26.09.2008 | Czytano: 1739

Trójkolorowi podhalańczycy

Podhalańscy kickbokserzy znowu przysporzyli nam wiele radości. Do swojej bogatej medalowej kolekcji dorzucili kolejne kruszcze. Złoto, srebro i brąz wywalczyli w mistrzostwach kraju w low-kicku w Świebodzicach.

Po raz kolejny mistrzem Polski został Łukasz Jarosz, w kategorii powyżej 91 kilogramów. O najcenniejszy medal stoczył walkę z gdańszczaninem Pawłem Szymkowiakiem. - Z Łukaszem trudno mi się walczyło - powiedział gdańszczanin. - Nie do końca wypełniałem założenia taktyczne, byłem spięty i stąd przed czasem zakończyłem walkę.

Walka zakończyła się w trzecim starciu po nokaucie technicznym. Gdańszczan już w pierwszym starciu był liczony i tak na dobrą sprawę, gdyby Łukasz chciał, to już w kolejnej rundzie posłałby go na deski. Miał jednak gołębie serce i postanowił przeciwnika oszczędzić. Tym bardziej, iż potrzebuje przetarcia przed czekającymi go walkami zawodowymi w październiku i listopadzie. W trzeciej rundzie nie miał już litości. Rabczanin dwa razy zmusił sędziego do liczenia Szymkowiaka i w końcu odesłania go do narożnika. – Przede mną ważne walki i dlatego nie byłem w szczytowej formie. Brakowało mi jeszcze szybkości i dynamiki, ale na Pawła to wystarczyło – powiedział Łukasz Jarosz.

W kategorii 81 kg rękawice skrzyżował Wojciech Hoły. Wysoka pozycja w rankingu sprawiła, iż miał w pierwszej rundzie wolny los. Bez walki więc znalazł się w półfinale. W nim spotkał się z ubiegłorocznym mistrzem Polski w kategorii 86 kg Krystianem Czelewiczem z Poznania i wygrał jednogłośnie na punkty. Nowotarżanin już w pierwszym starciu zyskał przewagę fizyczną i psychiczną. Hoły kapitalnie bił nogami, osłabiając dolne partie przeciwnika. A potem wyprowadził ciosy, po których sędziemu nie pozostało nic innego tylko wyliczyć poznaniaka. Za pierwszym razem padł na deski po kapitalnym prostym. Potem poprawił sierpowym i znowu poczuł smak „desek”. Wypracowaną przewagę nie oddał już do końca. W kolejnych rundach kontrolował przebieg wydarzeń w ringu. Bardzo umiejętnie szafował siłami, bo w końcu czekała go finałowa walka. W niej spotkał się Pawłem Jędrzejczakiem z Punchera Wrocław, który w drodze do finału pokonał zawodnika Tom Center Piotrków Trybunalski i Macieja Miszkina z Bielańskiego Klubu Kick-boxingu. To wicemistrz świata i mistrz Europy, który przed tymi zawodami trenował w Tajlandii. Przygotowywał się do głównej imprezy sezonu mistrzostw świata federacji ISKA, w której zdobył niedawno tytuł zawodowego mistrza Polski. Hoły walczył z wrocławianinem już dwukrotnie i zawsze górą był jego rywal. Tym razem również szczęście nie uśmiechnęło się do górala. Zwyciężył wrocławianin, ale….dopiero przez wskazanie sędziów. Taki werdykt najbardziej boli. – Niestety w najważniejszych momentach zabrakło mi „pary” w nogach – przyznał Wojciech Hoły. – Wydaje mi się, że przesadziłem w przygotowaniach. Nie wyprowadzałem ciosów z nóg, a więc straciłem najmocniejszy swój atut. Tylko boksowałem, a to było za mało, by do siebie przekonać arbitrów. Cieszę się jednak ze srebra, w końcu też ma jakąś wartość.

Trzeci nasz zawodnik Patryk Storc stanął na najniższym stopniu podium. Ten nie miał szczęścia w losowaniu. W półfinale trafił na utytułowanego Leszka Kołtuna (TKKF Wołów). Kołtun to Interkontynentalny mistrz świata federacji WKN, mistrz świata federacji WKN w formule low-kick, 4-krotny mistrz Polski, 4-krotny zdobywca międzynarodowego Pucharu Polski, 2-krotny zdobywca Pucharu Świata, brązowy i srebrny medalista Pucharu Świata, członek kadry narodowej od roku 2004 i… 4-krotny mistrz Polski w kolarstwie szosowym. Już ta wyliczanka świadczy na jak trudnego rywala natknął się nowotarżanin. Patryk po zaciętym boju przegrał na punkty i zdobył brązowy medal. Nowotarżanin tak wymęczył Kołtuna, iż ten w finale nie był już w stanie wygrać z Krzysztofem Romaniukiem z Bielańskiego Klubu Kick-Boxingu.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama