29.09.2011 | Czytano: 923

Mierz siły na zamiary

PODSUMOWANIE OSTATNIEJ KOLEJKI: Siedem porażek i jedna wygrana – to bilans hokeistów Podhala po pierwszej rundzie PLH (rozegrali jedno spotkanie awansem z Cracovią). Do tego pobito kilka niechlubnych rekordów w historii klubu. Nie są to budujące osiągnięcia. Było różnie w blisko 80- letniej historii klubu, były wzloty i upadki, ale tak słabego startu górale jeszcze nie mieli. Wierni kibice są zaniepokojeni, a wrogowie... zacierają ręce.

Po ostatniej klęsce z Sanokiem odebrałem mnóstwo telefonów od tych zatroskanych i od tych, którzy utopiliby hokeistów w łyżce wody. Ci pierwsi próbują znaleźć racjonalne wytłumaczenie i biją na alarm. – Jeśli ktoś nie daje sobie radę w zarządzaniu klubem, to niech przestanie się bawić w te klocki. Trzeba mierzyć siły na zamiary – to jeden z telefonicznych głosów. – Nie jest to promocja hokeja, w przeddzień w referendum, w którym decydować się będą losy hokeja w mieście – inny głos w słuchawce przestrzegał.

- Spodziewaliśmy się czegoś więcej, i z gry, i punktów – mówi nasz ekspert, Jacek Kubowicz. – Nawet w najczarniejszych snach nie przewidywałem tak fatalnych występów „Szarotek”. Trzy „oczka” zdobyte na Sosnowcu bardzo cieszą, ale... W przegranych spotkaniach mogliśmy jeszcze zdobyć dwa. Zasługiwaliśmy na dwa remisy. Nie zawsze za zasługi dopisuje się punkty. Szczęściu trzeba pomagać, a my mu nie pomogliśmy zarówno z Cracovią jak i Jastrzębiem. Tymczasem Toruń ciuła punkty i ma ich tyle co Unia. Nie tylko na własnym lodowisku się spręża. Tymczasem Podhale to dwie całkiem inne drużyny, u siebie i na wyjeździe. Chciałbym, żeby zawodnicy w meczach wyjazdowych wkładali 60-70% zaangażowania, które mają na własnej tafli. Na pewno wtedy nie byłoby tak wstydliwych wyników. Jeśli w jednej tercji oddaje się 2 -3 strzały na bramkę przeciwnika, to jak można mówić o jakimkolwiek zagrożeniu z naszej strony.

Kary to kolejny gwóźdź do trumny górali. Jeśli na ławce kar przesiaduje się jedną tercję, to jak tu marzyć o zwycięstwach, czy nawiązaniu wyrównanej walki. Trochę mnie dziwi, że mając 0:5 w plecy dalej faulujemy 30 – 40 metrów od bramki. Przy takim wyniku nie mamy szans na zwycięstwo, więc powinniśmy pilnować wyniku. Przegrać 2:6 czy 3:7, to wtedy nikt złego słowa nie powiedziałby. Jeśli w 35 minucie z Sanokiem mamy na liczniku 0:10, to oba zespoły chciałyby zjechać do szatni.

Liga pędzi w ekspresowym tempie. Trzeba się gotować do następnych trudnych bojów, a psychika na pewno uległa uszkodzeniu. W takiej sytuacji Podhale wybiera się jeszcze do...Turkmenistanu. Nie wiem, kto był tak wielkim zwolennikiem wyjazdu. Decyzja została podjęta i teraz jest zbyt późno, by z niej zrezygnować. Wyszlibyśmy na niepoważnych ludzi. Cracovia trzy tygodnie wcześniej zrezygnowała, dając organizatorowi pole manewru. Od początku sezonu widać było, że nam nie idzie. Było dużo czasu na podjęcie decyzji.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama