27.04.2011 | Czytano: 950

Po równi pochyłej

Po lidze przyszło nam się emocjonować występami reprezentacji w mistrzostwach świata. Wrażenia końcowe nie są miłe i budujące. Nasz hokej stoczył się najniżej w historii – analizuje występ biało-czerwonych na taflach w Kijowie, nasz ekspert Jacek Kubowicz.

Po spotkaniach z Litwą i Estonią zajmowaliśmy pierwsze miejsce. Były zachwyty, ale chyba nikt nie zauważył, iż potykaliśmy się z drużynami z niższej półki. W turnieju trzeba rozegrać pięć spotkań i w kolejnych zaczęły się schody. One zweryfikowały nasze możliwości, potwierdziły to, o czym środowisko hokejowe od dawna wiedziało, ale do rządzących nie docierało.

Nawet optymalny skład nas nie uratował. To, że się wykruszył, to żadne usprawiedliwienie. Na taką ewentualność trzeba być przygotowanym. Kontuzje poniekąd wynikały z pecha i niezbyt dobrej koncentracji zawodników. Dwie pierwsze kontuzje wykluły się z prawidłowego wejścia ciałem. Zawodnicy powinni być na to przygotowani, że rywal zaatakuje ich przy bandzie. W mistrzostwach nikt nikomu nie odpuszcza. Nasi hokeiści mają jednak ligowe nawyki, gdzie ostrych starć ciałem jest jak na lekarstwo.

Spadek do trzeciej ligi odbije się czkawką. Już kluby ledwie wiążą koniec z końcem, a teraz... Jaki sponsor będzie zainteresowany tym, by widać go było tylko na lodowisku drużyny, którą wspiera? Chciałby, żeby obejrzało go kilkanaście tysięcy widzów w telewizji. Reprezentacja jest lokomotywą dyscypliny i nie pomogła, żeby znaleźć sponsora strategicznego.

Z analizy ostatnich lat wynikało, że reprezentacje, z którymi kiedyś graliśmy na równi, zdecydowanie nam uciekły. Jeszcze w latach 90 –tych wygrywaliśmy z Duńczykami, Norwegami, Włochami, Austriakami czy Francuzami. Teraz nie mamy z nimi szans, a dogonili nas Węgrzy, o których kilkanaście lat temu nikt nie słyszał. Coraz mocniejsze są reprezentacje RPA, Izraela, Australii czy Turcji wzmocnione Rosjanami. Nie są to oldboje jak kiedyś, ale młodzi i świetni w swoim rzemiośle. Nie będzie z nimi łatwo rywalizować w trzeciej lidze. Jeszcze 20 lat temu byliśmy za słabi na grupę A, a za mocni na B. Byliśmy windą, która krążyła między tymi grupami, ale wtedy światowa elita liczyła osiem zespołów. Reprezentowaliśmy dobry poziom, drużyna narodowa rozgrywała wiele spotkań towarzyskich z reprezentacjami, a nie ligowymi zespołami.

Młodzieży mamy mało. Ośrodki się nie rozbudowują, a wręcz zanikają. Wszyscy trenerzy narzekają, że coraz mniej dzieci trenuje. To zły objaw, bo niedługo ta piękna dyscyplina może zniknąć w naszym kraju. Ciśnienie powinno iść od Związku na reprezentację, a później przekładać się na ośrodki klubowe. Trzeba jednak działać szybko i stanowczo, bo czas – jak widać –szybko ucieka.

Mam nadzieję, że wreszcie centrala wyciągnie konstruktywne wnioski. Aż prosi się reorganizacja ligi, zwiększenie ilości spotkań. Inne reprezentacje spotkały się 7- 8 dni przed czempionatem i trenerzy potrafią poukładać piątki, osiągając lepsze wyniki niż nasza drużyna, która miesiąc się przygotowywała. Długie zgrupowania rzadko kiedy przynosiły pozytywny efekt. Spróbujmy pójść inną drogą, taką jaką idą inne kraje. Zagrajmy z marszu, zaraz po lidze.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama