To wyróżnienie trafiło w godne ręce. Co roku spod jego trenerskiej ręki wychodzi spora grupa hokeistów, która zasila ekstraligowe i pierwszoligowe kluby. Połowa zawodników Wojasa Podhale, to właśnie jego wychowankowie. To oni w tym roku szeroką lawą wkroczyli do profesjonalnej drużyny i okazało się, że wcale nie są gorsi od doświadczonych zawodników. Więcej, w wielu spotkaniach „ciągnęli” grę, byli ojcami sukcesu, a w nagrodę otrzymali powołania do seniorskiej reprezentacji kraju. MMKS jest też największym dostarczycielem zawodników do juniorskich kadr. Zespół prowadzony przez niego w pierwszej lidze co roku piął się w górę tabeli. W zakończonym niedawno sezonie MMKS zajął najwyższe w historii miejsce – czwarte, dodajmy był jedną z najmłodszych ekip. Wywalczyła sobie prawo gry w play off, ale…oddała miejsce Orlikowi Opole, gdyż zawodników potrzebował Wojas.
„Szopen” – bo taki nosi pseudonim – na to wyróżnienie pracował latami. Trenerzy grup młodzieżowych nigdy nie są na pierwszych stronach gazet, a wykonują najcięższą robotę, za żebracze pensje. Robią to przeważnie z miłości do danej dyscypliny sportu. Dzięki takim ludziom sport młodzieżowy w Polsce jeszcze egzystuje.
– Zaskoczony jestem nie tylko wyróżnieniem, ale także tym, iż jest taki plebiscyt – mówi laureat. – To dla mnie ogromna satysfakcja, że są ludzie, którzy docenili „czarną” pracę na dole. Dziękuje tym, którzy oddali na mnie głos.
Postęp młodzieży, poziom jaki prezentuje, odzwierciedlają wyniki reprezentacji, a te nie zbyt różowo rysują przyszłość polskiego hokeja. W ostatnich latach krzywa sukcesów młodzieżowych drużyn narodowych na światowych championatach wyraźnie idzie w dół.
- Dawniej szkolono zawodników w klubach. Był większy wybór i konkurencja do drużyny narodowej – twierdzi Jacek Szopiński. – Zawodnicy do reprezentacji powoływani byli z naturalnej selekcji. Potem ten system zmieniono, a reprezentantem mógł zostać tylko ten, kto uczęszczał do Szkolny Mistrzostwa Sportowego. Szkoła wyciągała” z klubów najlepszych, lecz po kilku latach najlepsi rezygnowali z pójścia do tej placówki, ale nadal trzon reprezentacji się nie zmienił. Obecnie częściej sięga się po zawodników klubowych, ale w dalszym ciągu 50% kadry stanowią uczniowie SMS. By postęp był widoczny, trzeba się zdecydować, czy szkolimy w klubach, a może powołujemy 6-8 ośrodków, na które znajdą się środki, by profesjonalnie przygotować młodzież.
Szopiński ma co przekazać młodym adeptom, bo sam był wybitnym zawodnikiem, mistrzem Polski i reprezentantem kraju. W ekstralidze zadebiutował w 1982 roku z GKS Katowice. - Jako 12-latek rozegrałem pierwszy prawdziwy mecz z Zetorem Brno – wspomina. - Dwa lata po ligowym debiucie zaliczyłem zwycięskie dla nas mistrzostwa świata juniorów grupy „B”. Jeszcze w tym samym roku, w sierpniu, zadebiutowałem w pierwszej reprezentacji Polski przeciwko Rumunii. W 1991 r. wyjechałem do Francji...
Grał w zespole HC Morzine. W lidze francuskiej szczycił się rekordem zdobytych punktów w jednym meczu. Zdobył ich dziewięć, za cztery gole i pięć podań. Z 27 bramkami i 24 asystami był w klubie najlepszy w punktacji kanadyjskiej.
Oto jak wspomina udział w igrzyskach olimpijskich w Calgary. - To było niesamowite przeżycie, którego nie zapomnę do końca życia, tym większe, że odbywało się w ojczyźnie hokeja. Ponadto rozegraliśmy kapitalny pojedynek z gospodarzami, a po remisie ze Szwecją byliśmy rewelacją turnieju, ale… Po wykryciu dopingu u Jarka Morawieckiego pozostał wielki wstyd i.... kac. Mieliśmy ogromną szansę na wysoką lokatę. Tymczasem w jednej chwili wszystko się załamało.
Szopiński grał na środku ataku. Z roli rozgrywającego, wywiązywał się znakomicie. Przez pewien czas wspólnie z Januszem Hajnosem i Piotrem Podlipnim tworzyli jeden z najlepszych ataków w kraju. Łyżew nie zawiesił na kołku i gra nadal, tyle, że w drużynie oldbojów. W dniu przyznania nagrody rozpęczały się mistrzostwa Polski oldbojów, z jego uczestnictwem.
Tekst + foto Stefan Leśniowski