20.07.2011 | Czytano: 3017

Skok na kasę Gudbaja (+zdjęcia)

Patryk Galica Gudbaj, sponsorowany przez Termy Podhalańskie, znowu pokazał klasę. Przed tygodniem był drugi w międzynarodowych mistrzostwach Słowacji w motocrossie, tym razem zwyciężył w Pucharze Słowacji w klasie MX1. Zawody rozegrano na torze w Široke.

- Pogoda była typowo motocrossowa. Lekko pod chmurą, nie było upału jak przed tygodniem. Warunki dla mnie wprost wymarzone – twierdzi Patryk Galica Gudbaj. - Tor był dobrze przygotowany i niezwykle wymagający. Twardy, kamienisty, jak to na Słowacji. Szybko więc powstały koleiny i „praleczki”. Ręce dostały niezłe „baty”. Miało to wpływ na płynność jazdy, bo wszystko skakało. Do tego było 12 skoczni, jedna naprawdę olbrzymia. Wokół niej było mnóstwo widzów. Nie ma się czemu dziwić, publika motocrossowa to specyficzna publika, lubiąca sytuacje mrożarce krew w żyłach. Nie doczekali się wywrotek, bo zawodnicy byli dobrze wyszkoleni technicznie. Obejrzeli za to kilka sztuczek w powietrzu, z przechyleniem motocykla, czy też dalekimi skokami.

Gospodarze przygotowali dla uczestników niespodziankę. Ufundowali nagrodę 100 euro dla zawodnika, który najszybciej pokona jedno okrążenie. – Widziałem u zawodników błysk – mówi Patryk. – Każdy chciał zrobić skok na kasę. Nie ukrywam, że ta cześć zawodów była najbardziej ekscytująca. O nagrodę stoczyłem zwycięski pojedynek z miejscowym zawodnikiem Vladimirem Kasalą, który ściga się na KTM-ie 450. O sekundę byłem od niego szybszy.

Nie tylko 100 euro wpadło do kieszeni zakopiańczyka, ale dzięki najszybszemu przejazdowi mógł wybierać pole startowe, najbardziej mu odpowiadające.

- Drugi „wypaliłem” z maszyny startowej – relacjonuje pierwszy wyścig nasz zawodnik. - Kasala prowadził przez trzy okrążenia, a potem sprawy wziąłem w swoje ręce. Wyprzedziłem go i z każdym okrążeniem zwiększałem przewagę. Jak to w motocrossie były błędy, ale nie na tyle poważne, by zaliczyć ”glebę”. Drugi wyścig to kopia pierwszego. Kasala wystrzelił jak z armaty z maszyny startującej, a ja usadowiłem się za jego plecami. Tor wyschnął na pieprz i potworne tumany kurzu unosiły się za zawodnikami. Ten kto jechał w głębi stawki miał minimalne szanse, by przebić się do przodu. Widoczność była utrudniona. Ja nie zamierzałem łykać pyłu wydostającego się spod koła Kasali. Zaatakowałem na drugim okrążeniu na jednej ze skoczni. Przeskoczyłem Słowaka i odjechałem mu w siną dal. Przeciwnik nie podjął już walki. Z dużą przewagą minąłem linię mety.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama