z upływem czasu przyjezdni coraz śmielej sobie poczynali na tafli. Bardzo ładnie rozegrali przewagę, w której Szal zdobył kontaktowego gola. Nowotarżanie mieli jeszcze kilka okazji, by skorygować rezultat, ale krążek jak zaczarowany nie mógł znaleźć drogi do bramki. Albo odbijał się od nóg i kijów przeciwnika, albo dość szczęśliwie padał łupem bramkarza.

W drugiej odsłonie obserwowaliśmy wyścig Podhalan na dochodzenie. Co wyrównali (2:2, 3:3), to gospodarze obejmowali prowadzenie. Druga tercja zakończyła się remisem 4:4, a czwarta bramka gości była dość przypadkowa. Trzecia odsłona zdecydowanie już należała do Podhala. Torunianie stanęli, jakby zabrakło im sił. Nie stworzyli sobie żadnej sytuacji i nowotarżanie dwoma golami przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę.

W rewanżu górale zagrali bardzo nieskutecznie. Wypracowali sobie mnóstwo świetnych okazji, lecz nie potrafili znaleźć sposobu na pokonanie ostatniej toruńskiej instancji. Trzeba przyznać, że broniła z dużym wyczuciem i szczęściem. Gospodarze bramki zdobywali w przewadze. Praca arbitrów pozostawiała wiele do życzenia. Gospodarzom w tym przypadku nie tylko ściany pomagały. Na wyjazdach trzeba się do tego przyzwyczaić, że gwizdki nieraz mają fałszywe tony.

- W pierwszym meczu, mimo nienajlepszego początku, potrafiliśmy wyjść obronną ręką z opresji – mówi szkoleniowiec Podhala, Łukasz Gil. – W trzeciej tercji już przeważaliśmy. Trzeba pochwalić Kosa, który trzy razy pokonywał bramkarza przeciwnika. Nazajutrz popełniliśmy mnóstwo błędów. Zabrakło krycia pod własną bramką, przegrywaliśmy buliki we własnej strefie, a do tego doszły kary, które rywal wykorzystywał. Gdybyśmy zdobyli kontaktowego gola, a nie na 3:1, a były po temu sytuacje, to być może inaczej potoczyłyby się losy meczu. Zabrakło nam skuteczności, zimnej głowy w sytuacjach podbramkowych i szczęścia.

Za to z kompletem punktów wrócili juniorzy młodsi Podhala. Swoją postawą sprawili, iż Sokoły nisko latały i z łatwością dawały się ustrzelić.

- Wynik pierwszego spotkania sugerowałby, iż było to nasz spacerek po toruńskim lodzie – mówi trener Podhala, Ryszard Kaczmarczyk. – Łatwo i przyjemnie jednak nie było. Dość późno wyjechaliśmy z Nowego Targu i dotarliśmy do grodu Kopernika tuż przed rozpoczęciem meczu. Z autokaru udaliśmy się na rozgrzewkę. W pierwszej tercji byliśmy ospali, nie potrafiliśmy znaleźć własnego rytmu. Graliśmy na stojąco. Co prawda objęliśmy prowadzenie 2:0, ale potem gospodarze mieli co najmniej pięć sytuacji dwa na jeden lub trzy na jeden. Nie potrafili ich wykorzystać. Zdobyli kontaktowego gola z dobitki. Dobrze naszej bramki strzegł Kapica.

- Na początku drugiej tercji zdobyliśmy przypadkową bramkę – kontynuuje relację trener „Szarotek”. - Właściwie było to samobójcze trafienie, bo krążek po strzale Stypuły odbił się od obrońców i znalazł lukę między parkanami golkipera. W kolejnych minutach gospodarze mieli dwie sytuacje sam na sam, lecz ładnie łapaczką wybronił je Kapica. Gdy zanosiło się na trudną przeprawę, nagle, w odstępie dwóch minut, zdobyliśmy trzy gole, po ładnych składnych akcjach. Było po meczu. Torunianie już nie wrócili do gry. W trzeciej tercji było już dogrywanie meczu. Jeszcze trzy razy ulokowaliśmy czarny kauczukowy przedmiot w bramce gospodarzy.

- Obawiałem się rewanżowego spotkania – twierdzi Ryszard Kaczmarczyk. – Plewa i Kmiecik wypadli mi ze składu. W pierwszym meczu doznali kontuzji. Mało tego. Po pierwszym meczu, podczas pożegnania, doszło do nieprzyjemnego incydentu. Jeden z torunian rzucił się na Oraczko, nie wiadomo z jakiego powodu, z pięściami i kijem. Miejscowy hokeista otrzymał karę meczu, a Oraczko miał przetrącony nos. Rozpoczął rewanżowe spotkanie, ale grał tylko pierwszą tercję. Nie był w stanie oddychać. W tej części gry urazu nabawił się też Gacek. Formacje się posypały. Mało tego. Sędziowie próbowali kombinować. Prowadziliśmy 3:0 i wtedy nałożyli karę 10 minut na Wronkę. Chyba tylko dlatego, że swoimi zagraniami ośmieszał przeciwnika, aż żal było patrzeć. Torunianie kompletnie nie wiedzieli gdzie są, tak „wkręcał” ich w lód. Wydawało się, że ta kara odwróci losy spotkania, ale chłopcy zagrali wyjątkowo mądrze. Grali spokojnie krążkiem, z łatwością punktując przeciwnika.

Juniorzy
Sokoły Toruń – MMKS Podhale Nowy Targ 4:6 (2:1, 2:3, 0:2) i 4:1 (2:0, 0:0, 2:1)
Bramki dla Podhala: Kos 3, Olchawski, Szal, Puławski (I mecz); Olchawski (II mecz).

MMKS Podhale: S. Mrugała ( w drugim meczu Michałczak) – Szal, Plewa, P. Wielkiewicz, F. Wielkiewicz, Olchawski – Wojdyła, R. Mrugała, Kos, Mielniczek, Kolasa – Wcisło, Pacyga, Puławski, Worwa. Trener Łukasz Gil.


Juniorzy młodsi
Sokoły Toruń – MMKS Podhale Nowy Targ 1:9 (1:2, 0:4, 0:3) i 1:10 (0:3, 0:4, 1:3)
Bramki dla Podhala: Tomasik 2, Gacek 2, Stypuła, Wronka, Kmiecik, Pustułka, Kolasa (I mecz); Wronka 3, Mielniczek 2, Kolasa 2, Tomasik, Stypuła, Jachimczyk.

MMKS Podhale: Kapica ( w drugim meczu Szlachtowski) – Plewa, Tomasik, Gacek, Mielniczek, Stypuła – Sulka, Dębowski, Kmiecik, Wronka, Gleń – Łukaszka, Jachimczyk, Pustułka, Kolasa, Oraczko. Trener Ryszard Kaczmarczyk.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama